Oczekiwali więcej, niż szybkie 3:0
- Oczekiwaliśmy więcej niż szybkie 3:0 - tak po meczu Asseco Resovii Rzeszów - AZS Politechnika Warszawska mówił kapitan stołecznej drużyny Krzysztof Wierzbowski. W środę ekipa trenera Jakuba Bednaruka podejmie PGE Skrę Bełchatów.
- PlusLiga: Udanego spotkania niestety nie mogę Ci pogratulować, ale nowej funkcji jak najbardziej!
- Krzysztof Wierzbowski: Nie ma czego gratulować, naprawdę. Taka zmiana u nas w zespole wyszła. Na pewno nie będziemy się doszukiwać tutaj żadnych konfliktów, ani niejasnych sytuacji. Atmosfera w naszej drużynie jest wspaniała, bo po tym jak graliśmy wcześniej, musi taka być. Tak po prostu wyszło. Nie będziemy się zagłębiać. A co do meczu, to naprawdę wielka szkoda i nie ma rzeczywiście, czego gratulować. Było to bardzo kiepskie widowisko, poniżej jakiegokolwiek dopuszczalnego poziomu, do którego zobowiązuje gra w PlusLidze. Ciężko będzie cokolwiek pozytywnego wyciągnąć z tego meczu.
- Czujesz się liderem zespołu?
- Nie, w ogóle nie. Tutaj nie chodzi o jakiegokolwiek lidera. Myślę, że nasz zespół na boisku nie ma lidera w sensie typowo siatkarskim, a mentalnie będzie to na pewno Grzesiek (Szymański – red), Marcin (Nowak – red.) no i Fabian (Drzyzga -red.). Ja jestem kapitanem, ale nie noszę się gdzieś tam wysoko z głową, czy coś w tym stylu. Robię swoje i zobaczymy, co będzie.
- To był Wasz najsłabszy mecz w tym sezonie! W żadnym elemencie nie zawiązała się gra…
- Tak, tak… W żadnym elemencie nie potrafiliśmy nawiązać walki, ale tutaj czapki z głów dla Rzeszowa, bo zagrali super, szczególnie w zagrywce. Ciężko jest zrobić cokolwiek pozytywnego, kiedy gra się cały czas piłką wysoką z 5, z 7 czasami nawet z 12 metra. Naprawdę musieliśmy zaryzykować w ataku, a Resovia nas blokowała. Strzelaliśmy po autach, robiliśmy mnóstwo błędów. Sami nie potrafiliśmy zagrywać agresywnie i robić jakiejkolwiek szkody przeciwnikowi. Gratulacje dla przeciwnika. Im takie zwycięstwo jest potrzebne, a my musimy się wziąć do pracy, bo gdzieś uciekła ta nasza dobra gra.
- Przed Wami kolejny mocny rywal, czyli w najbliższą środę mecz z PGE Skrą Bełchatów. Czy uda się w tak krótkim czasie zbliżyć do swojej dobrej formy?
- Ciężko będzie cokolwiek zmienić, bo to są raptem cztery dni do meczu. Na pewno będziemy chcieli zagrać lepszą siatkówkę, w ogóle w siatkówkę, bo w Rzeszowie w siatkówkę nie graliśmy. Chodziliśmy jak dzieci we mgle, przestraszeni wielką drużyną Resovii. Miejmy nadzieję, że ze Skrą nawiążemy walkę, bo od tego wszystko się zaczyna. Jesteśmy takim zespołem, który - jeśli tylko podejmie walkę – nakręca się i wszystko lepiej wygląda.
- Zbliżaliście się już do przeciwnika na trzy punkty, to nie był duży dystans…
- Tak, ale na takim poziomie gry, kiedy przeciwnik prowadzi siedmioma, ośmioma punktami, zbliżenie się na trzy punkty, to był maks, jaki mogliśmy w sobotę zrobić. Taka drużyna jak Rzeszów, na pewno takiej szansy nie wypuści. My musielibyśmy mieć jakąś indywidualność, która wyszłaby na zagrywkę i strzeliła cztery, pięć mocnych zagrywek, po których piłka by do nas nie wracała. Niestety tego nikt w sobotę nie potrafił zrobić, bo przeciwnicy byli bardzo dobrze dysponowani. Szkoda wielka…
- Czy mecz z Treflem, gdzie rozegraliście pierwszy pięciosetowe spotkanie, nie był takim punktem zwrotnym pierwszej rundy zasadniczej? Dotyka Was spadek formy?
- Byłem optymistycznie nastawiony do spotkania z Resovią. Po meczu z Treflem, bardzo dobrze przepracowaliśmy cały tydzień. Naprawdę wyglądał on bardzo dobrze w naszym wykonaniu. Ciężka, fajna praca. Byliśmy z tego zadowoleni i nie ukrywam, oczekiwaliśmy więcej niż szybkie 3:0, bez jakiejkolwiek naszej gry. Wyglądało to tragicznie i byliśmy w sobotę strasznie zbici. Musimy szybciutko pozbierać się przed meczem ze Skrą w Warszawie.