Nysa oddycha siatkówką, czyli historia pewnej miłości
Bardzo udany start PSG Stali Nysa w sezon 2022/2023 PlusLigi spowodował, że w mieście zapanowała prawdziwa euforia. Bilety na hitowe starcia w lidze idą niczym świeże bułeczki, a Nysa przeżywa prawdziwe zauroczenie siatkówką. Ono wcale nie powstało jednak dopiero teraz, gdy świetne mecze rozgrywają zawodnicy Daniela Plińskiego. Nysa oddycha siatkówką od kilkudziesięciu lat, po prostu wzięła nowy, głęboki wdech. Warto poznać historię „nyskiego kotła”.
Wszystko zaczęło się tuż po II Wojnie Światowej, gdy w 1948 roku powstał w Nysie klub siatkarski – Stal. Prawdziwy rozkwit nastąpił jednak dopiero w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Po raz pierwszy zespól z Nysy awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 1986/1987, jednak spadł od razu po tych rozgrywkach, zajmując dziesiąte, ostatnie miejsce w tabeli.
Skład Stali Nysa 1986/1987:
Adam Maślanka, Adam Łapowuchow, Ireneusz Marciniak, Krzysztof Wójcik, Stanisław Mynarski, Marek Orczykowski, Zbigniew Rektor, Henryk Włodarczyk, Maciej Jarosz, Kazimierz Żmuda, Andrzej Przybysz, Marek Kwieciński. Trener: Andrzej Kaczmarek.
Tłuste lata
– Początku boomu na Stal należałoby upatrywać w latach 80-tych ubiegłego wieku – wspomina Grzegorz Ryś, wychowanek Stali i znakomity polski trener. – Wtedy występowała jeszcze w drugiej lidze, razem z odwiecznym rywalem – Chemikiem Kędzierzyn-Koźle. Te zespoły biły się o czołowe miejsca, a ich zażarta rywalizacja trwa do dzisiaj, szczególnie pomiędzy kibicami. W meczach pomiędzy nimi zawsze jest gorąco. W latach 80-tych i 90-tych przyjazd siatkarzy z Kędzierzyna wywoływał prawdziwy szał. Trzeba było mieć niezwykle mocną psychikę, by wytrzymać granie w Nysie. Widownia znajdowała się właściwie na wyciągnięcie ręki i była dla rywali, jakby to delikatnie ująć, wymagająca. Zupełnie nie miało znaczenia, w której to akurat lidze oba zespoły rywalizowały. Nawet najmocniejszy, złoty Mostostal, nie zawsze wygrywał w Nysie. Dlaczego? Bo „nyski kocioł” oznaczał jeden wielki huk, ryk i „piekielny” doping dla Stali. Klub grał w tamtych czasach w obiekcie przy ulicy Głuchołaskiej 12. Mała salka zawsze dosłownie pękała w szwach – wtedy była jeszcze przed przebudową, z jednej strony stawiano krzesełka (dopiero później dobudowano trybunę), z drugiej był dostępny tylko balkon. Zdobycie biletu na derby z Chemikiem graniczyło z cudem, niektórzy czekali przed kasami biletowymi nawet po kilka godzin. Tamten moment był magiczny, bo pozwolił mieszkańcom Nysy zakochać się w siatkówce i w swoich siatkarzach. Dzisiaj Stal gra już w nowym, pięknym obiekcie, a stara hala należy do Państwowej Akademii Nauk Stosowanych, została zmodernizowana – zlikwidowano jedną z trybun i w jej miejscu jest przeszklona siłownia. Występują tam drugoligowe siatkarki oraz oczywiście to obiekt studencki – opowiada trener i dodaje: – Po raz pierwszy awansowaliśmy do elity w 1986 roku, ale to nie był udany sezon, bo zakończył się spadkiem. Stal musiała wrócić na zaplecze, choć zespół wzmocnili tacy gracze jak Maciej Jarosz, Adam Maślanka, Irek Marciniak, Krzysztof Wójcik, Zbigniew Rektor. Później pojawili się także bardzo ważni dla historii Stali Piotr Szczurek czy Adam Kurek.
