Nikołaj Iwanow: chłopaki czują, że nadszedł czas by zdobyć medal
Były rozgrywający reprezentacji Bułgarii i Jastrzębskiego Węgla jest obecnie członkiem sztabu szkoleniowego ekipy Camillo Placiego. Odpowiada za przygotowanie do gry rozgrywających. W rozmowie z PlusLigą zdradza tajemnicę sukcesu bułgarskiej kadry.
PlusLiga: Od niedawna jest pan członkiem sztabu szkoleniowego bułgarskiej kadry. Jaką dokładnie pełni pan rolę?
Nikołaj Iwanow: Skupiam się głównie na indywidualnej pracy z rozgrywającymi, Bratoewem i Dimitrowem - analizuję ich statystyki i grę. Staram się przekazać im jak najwięcej szczegółów dotyczących ich roli w drużynie. Wspólnie oglądamy wideo, analizujemy poszczególne sytuacje, podpowiadam im jak powinni rozrzucać piłki w meczach przeciwko kolejnym rywalom. Koncentruję się na detalach, które oni, ze względu na brak doświadczenia nie zawsze dostrzegają, a które w trakcie gry są bardzo istotne, np. według jakich zasad powinno grać się pod presją, w newralgicznych momentach, bo wtedy nie ma miejsca na improwizację, nie może być na boisku chaosu. Zdarza się też, że na treningach, oprócz zadań dotyczących stricte rozgrywających, wykonują wszystko to, co akurat jest potrzebne - jeśli trzeba podawać piłki, to też je podaję.
- Uczy pan rozgrywających korzystania z usług środkowych? Dotychczas Bratoew często o nich zapominał.
- Ale on potrafi grać środkiem, tylko nie zawsze jest to zalecane ze względów taktycznych. Proszę sobie przypomnieć kwalifikacje do igrzysk olimpijskich czy same igrzyska w Londynie, moim zdaniem spisał się bardzo dobrze. Gorzej było w tegorocznej Lidze Światowej, ale trzeba wziąć pod uwagę, że skala oceny tego zawodnika uległa znacznej zmianie. Rok temu wchodził na boisko i nikt zbyt wiele od niego nie oczekiwał, mógł grać na luzie, był praktycznie anonimowy. Teraz zwrócone są na niego oczy siatkarskiego świata, bo to on jest rozgrywającym numer jeden w bułgarskiej kadrze, wymaga się od niego znacznie więcej, a z tym z kolei wiąże się większa presja i odpowiedzialność.
- Nie radzi sobie z presją?
- Na razie daje sobie radę, jest silny.
- Bratoew to opcja numer jeden na mistrzostwa świata 2014? Czy jednak powinien wrócić Żekow?
- On ma dopiero 25 lat i spokojnie może być rozgrywającym na długie lata. Ma dobrą fizykę i spory potencjał. Jeśli nawet wróci Żekow, to wcale nie jest powiedziane, że będzie tym pierwszym. Będzie musiał walczyć o prymat pierwszeństwa i nie wiadomo jak to zniesie. Nigdy nie miał konkurencji na swojej pozycji, teraz nagle mu wyrosła. Rok temu, trochę także na skutek wydarzeń, które działy się wokół kadry, nie wytrzymał i odszedł. Mamy też kilku młodych chłopaków, z czego jeden - Georgi Seganow z CSKA Sofia wart jest szczególnej uwagi. Trzech, może czterech z nich na pewno znajdzie się w szerokim składzie reprezentacji już w przyszłym sezonie.
- Wracając do pana osoby - niedawno próbował pan swoich sił jako komentator TV, nie wciągnęło to pana? Woli pan trenerski fach?
- Wciągnęło i to bardzo, ale to raczej praca sezonowa. Dużo ludzi mówiło, że dobrze się mnie słucha, że doskonale sprawdzam się w tej roli. Miałem kontynuować pracę także podczas mistrzostw Europy, ale zadzwonił do mnie prezes rodzimej federacji, Lazarow z propozycją pracy w kadrze. Nie mogłem odrzucić takiej oferty. Pracuję z grupą najlepszych zawodników w kraju, jestem częścią drużyny narodowej, to spory prestiż.
- To porozmawiajmy o bułgarskiej kadrze. Obecne, młode pokolenie bardzo różni się od pana generacji?
