Na ostatni guzik
Wysokości kontraktów, wielkie nazwiska i udział w prestiżowych rozgrywkach – porównując poziom poszczególnych lig przyglądamy się głównie tym parametrom. Jest jednak jeden element o którym zapominamy, a przez który liga włoska zdecydowanie wysuwa się na czoło stawki. Opieka nad zawodnikiem.
Nie tylko medyczna. – Nie musimy się martwić, czy będzie ciepła woda na hali, czy pieniądze wpłyną o czasie na konto. Zdrowie zawodnika – to przede wszystkim. Potem jest wynik – mówił Sebastian Świderski, obecnie zawodnik Lube Banca Macerata. – Nie trzeba myśleć o niczym innym. Trzeba tylko zająć się grą.- Profesjonalizm zaczyna się od porannego treningu. Widać to też w organizacji wyjazdów, jedzeniu – wspomina były zawodnik Itasu Trentino Jakub Bednaruk. – Poznając Nikolę Grbicia zrozumiałem, dlaczego ten facet, mając 35 lat tak dobrze się trzyma. Zobaczyłem jak się pilnuje, jak się odżywia, jak podchodzi do treningów. Przekonałem się, co to znaczy przygotowanie trenerów do treningów i jak klub stara się, żeby zawodnik myślał tylko, żeby przyjść na trening i dać z siebie wszystko – opowiada rozgrywający Trefla Gdańsk.
Jego miejsce w składzie wicemistrza Włoch zajął w tym sezonie Łukasz Żygadło. - Wiadomo, że wszędzie są odstępstwa. Nigdzie nie jest perfekcyjnie – zaznacza klubowy kolega Michała Winiarskiego. – Jednak wszystko robią tu ludzie doświadczeni. Widać, że fizjoterapeuci, trenerzy przygotowania fizycznego, managerowie są przeszkoleni do wykonywania swojej pracy. Biorą za to pewnie godziwe pieniądze. My nie musimy się o nic martwić. Musimy tylko myśleć o jak najlepszym trenowaniu. Cokolwiek się stanie – czy ze zdrowiem, czy potrzebujemy czegoś w życiu prywatnym – wszystko jest w miarę załatwiane.
Polskie kluby w porównaniu w włoskimi są pod tym względem gorzej zorganizowane choć w ostatnich latach wiele poprawiło się na lepsze. Doskonale to zauważył Robert Prygiel po czterech latach pobytu w Rosji. - Postęp widać ogromny. Np. bardzo dużo przywiązuje się do przygotowania fizycznego, odnowy biologicznej oraz taktycznego rozpracowania rywala mówił były zawodnik Gazpromu Surgut.
Coraz częściej zatrudnia się zagranicznych fachowców. Szlak przeciera oczywiście pięciokrotny mistrz Polski PGE Skra Bełchatów. Atakujący „energetycznego” klubu i gwiazda polskiej reprezentacji Mariusz Wlazły ani myśli rozstawać się z żółto – czarnymi barwami.
– Skoro jestem w tym klubie już piąty rok, to znaczy, że wszystko jest poukładane należycie. Ludzie, którzy o to dbają i opiekują się nami, robię to naprawdę fantastycznie. My się nie martwimy tym, co jest obok, a tylko skupiamy się na grze. Mamy postawiony taki warunek. To jest chyba najlepsza metoda na budowanie zespołu. Tylko, że ludzie na odpowiednich stanowiskach tez powinni być kompetentni – komentuje MVP Pucharu Polski.
Zatem mocny kontrast, jaki sugerował Jakub Bednaruk może i jest przesadny. Jednak takie porównanie w ustach gdańskiego zawodnika nie powinno dziwić. W końcu w minionym sezonie jedyne, co jego Trefl robił konsekwentnie, to przegrywanie. W rzeczywistości zawodnicy bogatszych klubów nie narzekają. Przynajmniej za głośno. A można mieć nadzieję, że skoro prestiż i popularność volleya rosną, bo rosną, to i organizacyjnie będziemy piąć się w górę. Powrót do listy