O siatkówce z niedoszłym kierowcą TIR-ów
Gdy kończył podstawówkę miał już 199 cm wzrostu. W technikum urósł jeszcze 16 cm. Chociaż na początku siatkówka sprawiała mu wiele trudności, nie poddał się. Jest czterokrotnym mistrzem Polski, 225 razy reprezentował nasz kraj w kadrze seniorów. O siatkówce i nie tylko opowiada środkowy AZS Politechniki Warszawskie – Marcin Nowak.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?
- Zaczęło się przypadkowo. W szkole podstawowej uczył pan, który prowadził również sekcję siatkówki. Niestety nie w mojej szkole. Wiedział, że takiego wysokiego chłopaka jak ja, wypadałoby zwerbować do sekcji, ale nie było mojego rocznika. W końcu, kiedy kończyłem podstawówkę, zaczynałem technikum zostałem dokoptowany do klubu. Miałem wtedy 199 cm wzrostu. Dołączyłem do grupy, która trenowała już od 2 lat. Ja zaczynałem od podstaw. Szło mi kiepsko, nie umiałem nic. Na pierwszym obozie nie umiałem nawet zrobić 5 pompek. Do tej pory się z tego śmieje, teraz mój 9 letni syn potrafi zrobić ich 20. Musiałem włożyć dużo pracy i siły żeby nadgonić. Musiałem przymykać oczy na moich kolegów, którzy się ze mnie wyśmiewali. Było ciężko, było dużo roboty, ale wykonywałem ją rzetelnie i się udało. W siatkówce upatrywałem przyszłość. Wiedziałem, że wzrost mi pomaga. Nadrabiałem nim inne rzeczy, jak skoczność.
- Co Cię kręci w siatkówce kręci? Co daje Ci największą satysfakcję?
- Adrenalina – taka, która pojawia się przed meczem i ta ogromna przy wyjątkowych spotkaniach. Niektóre sytuacje, niektóre akcje, które powodują, że wszystko we mnie buzuje. Każdy potrzebuje emocji, adrenaliny i ja ją właśnie w taki sposób otrzymuję. I w ten sposób się nakręcam.
- Największy sukces…
- Jednym z największych sukcesów są medale MP, które zdobywaliśmy z Częstochową. W każdym sezonie, który spędziłem w Pluslidze, starałem się realizować cele, które były założone mojemu zespołowi. I wydaje mi się, że jeżeli nie w 100% to w 90 je realizowaliśmy. To takie drobne sukcesy. Także wyjazd na Olimpiadę, mimo że na miejscu nie odnieśliśmy większego sukcesu, ale samo to, że awansowaliśmy w tamtym okresie. To był ogromny sukces dla nas wszystkich. Od tamtej pory ciężko mi sobie skojarzyć coś, co przyniosło mi większą radość.
- A porażka…
- To, że nie zdobyłem medalu z reprezentacją seniorów. To najbardziej we mnie tkwi. W momencie, kiedy ja już nie byłem w kadrze narodowej, chłopaki zdobyli wice mistrzostwo świata. To taki niewielki okres czasu między zakończeniem mojej kariery reprezentacyjnej, a tym sukcesem. Wydaje mi się, że wtedy jeszcze byłem w stanie znaleźć się w dwunastce. Czułem w środku, że dałbym radę. Żałuję, że mnie tam nie było. Ale to był wybór trenerów. Ten brak medalu uważam za największą porażkę, tym bardziej, że wiele razy byliśmy bardzo blisko podium.
- Co chciałbyś jeszcze w siatkówce osiągnąć?
- Wiadomo, że najbardziej chciałbym zdobyć medal z reprezentacją, ale to już nierealne. Po prostu do końca mojej kariery chciałbym osiągać, realizować cele, jakie stawia klub, w którym gram. Realizacja tych założeń jest dla mnie najważniejsza.
- Atak z obejścia grasz jako jedyny w Pluslidze. Skąd to się wzięło?
