Nie ma mocnych na Skrę
Mecz w Jastrzębiu, zapowiadany jako hit III kolejki PlusLigi spełnił oczekiwania kibiców. Było sporo walki i jeszcze więcej emocji. Gospodarze, choć ulegli mistrzom Polski 1:3 (35:33, 19:25, 21:25, 23:25) pokazali kawałek dobrej siatkówki. MVP spotkania został Miguel Falasca. Po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się na boisku Mariusz Wlazły.
Przed pojedynkiem gigantów w Jastrzębiu trener Skry Bełchatów oczekiwał cięższej przeprawy, niż tydzień wcześniej, z Resovią. Czy tak rzeczywiście było? - Chyba jednak mecz z Rzeszowem kosztował nas więcej zdrowia - uznał Daniel Pliński podkreślając jednak, że jastrzębianie to bardzo groźny oponent.
- Wielokrotnie mówiłem, że na hali w Szerokiej wygrywa zagrywka i przyjęcie - kto przeważa w tych elementach, zazwyczaj wygrywa spotkanie. Dzisiaj skuteczna zagrywka była po naszej stronie – stwierdził trener gości Jacek Nawrocki. Gospodarze, choć kilka razy ustrzelili przeciwników zagrywką, nie mieli w sobotę najlepszego dnia. Tylko w pierwszym secie oddali im 9 punktów. Dlatego, zamiast przy prowadzeniu 24:21 spokojnie wygrać set otwarcia, doprowadzili do nerwowej końcówki granej na przewagi. Szczęście stało jednak po ich stronie, a konkretnie przy Igorze Yudinie, który najpierw pocelował Stephana Antigę, a potem skończył kontratak dający jego drużynie prowadzenie 34:33. Dzieła dopełnił Benjamin Hardy obijając ręce podwójnego bloku.
Siatkarze z Bełchatowa podrażnieni przegraną, w kolejnej partii ostro ruszyli do natarcia. Szybko odskoczyli na 5 oczek (po dwóch asach serwisowych Antigi) i później prowadzili spokojnie swoją grę. Grający dotąd schematycznie Falasca, w końcu zaczął uruchamiać środkowych (w pierwszej partii dostali raptem trzy piłki). Przy wysokim prowadzeniu swojej drużyny trener Nawrocki zdecydował się wprowadzić na kilka akcji, powracającego po kontuzji Mariusza Wlazłego. Również trener gospodarzy desygnował do boju zmienników - Cayira i Azenhę, ale nie były to zbyt udane posunięcia. Brazylijczyk na 2 ataki skończył jeden, a Turek od razu poczuł na swoich barkach kąśliwy serwis Marcina Możdżonka. Ostatnie słowo w tej odsłonie należało do Wlazłego, który po pierwszej nieudanej próbie, za drugim razem już w swoim stylu wpakował piłkę w boisko rywali.
Tego, co stało się w trzecim secie jastrzębianie długo nie zapomną. Zmuszając bełchatowian do serii błędów błyskawicznie wypracowali sobie przewagę (8:2, 12:4) i zamiast potem konsekwentnie ją podtrzymywać, roztrwonili cenny kapitał równie szybko, jak go zdobyli (14:12, 18:18).
- Było 4:0 i cztery nasze błędy. Potem było 8 oczek przewagi Jastrzębia i wiedzieliśmy, że jeśli chcemy ich dogonić, musimy zacząć mocno zagrywać. To się udało, odrzuciliśmy przeciwnika od siatki i wygraliśmy tego bardzo ciężkiego seta - opisywał Daniel Pliński. - Rywale cały czas grali swoją siatkówkę, to my popełniliśmy zbyt dużo błędów w pierwszej fazie seta - stwierdził.
Ciężkie chwile przeżywał w trzeciej partii Paweł Abramow, którego rywale bezlitośnie nękali zagrywką (Możdżonek, Antiga, Pliński). Do tego as jastrzębian miał ogromne kłopoty z przebiciem się przez szczelny bełchatowski blok. Coraz więcej problemów ze zdobywaniem punktów miał też Igor Yudin, zatrzymany w kluczowym momencie przez parę Możdżonek – Wlazły. Atakujący Skry z kolei czuł się na boisku coraz lepiej i podobnie jak w poprzedniej partii, i tym razem rozstrzygnął losy rywalizacji.
- Prowadząc ośmioma punktami, nie powinniśmy przegrać. Możemy być zadowoleni z gry, ale nie z wyniku. Myślę, że ten trzeci set trochę podciął nam skrzydła - analizował już po spotkaniu kapitan miejscowych Grzegorz Łomacz.
- To, co stało się w trzecim secie zdarza się raz na pięćdziesiąt. Dopisało nam szczęście - skwitował trener Nawrocki.
W czwartej partii również nie zabrakło dramaturgii. Choć to Skra nadawała rytm grze, Jastrzębie nie dawało za wygraną. Gospodarze nie poddali się nawet gdy przegrywali 18:22. Zdołali jeszcze doprowadzić do remisu (po 23) i kolejnej nerwowej końcówki. Wtedy jednak na posterunku pojawił się Bartosz Kurek. Najpierw oszukał potrójny blok przeciwników, a potem na czystej siatce zaatakował z szóstej strefy i przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny.
Elementem decydującym o wyższości przyjezdnych w ostatniej odsłonie była skuteczna gra na kontrze. - Przy wyniku 23:23 Patryk Czarnowski nie skończył krótkiej, a Bartek Kurek nie zmarnował okazji – wymienił jedną z kilku podobnych sytuacji Daniel Pliński.
- Największa różnica dotyczyła kontynuacji poziomu, na jakim grały zespoły. Oczywiście nie mogę narzekać na poziom gry moich zawodników, bo przyglądając się statystykom widać, że graliśmy porównywalnie. Tyle, że rywale potrafili utrzymywać wysoki poziom, a my mieliśmy wzloty i upadki - podsumował selekcjoner gospodarzy Roberto Santilli.
Skra Bełchatów pokonując w sobotę Jastrzębski Węgiel 3:1 wskoczyła na fotel lidera, spychając z niego - na piątą lokatę jastrzębian.
Powrót do listy