Mistrzowie końcówek
Po wczorajszym dramacie dziś znowu: pięć setów, nerwy do samego końca i szczęśliwe zakończenie. Po najsłabszym spotkaniu mistrzostw Europy, w opinii Daniela Plińskiego, Polacy są już w czwórce najlepszych zespołów czempionatu.
Wbrew oczekiwaniom mecz ze Słowakami (3:2) nie układał się od samego początku. Pierwszy set wyglądał jak rozgrzewka, bo dopiero w kolejnej odsłonie Polacy pokazali „swoją grę”. - Moment między rozgrzewką a wejściem na boisko jest organizacyjnie jakoś dziwnie rozwiązany - przyznał Piotr Gruszka. - Jak kończymy rozgrzewkę, to jesteśmy bardziej rozgrzani, niż w momencie rozpoczęcia meczu. Musimy się jakoś bardziej przyłożyć do końcówki rozgrzewki - na ataku, żeby wejść cieplejszym na boisko. No i zacząć z głową.Rzeczywiście „chłodna głowa”, a nie kondycja fizyczna okazała się w tym spotkaniu najważniejsza. - Ostatnio zachowujemy zimną krew. Udaje się wygrać te trudne piłki i to cieszy - mówił zadowolony Daniel Pliński. - Zagraliśmy najsłabsze spotkanie na tych mistrzostwach, ale sztuką jest wygrać grając słabo.
- My nie graliśmy za mocno zagrywką, a Słowacy bardzo dobrze przyjmowali. Michał Masny mógł swobodnie rozgrywać, stąd między innymi ten wynik - podsumował grający na tej samej pozycji Paweł Zagumny.
- We wtorek z Hiszpanią była prawdziwa wojna z jednej i z drugiej strony - przypomniał nasz środkowy. - Jednak obie drużyny zagrały bardzo dobrze. My dzisiaj znacznie słabiej, najgorszy mecz na tym turnieju.
- Jednak ponownie wygrany - cieszył się także Paweł Zagumny. - Nie tylko my gramy tie breaki. Słowacy zagrali trzeciego piątego seta i trzeciego przegrali. My drugiego i ponownie wygraliśmy. Cieszy, że po długim graniu potrafimy się przełamać i przechylić tego tie breaka na swoją korzyść. Choć wiadomo, że lepiej byłoby wygrywać 3:0, bo się człowiek mniej męczy. Może jednak te pięciosetówki wyjdą nam na dobre w kontekście cięższych spotkań w półfinałach.
Bo właśnie o półfinałach, ba! O medalach myślą już podopieczni Daniela Castellaniego. - Już tylko to nam pozostało. Awans do pierwszej czwórki już jest. To wielki sukces tej reprezentacji. Mało osób w to wierzyło, a nam się udało. Najprawdopodobniej w grupie w Stambule byłoby gorzej, ale tego nie jesteśmy w stanie oceniać. W końcu Bułgarów ograliśmy w dwóch sparingach w Polsce - przypomniał Pliński.
Z drugiej grupy właśnie na Bułgarów lub Rosjan mogą trafić w losowaniu Polacy. - Jakbym miał wybierać, to uważam że nie ma między nimi różnicy - oceniał Piotr Gruszka. - Oba zespoły to bardzo mocni przeciwnicy. Biją się tam mocno, ale jeśli chcą wygrać, to muszą to pokazać też tutaj na boisku. I nie ma znaczenia z kim kto się zmierzy. Jeśli nas zlekceważą, to tylko się cieszyć. Choć i tak naprawdę liczy się nasza gra.
Jeśli w losowaniu trafi nam się zespół z naszej grupy, to według Gruszki już zupełnie nie będzie miało znaczenia kto to będzie. – Kogokolwiek dostaniemy, to wiemy jak gra. Może i będzie to zespół o szczebel niżej niż tamci, ale wszystko wyjdzie już „w praniu”.
- I najprawdopodobniej wszystko rozegra się w głowach - dodał Daniel Pliński. - My już wygraliśmy sporo, choć możemy jeszcze więcej - zapowiadał środkowy.
Jednak najpierw chcą wygrać z ostatnim grupowym rywalem Grecją. - Myślimy już głownie o półfinałach, ale teraz, gdy emocje opadną po ciężkim meczu ze Słowacją, skupimy się tym ostatnim spotkaniu. Ono może nas jakoś ustawić przed półfinałami - zaznaczył Gruszka. Jeśli Francuzi wygrają w czwartek z Hiszpanią, żeby zachować pozycję lidera, Polacy będą musieli pokonać Greków. Szanse na to ocenić trudno, bo zespół z południa formę ma niestabilną. Po udanej pierwszej fazie, teraz raczej zawodzą. We wtorek przegrali z Niemcami, dzień później pokonała ich Francja. - Grają bardzo dobrze, ale nie trenowali za dużo przed tym turniejem. Może stąd ta słabsza postawa w drugiej części turnieju - tłumaczył Paweł Zagumny.
Być może właśnie ta słabsza dyspozycja zachęci Daniela Castellaniego do wstawienia na boisku kilku rezerwowych. Oni sami o tym nawet nie myślą. - Najważniejsze, żebyśmy zagrali kolejne dobre spotkanie. Kto? To już jest drugorzędna sprawa - mówił Paweł Woicki i dodał, że chciałbym tak do samego końca grać coraz gorzej i wygrywać. - Nawet po 20:18 w tie-breaku - żartował nasz drugi rozgrywający. Powrót do listy