- Zacząłem go grać we Włoszech z Pawłem Zagumnym, z którym graliśmy w jednym klubie. Później z różnymi przerwami stosowałem to zagranie z innymi wystawiającymi. We Włoszech robiło to furorę. Do tej pory, kiedy mamy dobre przyjęcie, też potrafimy, obecnie z Maikelem, zrobić dużo zamieszania. Jednak warunkiem jest idealne przyjęcie do siatki. Bez niego całe to zagranie nie ma sensu. Jestem wtedy zupełnie wyłączony z gry, bo gdy umawiamy się na atak z obejścia, jestem wykluczony z pójścia na normalną krótką. Jest to zagranie trochę ryzykowne, ale zazwyczaj skuteczne, sprawia dużo problemów przeciwnikom.
- Co zyskałeś dzięki siatkówce?
- Na pewno wszystko to co mam. Nie mogę narzekać. Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym nie był sportowcem. Źle byłoby gdybym z tych warunków fizycznych nie skorzystał. Jestem szczęśliwy bo robię to co kocham, a do tego mam z tego korzyści finansowe. To najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać. Siatkówka zbudowała mi przyszłość.
- Miałeś jakiś plan b na wypadek gdyby z siatkówką nie wyszło?
- W szkole podstawowej chciałem być kierowcą TIR-ów (śmiech). Nie wiem dlaczego, może z pasji samochodowej, a może myślałem, że tam się zmieszczę i będę czuł się dobrze (śmiech).
- Myślałeś o tym, co będzie po zakończeniu kariery?
- Był taki moment, że myślałem o zakończeniu kariery. Miałem zaplanowany wyjazd do Kataru. Oczywiście żeby grać w siatkówkę. Jednak nic z tego nie wyszło. Na jakieś 2-3 miesiące straciłem miejsce w Pluslidze. Liga się zaczęła i trudno było mi znaleźć klub. W końcu znalazła się Delecta. Skończyło się to dla mnie dobrze, w klubie zrealizowaliśmy założenia. Na razie spełniam się w miarę możliwości jako siatkarz. I chciałbym żeby było tak, jak najdłużej. A co będę robił potem? Może zostanę trenerem? Może otworzę jakiś biznes? Może samochodowy, bo to moja pasja.
- No właśnie, jakie są Twoje zainteresowania, pasje?
- Głównie wędkarstwo. Gdy tylko mam wolną chwilę to łowię. Przy tym odpoczywam i relaksuję się. Łowienie sprawia mi dużo przyjemności, realizuje swoje jakieś tam marzenia – złowić jak największą rybę, jak najwięcej ryb, taką, jakiej jeszcze nie złowiłem. Daje mi to dużo radości. Pasjonuję się też motoryzacją, samochodami. Lubię sobie po prostu posiedzieć w Internecie i pooglądać samochody, poczytać o nowinkach i ciekawostkach.
- Lubisz też „grzebać” w samochodach?
- Jestem technikiem samochodowym, ale wszystkie praktyki, jakie miałem ominęły mnie, spędziłem je na hali. Doświadczenie mam niewielkie, ale posiadam dużą wiedzę teoretyczną.
- Co przedstawia Twój tatuaż?
- To tatuaż z trzech części. Na torsie mam Matkę Boską z zarysami mojej małżonki. Na części ramienia mam krzyż, a na tylnej części łopatki mam takiego złego człowieka, którym ja czasami jestem. Taka moja druga osobowość. Cały tatuaż współgra ze sobą.
- Jakim jesteś człowiekiem prywatnie, a jakim na boisku? Tym złym człowiekiem, czy raczej miłym gościem?
- Raczej miłym. Wybucham jeśli ktoś mnie wyprowadzi z równowagi. Wtedy potrafię być agresywny. Ale jeżeli ktoś mi nie zajdzie za skórę to jestem w porządku i na pewno nie traktuję nikogo z góry. W tym sezonie na boisku jestem bardzo spokojny. Mało we mnie tej sportowej złości, którą do tej pory prezentowałem. Wręcz słynąłem ze swoich wybuchów. Teraz w drużynie mam dużo kolegów, którzy są podobni do mnie i oni spełniają tę rolę na boisku. Ja staram się tej energii nie potrajać, bo mogłoby to doprowadzić do wielkiej eksplozji.
więcej na pzps.pl