Nyska drużyna wróciła do elity znowu tylko na sezon w 1989 roku, ale ponownie była ostatnia (już w składzie z legendami Adamem Kurkiem czy Piotrem Szczurkiem, oczywiście także z m.in. Wójcikiem, Rektorem, Jaroszem i Maślanką). Historyczny dla klubu – wieszczący najlepsze lata – okazał się sezon 1991/1992 – gdy Stal zdobyła pierwszy w historii medal mistrzostw Polski – brązowy. Od tej pory występowała nieprzerwanie w elicie do sezonu 2004/2005, a więc przez czternaście lat!
– Mieszkam w Nysie od dwudziestu kilku lat, widzę na co dzień miłość do siatkówki, to jak się zachowują nasi fani – opowiada Piotr Łuka, były gracz i trener PSG Stali Nysa. – Kibicowanie, serce za Stalą jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mamy już drugie, właściwie trzecie, bo teraz dziadkowie zabierają na mecze wnuczków. To serce wykuło się właśnie w latach 90-tych, gdy klub walczył o medale mistrzostwo Polski, mając za sobą wyjątkową, wierną armię kibiców. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to właśnie fenomen naszych fanów i ciasna hala przy Głuchołaskiej 12. Ten pierwszy, oryginalny „nyski kocioł”. Niesamowici kibice i to nie tylko z klubu kibica, ale wszyscy zgromadzeni na meczu. Miałem okazję grać w Stali w PlusLidze i w pierwszej lidze, zawsze mecze o stawkę rodziły takie emocje, które trudno opisać. Zwiedziłem sporo klubów w naszych ligach i nie chcę nikogo urazić – bo wszędzie mamy kapitalnych fanów – ale Nysa była i jest dla mnie fenomenem. Nawet gdy zespół gra źle to kibice nie odwracają się od niego. Pomagają w walce o utrzymanie, a dawniej wspierali, gdy walczyło się o medale. To tym bardziej może imponować, że przecież przez całe lata graliśmy w zwykłej salce gimnastycznej, z dobudowanymi „trybunami”. Wcześniej ponoć mieściło się tam kino „Metalowiec”. Powiedzmy sobie szczerze, pojemność 800 osób, nie wiem, może upychając kolanami weszło tysiąc widzów. A atmosfera jak nigdzie indziej w Polsce. Kto był tego świadkiem wie, o czym mówię. Z podziwu nie mógł wyjść Andrea Anastasi, gdy razem z Treflem Gdańsk grał przeciwko nam w „kotle”, zanim jeszcze w 2018 roku przenieśliśmy się do Hali Nysa. I nawet potem te czarne czasy dla Stali, czyli kilkunastoletnie wypadnięcie z elity nie zabiło miłości do klubu. Ona się w Nysie nie zmieniła – dodaje.
Skład Stali Nysa 1991/1992 (pierwszy medal MP):
Ireneusz Frankiewicz, Krzysztof Gałecki, Adam Kurek, Krzysztof Wójcik, Andrzej Kozerski, Andrzej Przybysz, Zbigniew Rektor, Zbigniew Żukowski, Piotr Czuczman, Grzegorz Ciastoń. Trener: Andrzej Kaczmarek.
Największe sukcesy Stal święciła w połowie lat 90-tych, w sezonie 1993/1994 była objawieniem rozgrywek, przegrywając dopiero w wielkim finale z AZS-em Częstochowa. Zespół, grał bardzo szybką kombinacyjną siatkówkę, a dysponując stosunkowo niskim składem, stawiał na spryt i technikę. Warto zwrócić uwagę, że Janusz Bułkowski i Zbigniew Żukowski po tym sezonie sięgnęli po tytuł mistrzów Polski w siatkówce plażowej – po raz pierwszy rozgrywanych w naszym kraju!
Skład Stali Nysa 1993/1994 (wicemistrzostwo Polski):
Janusz Bułkowski, Sławomir Gerymski, Krzysztof Wójcik, Andrzej Przybysz, Zbigniew Rektor, Zbigniew Żukowski, Ireneusz Frankowski, Piotr Szczurek, Mariusz Boryczka, Bogdan Lazurek, Maksymilian Chadała, Robert Grzanka. Trener: Andrzej Kaczmarek.
