Mistrz Polski stracił pierwszy punkt
Cerrad Czarni Radom przegrali z PGE Skrą Bełchatów 2:3 (17:25, 25:23, 25:22, 18:25, 9:15) w meczu kończącym siódmą kolejkę PlusLigi. MVP Karol Kłos.
Lider PlusLigi rozpoczął to spotkanie zgodnie z planem. Bełchatowianie szybko osiągnęli kilkupunktową przewagę i na pierwszej przerwie technicznej prowadzili 8:4. Bardzo dobrze spisywał się Andrzej Wrona, który zaliczył m.in. asa serwisowego. Po przerwie obudzili się gospodarze, którzy zaczęli straszyć mistrzów Polski blokiem. Gospodarze zbliżyli się na dwa punkty i trzeba przyznać, że zrobili to w imponującym stylu. Czarni bardzo dobrze radzili sobie na przyjęciu, a bełchatowianie mieli momentami sporo problemów, aby skutecznie skończyć swoje ataki. Ciągle to jednak PGE Skra kontrolowała przebieg tego spotkania. Gospodarze po chwilowym zrywie zaczęli popełniać coraz więcej błędów, a mistrzowie Polski wykorzystywali każdy błąd rywala. Po raz kolejny w tym sezonie z bardzo dobrej strony pokazał się Facundo Conte. Argentyński przyjmujący bez żadnych problemów kończył podania swoich kolegów. Momentami robiło się w tym secie gorąco, ale… tylko momentami. Ostatecznie PGE Skra wygrała pierwszego seta bardzo pewnie.
Na drugą partię podopieczni Miguela Falaski wyszli nieco rozkojarzeni, a gospodarze szybko to wykorzystali i wyszli na prowadzenie 8:4. Czarni, niesieni bardzo żywiołowym dopingiem, prezentowali się w tym okresie meczu bardzo dobrze. Bełchatowianie nie potrafili przeciwstawić się ambitnie grającym gospodarzom i prowadzenie Radomia wzrosło na 14:9. Czarni grali niemal bezbłędnie i pewnie zmierzali po zwycięstwo w drugim secie. Sygnał do odrabiania strat dał Andrzej Wrona, po jego udanym serwisie przewaga miejscowych zmalała do trzech punktów. PGE Skra zbliżyła się do gospodarzy jeszcze bardziej, kiedy na zagrywkę wszedł Nicolas Marechal. Wprawdzie bełchatowianie mieli problemy z płynnym rozegraniem swoich akcji, ale odrobili parę punktów. W końcówce sporą przewagę wypracowali sobie gospodarze, którzy zmarnowali dwie piłki setowe. Bełchatowianie ambitnie walczyli o doprowadzenie do remisu, ale… zabrakło szczęścia. Trzeba jednak przyznać, że w drugiej partii Czarni zasłużyli na zwycięstwo.
Radomianie poszli za ciosem i od początku trzeciego seta sprawiali przyjezdnym sporo problemów. Zwłaszcza Barłomiej Bołądź dawał się we znaki bełchatowianom. To jednak PGE Skra zeszła na pierwszą przerwę przy prowadzeniu 8:7. W końcu PGE Skra zaczęła grać dobrze blokiem, a skuteczne interwencje w tym elemencie gry zaliczyli Andrzej Wrona i Mariusz Wlazły. Przerwa podziałała na gospodarzy bardzo mobilizująco i zdobyli cztery punkty z kolei. PGE Skra ponownie musiała gonić swojego rywala. Szybko udało się to bełchatowianom i po bloku Karola Kłosa mieliśmy remis 13:13. Po chwili gospodarze ponownie wyszli na prowadzeni 16:14. Po raz kolejny w barwach Czarnych z bardzo dobrej strony pokazał się Bołądź, który grał bezbłędnie. Kończył niemal każdą piłkę (w drugim secie 88% skuteczności w ataku!). We znaki dał się też bełchatowianom Daniel Pliński, który zdobył dla gospodarzy kilka bardzo cennych punktów. W końcówce tej partii Czarni znów wypracowali sobie przewagę i już jej nie oddali. PGE Skra straciła pierwszy punkt w tym sezonie.
Po dwóch słabych setach w wykonaniu bełchatowian kolejny rozpoczął się zdecydowanie lepiej. Podopieczni Miguela Falaski wrócili na właściwe tory i objęli prowadzenie 8:4. Duża w tym zasługa Nicolasa Marechala, który swoją zagrywką sprawiał Czarnym wiele problemów. Z dobrej strony pokazał się też Mariusz Wlazły. PGE Skra w końcu zaczęła przypominać drużynę, która straszyła rywali w każdym poprzednim meczu. Bełchatowianie zdecydowanie poprawili w tej części meczu zagrywkę i na efekty nie trzeba było długo czekać. W tym elemencie gry podobali się zwłaszcza Wrona i Marechal. Przy prowadzeniu PGE Skry 18:12 było już niemal pewne, że o losach tego meczu zadecyduje tie-break. Co więcej, bełchatowianie jeszcze podwyższyli to prowadzenie i w czwartej partii, podobnie jak w pierwszej, wygrali bardzo pewnie.
W decydującej części tego emocjonującego spotkania więcej zimnej krwi zachowali mistrzowie Polski. Gra była wyrównana do zmiany (6:8). Następnie przewagę uzyskali goście.