Miroslav Palgut: w drużynie są spore rezerwy
W minioną sobotę, po raz pierwszy w swojej polskiej karierze poprowadził Jastrzębski Węgiel jako pierwszy szkoleniowiec. Swoją rolę wypełnił dobrze. Choć drużyna uległa bełchatowskiej Skrze 1:3, pokazała wolę walki i ambicję - od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Czy Słowak dostanie szansę by sterować śląskim klubem do końca sezonu?
- PlusLiga: Nieoczekiwanie został pan I trenerem Jastrzębskiego Węgla - jak długo?
- Miroslav Palgut: To oczywiście pytanie do prezesa Grodeckiego, nie do mnie. Gdybyśmy wygrali ze Skrą za 3 punkty, pewnie byłoby lepiej. Prezes powiedział, że ma do mnie zaufanie i w najbliższych meczach poprowadzę drużynę. Nie wiadomo czy to będą 2 mecze, czy 5 - to się okaże. Mam spore doświadczenie w pracy trenerskiej, ale w Polsce wszyscy chcą trenera z nazwiskiem. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że bardzo chciałbym zostać w Jastrzębiu, jak najdłużej.
- Podczas spotkania ze Skrą widać było u pana ogromne emocje, żywiołowe reakcje. To wynik stresu czy styl bycia?
- Moim zdaniem emocje są ważne, również u trenera. To zresztą powiedziałem zawodnikom przed spotkaniem ze Skrą. Prosiłem, żeby pokazali emocje, żeby zagrali tak, by nie tylko Klub Kibica angażował się w widowisko, ale żeby swoją postawą porwali wszystkich. Drużyna może przegrać, ale na boisku mają lecieć iskry, ma być walka o każda piłkę.
- Różnicę widać było także w komunikacji z II szkoleniowcem i z zawodnikami - byliście w ciągłym kontakcie.
- Każdy trener jest inny. Ja mam taki styl pracy, że podczas meczu lubię rozmawiać z II trenerem i z zawodnikami, słuchać ich. Najważniejsze, żeby była współpraca, żeby zawodnicy wierzyli w słowa trenera i żeby szli za nim. Jest mi bardzo przykro, że Igor rozstał się z drużyną, ale było dokładnie tak, jak on powiedział - jeśli nie ma porozumienia na linii trener - zawodnicy, trudno jest pracować. Na szczęście, choć jako pierwszy szkoleniowiec pracowałem już wielokrotnie, nigdy nie zdarzyła mi się podobna sytuacja. Ale prawda jest też taka, że im wyższy poziom rozgrywek, tym większa presja i oczekiwania.
- Powiedział pan, że zawodnicy muszą iść za trenerem. Za panem idą?
- O to trzeba ich zapytać. Na pewno na odprawie widziałem zainteresowanie w oczach zawodników. To niezwykle istotne. Gdybym widział znudzone, martwe oczy - byłoby niezwykle ciężko.
-Wcześniej tak właśnie było?
- Tego nie twierdzę, mówię tylko, że dla mnie taka sytuacja byłaby nie do przyjęcia.
- Co jest największą bolączką Jastrzębskiego Węgla?
- Największym naszym problemem było to, że graliśmy dobrze z rywalami, którzy w tabeli byli wyżej niż my, ale przegrywaliśmy. Dlatego straciliśmy pewność siebie. Teraz jedziemy do Budvy walczyć o kolejne punkty w Lidze Mistrzów. Potem skupimy się na lidze.
- Na czym dokładnie skupicie się po przyjeździe z Czarnogóry? Gdzie tkwią rezerwy?
- Zagrywka, przyjęcie i blok - to elementy, nad którymi bardzo musimy popracować. Druga sprawa, to Grzegorz Łomacz. Choć gra w kadrze narodowej, wciąż jest bardzo młodym zawodnikiem i nad nim trzeba się pochylić, wydobyć rezerwy, które w nim drzemią - głównie w kwestii dokładności i rozwiązań taktycznych. Grzesiek lubi pracować i pracuje dużo, więc na pewno wydobędziemy to, co najlepsze dla drużyny. Przy dobrej pracy ten zespół może pójść do góry.
- Rezerwy są też wśród zmienników. W sobotę bardzo dobrą zmianę dał Marcin Wika - wcześnie bardzo rzadko wykorzystywany.
- Marcin może grać dobrze i pomóc drużynie - co udowodnił w sobotę. Ma trudną sytuację, bo konkuruje z bardzo dobrymi graczami - Divisem i Hardym, ale jeśli będzie w lepszej formie, niż oni, na pewno znajdzie się na boisku. Byłbym idiotą, gdybym tak nie uczynił. Wszystko zależy od niego i od tego jak będzie pracował na treningach.