Fenomen ze 181 centymetrami wzrostu
Graczem sezonu całych rozgrywek 1993/94 uznano legendę Stali Krzysztofa Wójcika. W trakcie swojej bogatej kariery przez 15 lat bronił barw Stali Nysa i Jastrzębia. Z tym pierwszym zespołem zdobył dwa srebra i brąz mistrzostw Polski oraz Puchar Polski, a z ekipą z Jastrzębia mistrzostwo Polski i dwa brązowe medale. Grał jako przyjmujący, a pod koniec kariery jako libero. I właśnie na tej pozycji w wieku 41 lat zadebiutował w reprezentacji Polski!
Siatkówkę w rodzinnym Żaganiu zaczął uprawiać dosyć późno, bo w wieku 23 lat. Wcześniej grał w piłkę ręczną. Jego talent do siatkówki odkrył Zdzisław Kiczyński, nieżyjący już prezes Stali Nysa. Od tamtej pory był niekwestionowanym liderem ekipy z Nysy i ulubieńcem miejscowych kibiców. Mimo 181 cm wzrostu imponował potężnymi atakami. W jednym z wywiadów przed laty tak opisał Krzysztofa Wójcika grającym z nim w barwach Stali – Zbigniew Rektor: To facet z „jajami”. Jeśli ktoś przeszkadzał w wygraniu, to znaczy grał słabo, to Krzysiek potrafił go nieźle objechać. Nieważne, czy był to junior, czy gracz szóstkowy.
W 1986 roku Wójcik przeszedł operację obu kolan. Dziesięć lat później – po trzykrotnej operacji prawego kolana i trzykrotnym zerwaniu więzadeł krzyżowych – wydawało się, że to już jego sportowy kres jako siatkarza. Akurat wprowadzono pozycję libero, a Wójcik, ze swoim wielkim doświadczeniem, był jakby stworzony do niej.
– Wprowadzenie pozycji libero uratowało wszystkich siatkarzy, którzy nie mają dwóch metrów wzrostu. Dobrzy technicznie zawodnicy, mierzący nawet 1,85 m wzrostu, nie mają czego szukać w ataku, mogą jednak grać na libero. Tak naprawdę po wprowadzeniu zmian zostałem przywrócony do sportu. Po kontuzjach kolan o skakaniu nie mogło już być mowy – mówił Wójcik, który w 2000 roku przeniósł się do Jastrzębia, zdobywając z ekipą Ivett Jastrzębia Boryni mistrzostwo Polski w wieku 44 lat.
W 2006 roku zakończył karierę i rozpoczął pracę trenerską, m.in. prowadził Jokera Piłę, Stal AZS PWSZ Nysa, Ósemkę Siedlce czy Krispol Września.
Wójcik w reprezentacji Polski rozegrał 38 meczów, a w kadrze zadebiutował w 2001 roku w wieku 41 lat. Wystąpił między innymi w rozgrywkach Ligi Światowej i na mistrzostwach Europy w Ostrawie w 2001 roku, gdzie biało-czerwoni zajęli piąte miejsce. – To zadziwiające, bo wcześniej byłem wybierany na najlepszego siatkarza ligi, a do reprezentacji byłem za... niski – mówił wówczas Wójcik. – Nie mogłem przypuszczać, że po tylu kontuzjach nagle wszystko się odmieni i w wieku 41 lat trafię do reprezentacji. To było ogromne przeżycie i za to wielkie dzięki dla trenera Ryszarda Boska, który dał mi szansę.
Wielka smuta
Stal zdobywała jeszcze kolejne medale, drugi srebrny i drugi brązowy, w 1996 roku sięgnęła po Puchar Polski. To były jednak ostatnie tak wielkie sukcesy zespołu z Nysy, bowiem w XXI wieku sytuacja zaczęła się pogarszać. Ostatecznie zespół spadł z PlusLigi po sezonie 2004/2005.
