Najgorszy sezon Nico Freriksa
Miał być jedną z gwiazd PlusLigi, a przede wszystkim Jastrzębskiego Węgla. Nie znalazł jednak porozumienia z kolegami i od połowy lutego oglądał mecze z ławki rezerwowych. Do tego został okrzyknięty największym transferowym niewypałem kończącego się sezonu. Dlaczego?
- Jest szybki i gra finezyjnie. To sprawia że potrafi gubić blok, zwłaszcza na kontrach, a do tego świetnie spisuje się w obronie - tak rekomendował Nico Freriksa usatysfakcjonowany przedsezonowymi łowami Roberto Santilli. Twierdził, że holenderski gracz nada jego drużynie nową, lepszą jakość.
Tymczasem już pierwsze mecze sparingowe pokazały, że sympatyczny skądinąd siatkarz nie najlepiej dogaduje się z kolegami. Mimo to wszyscy - zawodnicy, trener i sam zainteresowany zgodnie powtarzali, że efekty ciężkiej pracy oraz wylanego na treningach potu muszą w końcu przyjść. Nie przychodziły, a Holender regularnie zbierał krytyczne opinie. Co gorliwsi eksperci już pod koniec I rundy fazy zasadniczej postawili na nim krzyżyk. Cierpliwości zaczynało brakować również siatkarzom, choć oficjalnie nigdy tego nie przyznawali. Najwięcej wytrwałości i wiary wykazywał trener Santilli. Pytany dlaczego nie dokonuje zmiany na pozycji rozgrywającego odpowiadał, że to Nico Freriks jest numerem jeden.
Mały, ale krótkotrwały przełom nastąpił w 14. kolejce PlusLigi. Po wygranym przez jastrzębian wyjazdowym meczu z Domexem AZS Częstochowa Holender otrzymał pierwszą i jak się potem okazało, jedyną w polskiej karierze statuetkę MVP. Po chwili przebłysku wszystko wróciło bowiem do złej normy. Po przegranym spotkaniu z Resovią Rzeszów, które zepchnęło Jastrzębski Węgiel na piątą lokatę w tabeli, a w konsekwencji skazało na (przegraną) rywalizację w Pucharze Polski ze Skrą Bełchatów, resztki cierpliwości stracił Roberto Santilli. W kluczowym momencie sezonu, przed rewanżowym pojedynkiem Challange Cup z Sisleyem Treviso posadził Freriksa na ławce i desygnował do gry Grzegorza Łomacza.
Pokerowa zagrywka okazała się strzałem w dziesiątkę, a młody Łomacz przejął rolę pierwszego i radził sobie z nią wyśmienicie. Znacznie bardziej doświadczony Freriks powędrował do kwadratu i został w nim do końca rozgrywek. Dlaczego reprezentant Holandii nie sprawdził się w nowej drużynie? Powodów jest kilka...
- Tak czasami bywa z rozgrywającymi, że nie ma między nimi a resztą porozumienia. Nie wynika to ze złej woli czy braku umiejętności - to taki szczególny rodzaj więzi, która albo jest od początku, albo jej nie ma. Ja miałem kłopoty zwłaszcza ze skrzydłowymi, w szczególności z Samicą - tłumaczył Nico Freriks.
- Po przyjeździe do Polski cieszyłem się, że będę grał z Nico, bo miał świetną renomę. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem próbowaliśmy się zgrać, niestety ze słabym skutkiem, choć obydwaj bardzo się staraliśmy. Może dla niego byłem najistotniejszym graczem w zespole, takim od specjalnych zadań i za bardzo chciał wrzucać mi perfekcyjne piłki. W rzeczywistości jednak, zwłaszcza na początku, popełniał zbyt dużo błędów technicznych. Potem jeszcze spalił się psychicznie i moim zdaniem, nie zdołał zapanować nad złymi emocjami - ripostował Guillaume Samica.
Na poparcie słów Francuza można jeszcze dorzucić metamorfozę jastrzębskich środkowych, jaka nastąpiła po zmianie rozgrywającego, ze szczególnym wskazaniem na Wojtka Jurkiewicza, który przy Łomaczu odzyskał siłę i skuteczność ataku.
Były już kapitan Jastrzębskiego Węgla Robert Prygiel, chociaż wielokrotnie deklarował, że pod kierunkiem Łomacza gra śląskiej ekipy nabrała kolorów, sam do Holendra zastrzeżeń nie zgłaszał . Przyznał jednak, że istniały wyraźne różnice w technice rozgrywania pomiędzy jednym a drugim, rzutujące na obraz gry całego zespołu.
- Nico grał bardzo szybko, ale piłka była często zaniżona lub niedociągnięta. Grzesiek z kolei jest trochę silniejszy fizycznie i wystawia wyższe, bardziej dokładne piłki. Poza tym ma dużo lepszą wystawę do przodu, do pozycji numer cztery. Ja akurat nie narzekałem na współpracę z Freriksem, bo do tyłu obydwaj wystawiają podobnie.
Prygiel był osamotniony w pozytywnej ocenie kolegi, bo nawet Roberto Santilli - najgorętszy zwolennik kunsztu reprezentanta Holandii przyznał, iż ten po prostu się nie sprawdził.
- To był zdecydowanie najgorszy sezon w jego karierze, dlatego lepiej, żeby poszedł gdzieś indziej i odbudował się mentalnie - podsumował.
Freriks, przynajmniej jeszcze klika tygodni temu twierdził natomiast, że nie zamierza się poddawać.
- Grzegorz Łomacz bardzo długo czekał na swoją szansę i w końcu ją dostał. Dlatego ja nie przekreślam swoich szans i mam nadzieje, że jeszcze będę miał sposobność pokazać się w PlusLidze z dobrej strony. Teraz moja kolej, żeby czekać na swój moment. Wstydu nie ma, bo przecież Grzegorz, za świetną postawę dostał powołanie do kadry narodowej. To oznacza, że jest naprawdę dobrym rozgrywającym.
Co ostatecznie postanowi Nico Freriks? Czy pójdzie na ugodę i poszuka dla siebie szczęśliwszego miejsca? Na razie śląscy działacze milczą w tej sprawie jak zaklęci, choć przedłużenie umowy z Łomaczem i zakontraktowanie Grzegorza Pająka, byłego rozgrywającego BBTS Bielsko Biała wskazuje, że holenderski siatkarz opuści górniczą drużynę.