Niezawodny Piotr Gruszka
W meczu charytatywnym PGE Skry Bełchatów z Reprezentantami Polski nie zabrakło Piotra Gruszki - ikony polskiej siatkówki, byłego reprezentanta kraju, który od kilku tygodni broni barw Indykpolu AZS Olsztyn. - Zawsze jestem gotowy na takie spotkania - wyznał bez chwili namysłu.
Zawsze gotowy
Z tego, co słyszałem, to w Częstochowie miała być spora grupa zawodników PlusLigi. Z samego Olsztyna zaproszenie otrzymały co najmniej cztery osoby. Trzeba jednak przyznać, że termin nie do końca był szczęśliwy, bo zbliżają się te najważniejsze mecze i przed zespołami z czołówki stoją spore wyzwania, a tam jest najwięcej reprezentantów. Ja się cieszę, że przy tych perturbacjach ze składem Reprezentantów Polski, mogłem zagrać. Zawsze jestem gotowy na takie spotkania, bo oprócz tego, że pokazujemy trochę siatkówki i fajnej zabawy, to jeszcze pomagamy dzieciakom.
Nowa formuła
Nie będę krytykował samej formuły - grania do pięciu wygranych setów, ale miałem wrażenie, że graliśmy ze cztery godziny, strasznie dłużył mi się ten mecz. Było bardzo dużo przerw - czasy techniczne, zmiany stron, przerwy na życzenie trenera. Wszystko bardzo wolno się toczyło. Ale kierunek jest całkiem dobry, tylko, jak wszystko co nowe, wymaga dłuższej pracy i przede wszystkim głębszego przetestowania - na przykład w Młodej Lidze. Jakichś pomysłów na urozmaicenie siatkówki trzeba szukać.
Do końca nie było wiadomo jak będzie przybiegał pojedynek, tym bardziej cieszę się, że szczególnie w końcówce, zagrałem całkiem nieźle. W trzecim secie wszystko kompletnie się pomieszało (na boisku po stronie Skry pojawili się goście specjalni - dziennikarz Zygmunt Chajzer i tenisista Jerzy Janowicz - przyp. red.), ale potem było też trochę poważnego grania. Ja akurat tego grania bardzo potrzebuję, bo brakuje mi nie tyle samego treningu, ile rytmu meczowego. Mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie lepiej, a takim pierwszym celem moim i drużyny z Olsztyna jest awans do fazy play off.
Koncentracja przede wszystkim
Przy okazji takich charytatywnych spotkań można oczywiście pokusić się o nieco żartobliwą formułę, ale trzeba też pamiętać o koncentracji. Nawet jeśli konwencja spotkania jest lekko zabawowa, to normalnie oddaje się skoki, akcja się toczy i nie do końca można grać na pół gwizdka. Przeważnie jest tak, że im spokojniej człowiek chce zagrać, tym szansa na uraz jest większa. Ale było widać, że długimi fragmentami zawodnicy traktowali rywalizację bardzo poważnie - mocno zagrywali i atakowali.
Pech Winiarskiego
Coś go „spięło” (po jednej z obron na początku VI seta Michał Winiarski upadł na boisko - przy. red.). Oby to była tylko kwestia mięśni - wtedy przerwa nie powinna być zbyt długa. Mam nadzieję, że szybko wróci do gry, bo w trwającym sezonie jest w bardzo dobrej dyspozycji. To, co wydarzyło się Michałowi mogło być skutkiem zbyt wolno toczącego się meczu - przez te wszystkie przerwy organizmy zdążyły się wychłodzić.
Cieszę się, że Jerzy Janowicz nie skręcił sobie na mnie nogi, bo skoczył do bloku w sposób tenisowy - czyli do przodu i trochę się przestraszyłem. Czeka go fajny rok i oby urazy omijały go szerokim łukiem.
Wspomnień czar
Nie pamiętam kiedy ostatni raz graliśmy wspólnie z Andrzejem Stelmachem w reprezentacji. Po jednej z akacji - kiedy wystawił mi wyższą piłkę i trochę zgubiłem tempo, ale skończyłem atak, powiedziałem mu.…no tak, zapomniałem, że tak graliśmy w roku 1995 …uśmialiśmy się z tego. Z Andrzejem zawsze fajnie mi się współpracowało - najpierw w AZS-ie, później w kadrze narodowej. Reasumując - same miłe wspomnienia spotkały mnie w miniony weekend w Częstochowie.