Nerwowy pojedynek w Rzeszowie
Asseco Resovia przegrała po emocjonującym i bardzo nerwowym spotkaniu z Domexem Tytanem AZS-em Częstochowa 2:3 (29:31, 22:25, 25:15, 25:19, 13:15). MVP został wybrany Bartosz Janeczek. Była to trzecia przegrana rzeszowian w tym sezonie.
Nie jest to żadne wytłumaczenie porażki, ale nasz zespół dotknęła infekcja i część chłopaków wróciło godzinę przed meczem po kroplówkach, a część jest w szpitalu - mówił kapitan Asseco Resovii, Krzysztof Gierczyński. Wirus i inne urazy wyeliminowały z gry Mikko Oivanena, Bartosza Gawryszewskiego, Tomasz Kusiora i Pawła Papke. Ci z resoviaków, którzy znaleźli się w składzie też nie do końca czuli się najlepiej. Po długiej przerwie w trybie awaryjnym pojawił się rekonwalescent Łukasz Perłowski, który do gry miał wrócić dopiero pod koniec roku. Resoviacy zaczęli mecz bez nominalnego atakującego w ustawieniu z trójką przyjmujących w składzie, w tym młodym Mateuszem Miką. Taki manewr przez długi czas przynosił efekt, a najbardziej obciążonym zawodnikiem w ataku był Aleh Achrem. Białorusin w I secie wykonał 20 ataków na 30 całego zespołu (ogółem w całym meczu aż 59 razy). - Czuję się wykończony, ale nie było rady. Musieliśmy grać w takim zestawieniu jakie zostało. Ta epidemia dopadła nas w najgorszym momencie. Mimo to uważam, że daliśmy z siebie naprawdę dużo, choć niedosyt pozostał, bo można było ten mecz wygrać - stwierdził Achrem. Końcówka pierwszego seta - mimo prowadzenia wicemistrzów Polski 24:21 - pokazała, że jednym zawodnikiem nie da się wygrać. Tym bardziej, że w kluczowym momencie przyjęcie gospodarzy zaczęło szwankować. Częstochowianie w szeregach których pierwszoplanowe role w końcówce odgrywał Dawid Murek, najpierw obronili cztery setbole, a po chwili sami za piątym razem dopięli swego.
Jeszcze więcej emocji, i to nie tylko czysto sportowych, było w drugim secie. Przy stanie 17:17 trener Travica nie mógł się pogodzić z decyzją arbitrów, którzy dopatrzyli się przy ataku Achrema dotknięcia siatki, za co został ukarany żółtą kartką. Nerwowo zrobiło się też pod siatką. Piotra Łukę poniosły nerwy i wykonywał niecenzuralne gesty w stronę siedzącego za boiskiem trenera od przygotowań atletycznego gospodarzy - Giovanie Mialego, który równie impulsywnie przeżywał każdą akcję meczu. - Zostałem sprowokowany i uważam, ze będąc w sztabie drużyny przeciwnej nie powinino się tak zachowywać - wyjaśnia przyjmujący AZS-u Częstochowa. - Może trochę ostentacyjnie zacząłem bić brawo sędziom, którzy utemperowali kartką trenera Travicę, a ten bodaj już czwarty czy piąty raz miał do nich pretensje. Jak jednak zobaczyłem chamskie gesty włoskiego trenera siedzącego za boiskiem, to już nie wytrzymałem. To było niepotrzebne i przepraszam, że kibice musieli patrzeć na taką wymianę gestów. To nie było skierowane do nich, czy jakiegoś zawodnika Resovii. Zamknijmy ten temat. Najważniejsze jest nasze zwycięstwo i przekonanie, że wcale nie musimy wygrywać tylko ze słabszymi - stwierdził Łuka, którego od wspomnianej wyżej sytuacji rzeszowska publiczność, która przez ostatnie pięć lat nie szczędziła mu braw, tym razem przy każdej niemal nadarzającej się okazji go wygwizdywała. - Najwidoczniej sentymentów nie było też na trybunach, ale jeszcze raz przepraszam kibiców za ten incydent - dodał Łuka.
W nerwowej atmosferze spotkanie przebiegało już do końca. Częstochowianie prowadzili w setach 2-0 i …spoczęli na laurach. - Po drugim secie nastąpiło pewne rozprężenie z powodu zdobycia już przynajmniej punktu. Próbowaliśmy wrócić do gry w czwartej partii, jednak też nam się to nie udało. Na szczęście wygraliśmy piątego seta i wywozimy zwycięstwo z bardzo trudnego terenu - stwierdził trener AZS-u, Grzegorz Wagner. W rzeszowskiej drużynie trafnym posunięciem okazało się wejście Krzysztofa Gierczyńskiego, który już w końcówce II seta zastąpił obchodzącego 26 urodziny Marcina Wikę. Kapitan gospodarzy odciążył nieco w ataku mocno eksploatowanego Achrema i udowodnił, że jest niezwykle wartościowym zawodnikiem. - Możemy żałować dwóch pierwszych setów, w których przez dłuższy czas prowadziliśmy dwoma, trzema punktami, a jednak w końcówkach łatwo tę przewagę traciliśmy - mówi Krzysztof Gierczyński. - Pozytywem jest to, że przy stanie 0-2 potrafiliśmy się podnieść i doprowadzić do tie-breaka. Niestety w nim więcej szczęścia i zimnej krwi wykazali rywale. Wiadomo, że tie break, to siatkarska loteria. Tym razem to my byliśmy słabsi o te dwa punkty - mówi kapitan Asseco Resovii. Rzeszowianie piątego seta rozpoczęli fatalnie przegrywając już 2:6. Po raz kolejny jednak nie zwiesili głów i walczyli do końca doprowadzając do remisu 12:12, a po po bloku Wojciecha Grzyba na Łukaszu Wiśniewskim wyszli na prowadzenie 13:12, ale nie utrzymali go do końca. - Cieszymy się, że tym młodym zespołem udaje nam się wygrywać, chociaż nasza gra daleka jest od doskonałej. Dzisiaj był to mecz walki, równie dobrze moglibyśmy przegrać 1-3, ale cieszymy się ze zdobycia bardzo cennych punktów - stwierdził Dawid Murek, który w decydujących momentach, jak na kapitana przystało, podrywał zespół do walki. Resoviacy mocno dawali mu się we znaki, bowiem Murek przyjmował zagrywkę rywala aż 66 razy. - Szkoda pierwszych dwóch setów, w których mieliśmy okazję skończyć ważne piłki na naszą korzyść. Mimo porażki jestem zadowolony z postawy zespołu, który po tych dwóch setach zaczął grać mocniej, odważniej i co najbardziej istotne - nie poddał się. W tie-breaku byliśmy gorsi o te 2-3 błędy - zakończył trener Asseco Resovii.