Niedziela z PlusLigą: PGE Skra Bełchatów – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:2
Ligowy klasyk w Bełchatowie przyciągnął komplet widzów, wejściówek na starcie drugiej i trzeciej ekipy w tabeli Ligi Mistrzów Świata nie było już od dwóch tygodni! Mecz miał wszystko, czego oczekiwali kibice – efektowne akcje, zwroty akcji i pięć setów walki.
Statystyki meczu: http://www.plusliga.pl/games/id/1100640.html
W dotychczasowych starciach w PlusLidze obie drużyny spotykały się już 52 razy. Bełchatowianie wygrali 29 razy, kędzierzynianie 23.
Mecz w Hali Energia gospodarze rozpoczęli bez leczącego uraz Artura Szalpuka. Za to Grupa Azoty ZAKSA wreszcie mogła liczyć na Piotra Łukasika i Łukasza Kaczmarka, który powoli wraca do formy i zdrowia.
Bełchatowianie wyszli w ustawieniu z dwoma serbskimi graczami – Duszanem Petkoviciem jako atakującym oraz Milanem Katiciem na przyjęciu. W ZAKSIE od pierwszej minuty ponownie zaczął Kamil Semeniuk. Już pierwsze akcje pokazały, że miejscowi stawiają na mocną zagrywkę, a Grzegorz Łomacz będzie się starał wykorzystać atuty swoich środkowych. Ten pomysł wypalił, bowiem goście mieli ogromne problemy z przyjęciem zagrywek PGE Skry, a także nie byli w stanie zatrzymać widowiskowo atakujących Jakuba Kochanowskiego oraz Karola Kłosa. PGE Skra zwyciężyła do 21 i pokazała rywalom, że będzie dziś trudno ją zatrzymać.
Bardzo podobny przebieg miała druga odsłona, z tym że Skra wypracowała sobie przewagę już na początku, i kędzierzynianie byli w stanie odrobinę ją zniwelować tylko na chwilę, w środku seta. Później jednak bełchatowianie kapitalnie serwowali, a seta udanymi serwisami zakończył dobrze dysponowany Petković. Warto pochwalić gospodarzy za bardzo konsekwentną grę, którą znakomicie prowadził Grzegorz Łomacz.
W trzecim secie trener Nikola Grbić zdecydował się zastosować jeszcze inny wariant – z trzema przyjmującymi na boisku – po kilku akcjach jeszcze go zmodyfikował, zdejmując z boiska Kamila Semeniuka, a wprowadzając Piotra Łukasika (wcześniej na boisku pojawił się Simone Parodi). Te zmiany na początku nie przyniosły efektów, bowiem PGE Skra wyszła na wprowadzenie 8:4, po chwili jednak doprowadzili do wyrównania – po 10. Od tego momentu trwała walka punkt, mecz zrobił się bardzo wyrównany i widowiskowy. Goście wyszli na prowadzenie 20:18, później jednak Olek Śliwka nie skończył akcji na lewym skrzydle i został zablokowany na prawym. Mieliśmy na tablicy wynik po 21, za chwilę po 23, gdy Kłos zatrzymał pojedynczym blokiem Davida Smitha. Bełchatowianie zmarnowali piłkę meczową, po chwili pomylili się rywale (25:25). Obie drużyny korzystały z systemu challenge, a w kluczowej sytuacji pomył się w ataku Milad Ebadipour.
Wygrana w poprzedniej partii napędziła kędzierzynian do jeszcze lepszej gry. Sytuacja wyglądała, jakby drużyny zamieniły się koszulkami. Benjamin Toniutti zaczął rozgrywać przez środek, a koncertowo prezentował się Śliwka, zastępując nominalnego atakującego. ZAKSA wygrała do 21 i o wszystkim decydował piąty set.
W nim obie drużyny rzuciły do walki wszystkie siły. Widać jednak było, że gracze są już zmęczeni, chyba minimalnie więcej energii mieli miejscowi. PGE Skra zeszła na prowadzenie 8:6, a później 12:10, gdy Katić zatrzymał blokiem Śliwkę. Bełchatowianie wrócili po dwóch przegranych setach i wygrali szesnasty mecz w sezonie.
Wynik z Hali energia nie spowodował przetasowań w czołówce PlusLigi. Warszawianie pozostali liderem, Grupa Azoty ZAKSA jest druga, PGE Skra trzecia. Zmalała jednak różnica pomiędzy trzema czołowymi ekipami Ligi Mistrzów Świata.
MVP meczu: Jakub Kochanowski.