Mistrzostwo nadal w sferze celów i marzeń
- Historia pokazuje wiele takich przypadków, że z rywalizacji 2:0, wraca się do grania i zwyciężania. Skra Bełchatów jest klasową, doświadczoną drużyną. Teraz prowadzimy 2:0, ale rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw. Cieszyć się będzie ten, kto wygra ostatni mecz – mówi przed trzecim finałowym meczem Michał Mieszko Gogol, statystyk Asseco Resovii Rzeszów.
PlusLiga: Resovia Rzeszów wygrała drugie spotkanie finałowe 3:1. Jednak mieliście możliwość zakończenia tej rywalizacji w trzech setach. Czego zabrakło w partii trzeciej motywacji, czy za szybko pojawiła się myśl, że już wygraliście?
Michał Mieszko Gogol: W trzeciej partii graliśmy bardzo wyrównaną końcówkę. O wyniku końcowym decydowały pojedyncze piłki, które akurat Skra Bełchatów poprzez zagrywkę i presję na zagrywce wygrała. My mieliśmy swoją kontrę w górze, której nie wykorzystaliśmy. Być może gdybyśmy ją skończyli to mecz zakończyłby się wynikiem 3:0. Jednak nie ma co tego już rozpamiętywać. To był po prostu set, w którym decydowały detale i pojedyncze piłki. Z bardzo dobrej strony pokazał się Bartosz Kurek i Karol Kłos, którzy swoimi indywidualnymi akcjami przeważyli o losach tej partii.
- Obserwując Waszą grę nasuwa się wniosek, że kluczem do tych dwóch zwycięstw było to, że w końcu nie popełnialiście, aż tak dużej liczby błędów własnych.
- Wystrzegliśmy się błędów, które często mieliśmy w sezonie z organizacją gry, np. kto ma wystawić, podbić piłkę. Choć i w tym środowym meczu mieliśmy sytuacje, kiedy taki jeden free ball nam wpadł. Wystrzegamy się też przestojów w naszej grze, zwłaszcza na przyjęciu przy zagrywce float. Dzięki temu możemy dobrze grać w pierwszej akcji. A kiedy dobrze gramy w pierwszej akcji możemy ryzykować zagrywką. To jest nasza siła. Kalkulując nawet przy tym pewną ilość zepsutych zagrywek. We wtorek poniesione ryzyko na zagrywce opłaciło nam się jeszcze bardziej. W środę również zapunktowaliśmy, ale i przeciwnik zagrywał znacznie lepiej.
- Jak podsumowałbyś te dwa spotkania?
- W obu meczach wiele się działo. Kluczem do zwycięstwa bez dwóch zdań była zagrywka. We wtorek zagrywaliśmy bardzo dobrze. Zepsuliśmy 14 piłek, przy 10 asach serwisowych. To jest niesamowicie dobry współczynnik. Można marzyć o takich proporcjach, żeby były w każdym spotkaniu. Natomiast przeciwnik w pierwszym meczu zepsuł sporo piłek, a asów nie miał za wiele. Z kolei w środę oba zespoły miały porównywalne wyniki. Jeśli chodzi o Resovię to na pewno kontrataki dały nam drugą szansę na zdobycie punktu . W pewnych sytuacjach mieliśmy trochę szczęścia, np. piłka spadła po siatce. Co przemawia jeszcze na naszą korzyść i na rzecz zwycięstwa to to, że zagraliśmy bardzo dobrze w obronie i asekuracji. To dwa elementy defensywne, które na przestrzeni całego sezonu nie były naszą mocną stroną.
- Resovia Rzeszów wyjechała z Bełchatowa z dwoma zwycięstwami na koncie. Przed własną publicznością będzie łatwiej powalczyć o to trzecie zwycięstwo? Czy też o wiele trudniej, bo bełchatowianie przyjadą do Rzeszowa z myślą i wiarą w to, że przedłużą rywalizację i jeszcze powrócą do siebie na piąty mecz?
- Oczywiście, to nie koniec naszej rywalizacji. Historia pokazuje wiele takich przypadków, że z rywalizacji 2:0, wraca się do grania i zwyciężania. Skra Bełchatów jest klasową, doświadczoną drużyną. Wiele razy grała już pod ogromną presją i radziła sobie bardzo dobrze. Jestem przekonany, że czekają nas jeszcze trudniejsze mecze, niż te w Bełchatowie. My czujemy się bardzo dobrze w swojej hali, panuje tam bardzo dobra atmosfera. W tym sezonie przegraliśmy tylko trzy mecze przed własną publicznością. W Bełchatowie we wtorek zrobiliśmy pół kroku, a w środę kolejne pół kroku do zwycięstwa. A teraz mamy do zrobienia jeszcze jeden wielki krok. To nie jest jeszcze koniec i z tego musimy sobie cały czas zdawać sprawę. Bierzemy też lekcję z historii, gdzie ZAKSA wygrała pierwszy mecz, a kolejne trzy przegrała. Jastrzębski Węgiel też jeden mecz wygrał, a w kolejnych górą byli bełchatowianie. Zgodzę się, że my zrobiliśmy coś innego, bo wygraliśmy dwukrotnie, ale mimo to cały czas musimy być skoncentrowani i mieć duży szacunek do rywala. I mamy ten szacunek, bo mierzymy się z bardzo silną drużyną. Widać, że te spotkania rozgrywane są pod bardzo dużym napięciem i jesteśmy świadkami mocnej, męskiej siatkówki.
- Czy w rywalizacji między Resovią Rzeszów a Skrą Bełchatów nie jest też tak, że na siedmiokrotnym mistrzu Polski ciąży większa presja zwycięstwa, że oni muszą wygrać? A rzeszowianie mogą wygrać, ale nie muszą i nikt nie będzie miał o to pretensji, bo przegrać z tak utytułowanym zespołem to nie wstyd?
- My nie mówimy głośno słowa „mistrzostwo”, nawet w rozmowach między nami to nie pada. Nadal pozostaje to w sferze marzeń i celu, do którego chcemy dążyć. Nie możemy się zachłysnąć tymi dwoma zwycięstwami. Oczywiście, że my gramy bez presji. Powiem tak z Dynamo Moskwa zagraliśmy dwa mecze, które bardzo dużo nam dały. Toczyliśmy z nimi równorzędną wojnę zakończoną 2:3, a tak naprawdę o wyniku końcowym decydowały pojedyncze akcje. Wtedy pomyśleliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi. Byliśmy ciekawi, co będzie się działo jeśli przeniesiemy ten nasz poziom gry z meczów z Dynamo Moskwa na parkiety PlusLigi przeciwko Skrze Bełchatów. W mojej opinii stoczyliśmy równorzędne pojedynki z bardzo dobrym przeciwnikiem. Teraz prowadzimy 2:0, ale rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw. Cieszyć się będzie ten, kto wygra ostatni mecz. Osobiście tonowałbym te wszystkie wypowiedzi, że czeka nas świętowanie w domu, feta itp. Do tego jeszcze daleka droga. Zejdźmy na ziemie i stąpajmy po niej twardo. I bądźmy tak konsekwentni jak byliśmy w tych dwóch meczach.