- Oj tak. Przede wszystkim zmieniła się organizacja gry. Może technicznie moje pokolenie było lepsze, ale mieliśmy gorszą organizację i system gry. Uboższe były też inne części składowe - przygotowanie fizyczne, warunki pracy. Obecni kadrowicze mają wszystko, co jest im potrzebne. Jeśli sztab szkoleniowy chce grać sparingi, federacja je organizuje, jeśli trzeba czegoś innego, też nie ma problemu. Wcześniej nie zawsze tak było. Obecnej reprezentacji brakuje jednak doświadczenia, może trochę techniki - żeby mogli nabrać całkowitej pewności swoich poczynań i spokoju na boisku. To ma szczególne znacznie w trudnych sytuacjach, po popełnieniu błędu. Pewny swego, doświadczony zawodnik szybko zapomina o błędzie i w kolejnej akcji wykonuje daną czynność dobrze. U nas na razie różnie z tym bywa.
- O pana kadrze mówiło się, że jest słaba psychicznie, że w stresowych momentach zaczynacie się kłócić. Dziś tego nie widać na boisku.
- Nastąpiła totalna zmiana w sferze mentalnej, to fakt. To zupełnie inne, bardziej odważne, ale też chyba i bardziej odporne psychicznie pokolenie. Poza tym, oni doskonale bawią się tym co robią, stanowią zwarty monolit. Myślę, że całe to zamieszanie sprzed roku pomogło im zbudować obecną siłę mentalną. Drugim czynnikiem jest fakt, że młodzi siatkarze bardzo szybko wyjeżdżają do zagranicznych klubów i tam uczą się życia, nie tylko siatkarskiego, budują swoją moc psychiczną, uodparniają się na stres, uczą się profesjonalizmu.
- Mówiąc o profesjonalizmie, jeśli pan pozwoli, spytam o coś co od dawna mnie nurtuje. Przyglądając się Todorowi Aleksiewowi mam nieodparte wrażenie, że ma mało sportową sylwetkę.
- Trochę to tak wygląda, ale systematycznie wykonujemy zawodnikom badania dotyczące budowy tkanek, zawartości tłuszczu itp, i on naprawdę ma wszystkie parametry w normie. Co trzy tygodnie badamy też kwestie fizyczne i tu również wszystko jest ok. Taką po prostu ma fizjonomię, ale dobrze się z tym czuje, nie przeszkadza mu to ani w treningu, ani w grze.
- Przed rozpoczęciem mistrzostw Europy bułgarscy siatkarze zgodnie powtarzali, że jadą do Polski i Danii po medal. Naprawdę czujecie się aż tak mocni?
- Naprawdę. Chłopaki czują, że w końcu nadszedł czas by zdobyć medal. Zajęliśmy czwarte miejsce na IO w Londynie i czwarte w tegorocznej LŚ. Zabrakło niewiele by stanąć na podium i co ważne, w obydwu turniejach zdobyliśmy cenne doświadczenia. Jak to się mówi u was w Polsce, do trzech razy sztuka…Powiedziałem niedawno, że mamy dwie drogi do podium - autostradę i małą, krętą dróżkę. Udało nam się dostać się na autostradę i teraz musimy jechać ostrożnie, ale też i pewnie, żeby z niej nie wypaść.
- Udało się czy jednak były jakieś kalkulacje? Kilka drużyn tak grało w fazie grupowej, by nie trafić na Rosję.
- Absolutnie nie było o tym mowy. Camillo Placi nie jest typem kombinatora. On jest nastawiony na wygrywanie i jeśli to się nie udaje, natychmiast wytyka błędy, mówi co należy poprawić. Jeśli zagramy dobrze, równie starannie to akcentuje, chwali zawodników.
- Zdarzyło się panu grać w zespole, z którym przegrał pan jakiś mecz celowo? Albo przynajmniej trener powiedział: chłopaki opłaca nam się przegrać?
- Miałem takie sytuacje. W sporcie liczy się wynik końcowy.
- A gdzie jest miejsce na fair play?
- Obawiam się, że znaleźliśmy się w takim momencie, w którym fair play już nic nie znaczy. Po tym, co działo się na mistrzostwach świata w 2010 roku, padły ostatnie bariery przyzwoitości. Wielka Brazylia i tak pewnie wygrałaby mistrzostwa, ale postanowiła uprościć sobie drogę i przegrała w słabym stylu z Bułgarią. Osobiście nie podoba mi się to, co się dzieje i chciałbym, aby siatkówka pozostała czystą grą - jak to było jeszcze niedawno.