Murilo: siłę trzeba udowodnić na boisku
Jedna z największych gwiazd reprezentacji Brazylii i jeden z najlepszych siatkarzy świata Murilo otrzymał ofertę z polskiego klubu. Odmówił nie ze względu na sumę kontraktu, ale ponieważ wciąż ma ważną umowę z obecnym pracodawcą. Na parkietach PlusLigi zobaczymy go najwcześniej za dwa lata, w Polsce już niebawem - podczas finałów LŚ w gdańskiej Ergo Arenie.
- PlusLiga: Podobno był pan bliski podpisania kontraktu ze Skrą Bełchatów, co stanęło na przeszkodzie?
- Murilo Endres: Nie do końca tak było. Rzeczywiście, otrzymałem dobrą ofertę z Polski, szczerze mówiąc nie pamiętam nawet z jakiego klubu. Była to oferta wiązana, dla mnie i dla mojej żony, Jaqueline. Tyle tylko, że ja mam jeszcze dwa lata ważny kontrakt w Brazylii i póki co nie zamierzam go zrywać. Niemniej, to była ciekawa propozycja, bo polska liga z każdym rokiem jest silniejsza. Jednak dla nas, Brazylijczyków najważniejsze jest teraz, by pracować na siłę rodzimej ligi.
- Nie wszyscy myślą tak, jak pan. W jednym z wywiadów Vissotto powiedział, że przez rok w rodzimej lidze odpoczął i wyleczył się, a teraz wraca do Europy....
- Chcemy pomóc naszej federacji zbudować bardzo mocne rozgrywki, wszyscy. Ale nie dla każdego z nas jest miejsce w brazylijskich drużynach, ze względu na ranking kadrowiczów. W jednym klubie może grać tylko trzech reprezentantów Brazylii. Najlepsze drużyny w kraju mają już komplet kadrowiczów i nie dla wszystkich starcza miejsca. Myślę, że to miał na myśli Vissotto. W słabszych klubach zarabiałby bardzo niewielkie pieniądze, dlatego w pewnym sensie był zmuszony by wrócić do Europy.
- Na czym polega ten ranking zawodników, proszę powiedzieć coś więcej.
- Każdy zawodnik ma przyporządkowaną liczbę punktów - kadrowicz 7, a na przykład obcokrajowiec zaczynając grę w Brazylii - 0. Każdy klub ma do dyspozycji 32 punkty i w nich musi się zmieścić budując skład. Taki system ma wyrównać szanse mniej zasobnych zespołów i zapewnić rozwój młodych talentów - jeśli skończą się punkty na doświadczonych graczy, klub musi zainwestować w młodzież.
- Jak to się sprawdza?
- W ciągu ostatnich dwóch lat poziom naszych rozgrywek naprawdę poszedł w górę. Jest siedem, osiem drużyn z szansami na mistrzostwo, idziemy w dobrym kierunku.
- Mówi pan, że powrót kadrowiczów do krajowej ligi wpłynął na podwyższenie jakości reprezentacji Brazylii. Szczerze mówiąc, mam odmienne wrażenie. Coraz częściej zdarzają wam się słabsze mecze, porażki.
- Jesteśmy na szczycie od dziesięciu lat. Każdy rywal chce nas wyrzucić z najwyższego stopnia podium i czasami to się udaje. My z każdym rokiem musimy pracować więcej, bardziej się starać, żeby osiągnąć sukces. Tym bardziej, że mamy coraz starszą drużynę - Giba ma 34 lata, Sergio i Gustawo - 35. Ja mam wprawdzie dopiero 30, ale w drużynie narodowej zacząłem grać mając 22. Proszę mi wierzyć, że z każdym rokiem coraz ciężej jest nam dojść do optymalnej dyspozycji. Na pewno dotrwamy do Igrzysk Olimpijskich 2012, potem Bernardo Rezende będzie musiał odmłodzić drużynę. Ja oczywiście chciałbym w 2016 roku zagrać na Olimpiadzie w Rio de Janeiro, czas i zdrowie pokażą jak będzie.
- Ale przyzna pan, że gra Brazylii daleka jest od ideału?
- Przed startem Ligi Światowej nie mieliśmy zbyt dużo czasu na przygotowania, zaledwie dwa tygodnie. Trudno więc się dziwić, że nasza gra nie była najlepsza, że popełnialiśmy błędy. Z każdym rozegranym meczem prezentujemy się lepiej. I tak, mam nadzieję, aż do finału LŚ.
- Co jest waszą największą siłą, zwłaszcza w kontekście zbliżającego się Final Eight w Gdańsku?
- Długa ławka rezerwowych. Prawdę mówiąc, dziś nie wiemy jakim składem zagramy w pierwszym meczu turnieju finałowego LŚ. Nasz trener ma sporą grupę zawodników, którzy w każdej chwili mogą wejść na boisko i utrzymać wysoki poziom gry. Najprawdopodobniej na finały dojdzie też Vissotto, który leczy uraz. Jeśli nawet nie, to mamy grających na identycznym poziomie Theo i Wallace'a. Praktycznie na każdej pozycji mamy godnych zastępców, może z wyjątkiem Sergio, bo jego nie da się zastąpić. Nie znam drugiego tak dobrego libero, jak on. Jest wyjątkowy, także jako człowiek.
- Kto będzie dla was największym zagrożeniem podczas turnieju finałowego? W fazie interkontynentalnej świetnie grali Włosi i Rosjanie.
- Rok temu Andrea Aastasi popełnił błąd, budując zespół na starszych graczach. Berruto wprowadził młodzież i na razie to się fantastycznie sprawdza. Rosja to Rosja, nawet nie wiem co o nich powiedzieć - to jeden z najsilniejszych zespołów na świecie, ale czasami nie potrafią pokazać tego na boisku. Kuba straciła podstawowych graczy, a z nimi część swojej mocy z poprzedniego sezonu.
- A Stany Zjednoczone? W fazie grupowej pokonały Brazylię dwukrotnie.
- Wiedziałem, że padnie to pytanie....Nie mam pojęcia dlaczego akurat USA znalazło patent na Brazylię. Może dlatego, że ciągle nad tym pracują i nie skupiają się na niczym innym? (śmiech). Mówiąc poważnie, chyba brakuje nam cierpliwości w grze z Amerykanami. Druga sprawa, to że oni zawsze są świetnie przygotowani taktycznie do walki z Brazylią, za każdym razem dobrze nas czytają. Choć wciąż pamiętamy finał IO z Pekinu, to nie tkwi on jakoś głęboko w naszych umysłach, bo my też umiemy z nimi wygrywać. Nasze potyczki z USA trwają od prawie 30 lat, kiedy kadra Douga Beala ograła nas w finale olimpijskim Nie wiem, może to taka nasza "karma”?
- Przegrywając z Polską w Katowicach mieliście szansę wysłać Amerykanów do domu....
- Nawet przez moment o tym nie pomyśleliśmy. Nie na tym polega siatkówka. Gdybyśmy zrobili coś takiego, to w przyszłość inny zespół w podobny sposób mógłby nam się odegrać. Swoją siłę trzeba udowodnić na boisku, umieć wygrać z każdym przeciwnikiem.