Nie wszystko co włoskie jest dobre?
W właśnie zakończonym sezonie ligi włoskiej, włodarze Serie A1 zastosowali małą innowację w ćwierćfinałowej i półfinałowej fazie play off, promującą dobrą postawę w rundzie zasadniczej. Czy PlusLiga powinna pójść podobnym tropem?
Zasada ta obowiązywała tylko w ćwierćfinale i półfinale. Ta drużyna z pary, która po fazie zasadniczej plasowała się wyżej w klasyfikacji, na starcie prowadziła w rywalizacji play off 1:0 - dostawała jedno zwycięstwo gratis.
Nowy pomysł włoskich władz podzielił siatkarskie środowisko, a zwolenników zmian jest tyleż samo, co przeciwników. Ci pierwsi wskazują na wzrost znaczenia pierwszej, najdłuższej części rywalizacji, drudzy zaś przypominają, że drużyna stojąca wyżej w tabeli ma już znaczący przywilej, związany z rozpoczęciem zmagań na własnym boisku. Finałowy bój w tegoroczne edycji Serie A1 potwierdził jak istotny to atut - tak Itas Diatec Trentino jak i Copra Elior Piacenza pewnie wygrywały spotkania przed swoją publicznością (w identycznym stosunku, 3:1 i 3:0). Dopiero piąty pojedynek rozstrzygnął o losach scudetto. Z kolei w półfinale Piacenza, choć rozpoczynała bój z Cucine Luba Banca Maceratą przegrywając 0:1 (rundę zasadniczą zakończyła na 3. miejscu. Macerata na 2.), wygrała trzy kolejne spotkania i awansowała do finału. Profit związany z wyższą lokatą w tabeli okazał się bezużyteczny - to boisko rozstrzygnęło która z ekip jest mocniejsza.
Czemu zatem ma służyć nowa, eksperymentalna formuła?
- Władze ligi wciąż szukają sposobu na urozmaicenie rundy zasadniczej, na to by stała się ciekawsza dla kibiców i cieszyła się ich większym zainteresowaniem - twierdzi Roberto Santilli, nowy szkoleniowiec Andreoli Latiny, wcześniej m.in. Jastrzębskiego Węgla. - Historia Serie A1 pokazuje, że nie jest łatwo uczynić fazę zasadniczą równie atrakcyjną, jak play offy. Jakiś czas temu władze ligi zdecydowały, że zwycięzca rundy zasadniczej otrzyma automatycznie prawo udziału w rozgrywkach Ligi Mistrzów, ale ta idea upadła. Moim zdaniem obecny pomysł jest bardzo dobry i mam nadzieję, że będzie obowiązywał także w kolejnych rozgrywkach - dodaje Włoch.
Entuzjastą rozwiązania promującego liderów fazy zasadniczej jest także Michał Łasko, kapitan Jastrzębskiego Węgla, siatkarz z wieloletnim doświadczeniem w włoskiej ekstraklasie. - Ciężka praca wykonana w sezonie zasadniczym w jakiś sposób jest nagrodzona, nie tylko poprzez granie pierwszego spotkania play off u siebie w domu - argumentuje. Ale też nie ma wątpliwości, że to nie wystarczy by podnieść z kolan włoską ligę. - Trzy, cztery zespoły nadal są bardzo mocne, reszta ma się coraz gorzej. I tego faktu nie zmienią żadne nowinki w regulaminie.
Decyzja o tym, czy nowa zasada przetrwa w lidze włoskiej także w kolejnym sezonie na razie nie zapadła. Wciąż podlega burzliwej dyskusji. A co o pomyśle rodem z Półwyspu Apenińskiego sądzą polskie autorytety siatkarskie?
- W ogóle mi się to nie podoba - kwituje szef Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej Artur Popko.
- Też bym wolał otrzymać 100 tysięcy złotych nie pracując - śmieje się Ryszard Bosek, były siatkarz i trener, ekspert w dziedzinie włoskich realiów. - Włosi mają różne pomysły. Przypomnijmy sobie ostatnie mistrzostwa świata…potrafią stosować najróżniejsze sztuczki. Jednak najlepiej smakuje zwycięstwo wywalczone w bezpośredniej rywalizacji - uzupełnia podkreślając, że polska siatkówka powinna podążać swoją drogą. - Kiedy idziemy własną drogą, mamy sukcesy. I niech to inni uczą się od nas.
Tym bardziej, że w przeciwieństwie do Serie A1, gdzie krąg siatkarskich odbiorców coraz bardziej się zawęża, w Polsce siatkówka jest w fazie rozkwitu i nie ma potrzeby uciekania się do podobnych rozwiązań.
- Sytuacja w Italii robi się taka, jak na pustyni podczas suszy, przed porą deszczową. Wszyscy chowają się tam, gdzie jest trochę wody, żeby przetrwać. A potrafią to robić, bo już nie raz się podnieśli. U nas piąty mecz finału PlusLigi w Kędzierzynie-Koźlu pokazał jak wielkie jest zainteresowanie tym sportem. Od wielu lat jeżdżę do Kędzierzyna-Koźle i takich tłumów jak podczas finału, wcześniej tam nie widziałem - reasumuje Ryszard Bosek.