Nie chcą mówić o fatum
Wszyscy - kibice i zawodnicy Delecty Bydgoszcz liczą na pierwsze od ... 4 listopada zwycięstwo siatkarzy we własnej hali. Choć Piotr Gruszka, kapitan zespołu, po ostatnim w Łuczniczce meczu z Resovią Rzeszów w pólfinale Pucharu Polski prosił, żeby zbyt często nie mówić o ciążącym nad zespołem fatum, nie można ukryć, że podopieczni Waldemara Wspaniałego tracą swoją moc przed własną publicznością.
Bo jak inaczej traktować pięć porażek w sześciu meczach? Skąd bierze się niemoc np. Grzegorza Szymańskiego, który we wspomnianym meczu z Resovią miał zaledwie 20 procent skuteczności ataku? Dlaczego Martin Sopko, który potrafi zagrywać piekielnie mocno, nie ma takich serii, jak Jakub Jarosz w meczu rozegranym 9 stycznia? Przecież on na co dzień trenuje w innej hali. Łuczniczka powinna więc być przede wszystkim atutem gospodarzy. Na razie jednak nie jest. Oczywiście, rywale tacy, jak Skra Bełchatów czy ZAKSA prezentują określony, wysoki poziom, ale kibicom nie jest wcale z tego powodu łatwiej przełknąć porażkę z tym zespołami niż z Wieluniem (w 1/4 Pucharu Polski). Zbyt często, ich zdaniem, zespół Waldemara Wspaniałego jakby "zwieszał głowę" w sytuacjach, gdy zdobywanie jednego punktu przychodzi po dwóch, trzech kolejnych z rzędu akcjach, a rywalom łatwiej i to seriami.
To, że "nazwiska same nie grają", wie każdy kibic, każdy siatkarz i każdy trener. Jednak Delecta ma w swoich szeregach zawodników z określonym, sporym doświadczeniem, gdzie "ułożenie klocków" nie powinno zajmować tyle czasu. Tym bardziej, że przecież na wyjazdach idzie bydgoszczanom zdecydowanie lepiej.
Czas więc już najwyższy na kolejną po meczu z AZS Politechniką Warszawa 4 listopada, wygraną we własnej hali. AZS Olsztyn, bo z nim zmierzy się Delecta, to rywal, z którym zła passa w Łucznicze musi zostać przerwana.