– To były ciężkie czasy dla Nysy, nie zawsze było kolorowo – wspomina Łuka. – Teraz wszyscy idą w jednym kierunku – miasto, sponsorzy, przeżywamy boom na siatkówkę i tak powinno być. W 2005 roku tego zabrakło, dlatego spadliśmy i bardzo długo trzeba było czekać na powrót. Jedynym mocnym akcentem sezonu 2004/05 była nietypowa sytuacja w Stali, gdzie grał w jednym składzie ojciec z synem – Adam i Bartosz Kurek. Byłem już wtedy w Rzeszowie, dwukrotnie grałem przeciwko nim – wspomina Łuka. Warto także dodać, że Stal Prowadził Jan Ryś, a jego syn Grzegorz olsztyński AZS.
Bartosz Kurek zadebiutował w PlusLidze niecałe dwa miesiące po skończeniu 16 lat – 20 października 2004 roku, w wyjazdowym meczu przeciwko PGE Skrze Bełchatów (1:3). W całym sezonie rozegrał 22 mecze dla zespołu z Nysy. Sezon nie układał się po myśli siatkarzy AZS PWSZ. Pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w 13. kolejce spotkań, gdy ograli 3:1 Asseco Resovię. Było to jedyne zwycięstwo w fazie zasadniczej. Drużyna z Nysy kończyła tę część sezonu na ostatnim miejscu w tabeli z fatalnym bilansem (1 zwycięstwo – 17 porażek).
Na powrót do elity trzeba było czekać aż do 11 września 2020 roku! Wtedy to Stal Nysa zagrała jako beniaminek z odwiecznymi rywalami – Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, przegrywając gładko 0:3. Poprzedni sezon PlusLigi Stal zakończyła na ostatnim miejscu w tabeli (po sezonie zasadniczym) i gdyby nie poszerzenie ligi, zapewne dziś grałaby znowu na zapleczu. Na szczęście dla Nysy zespół nie opuścił ligi i obecny sezon rozpoczął w kapitalnym stylu, ogrywając m.in. właśnie ZAKSĘ i to 3:0! W mieście zapanowało prawdziwe szaleństwo.
– Nysa żyje siatkówką – przekonuje Ryś. – Kibice, którzy wychowali się w starej hali potrafili zaszczepić miłość do tej dyscypliny młodemu pokoleniu. Siatkówka łączy u nas pokolenia. Uwielbiam chodzić na mecze Stali, spotykam tam wielu znajomych, w końcu jestem wychowankiem klubu. Nasi siatkarze są tutaj bardzo rozpoznawalni. Łatwiej w sklepie usłyszeć plotki czy dyskusje o poprzednim meczu niż czasem znaleźć coś brakującego na półkach. Cały czas mówi się o siatkówce, bo ten sport jest u nas kochany.
– Na pewno wszyscy związani z klubem, drużyna, sztab, szefowie zaczną odczuwać presję, bo Stal wystartowała genialnie – uważa Łuka. – Pamiętam, że przed sezonem kibice zaczepiali mnie na ulicy i pytali, jak będzie w tym roku? Myślałem, że mamy ciekawy skład, fajny balans pomiędzy młodzieżą a doświadczonymi graczami, ale przyznaję, takiego startu mnie przewidziałem. Typowałem Stal na miejscach 9-12, nie będąc przy tym zespole, patrząc tylko z daleka. Jestem bardzo zaskoczony, bo wreszcie nie ma sinusoidy, jak przed rokiem. Dwa świetne sety, by potem zupełnie zapaść. Teraz tego nie ma. Stal grając świetnie i równo pokonała – po ponad dwóch dekadach oczekiwania – naszych odwiecznych rywali z Kędzierzyna-Koźla. Wydaje się, że ten zespół ma przyszłość, a takie zwycięstwa budują. Akcja rodzi reakcję, to co dzieje się dzieje w hali i wokół drużyny przenosi się na całe miasto. O siatkówce dyskutuje się u fryzjera, w sklepach, na ulicy. Mówi się o niej bardzo głośno. A że każdy się zna, to każdy ma swoje zdanie. To jest w naszym kotle najpiękniejsze – dodaje.