Od wtorku gwiazdy siatkówki plażowej w Starych Jabłonkach
Organizujemy turniej z cyklu World Tour już po raz szósty, jednak zdajemy sobie sprawę, że ciągle musimy pokonywać poprzeczkę coraz wyżej podnoszoną, także przez nas samych - mówi Tomasz Dowgiałło, dyrektor zawodów Mazury Open w siatkówce plażowej.
We wtorek w małej miejscowości pod Ostródą ruszają eliminacje do jednego z najbardziej prestiżowych turniejów z cyklu World Tour z udziałem najlepszych siatkarek i siatkarzy. Finałowe spotkania zaplanowano na sobotę i niedzielę.Sebastian Woźniak: Kiedy rozpoczynaliście starania o organizację World Tour po raz pierwszy w Starych Jabłonkach, obawialiście się, że impreza o tak wysokiej randze może nie odnieść sukcesu?
Tomasz Dowgiałło: Przyznam się szczerze, że początkowo mieliśmy kompleks małej miejscowości. Nieśmiałość zweryfikowali sami zawodnicy i kibice, dlatego nasze obawy szybko zniknęły. W międzyczasie uczyliśmy się od najlepszych. Swoim charakterem przypominamy nieco kurort w Klagenfurcie, również możemy się pochwalić pięknymi widokami. Choć oczywiście są one zdecydowanie inne, u nas jest jeszcze spokojniej. Organizujemy turniej z cyklu World Tour już po raz szósty, jednak zdajemy sobie sprawę, że ciągle musimy pokonywać poprzeczkę coraz wyżej podnoszoną, także przez nas samych. I nie jest łatwo żyć z tą presją (śmiech). Niektórym wydaje się, że przygotowania odbywają się jedynie tuż przed imprezą, co wcale nie jest prawdą. Mimo że turniej dopiero się rozpoczyna, już dostaliśmy zaproszenie na październik, by omówić kwestie związane z przyszłorocznymi zmaganiami. Przede wszystkim chodzi o zapewnienia finansowe.
- A w tym roku z kwestiami finansowymi nie było zbyt wesoło...
- Na przełomie lutego i marca zastanawialiśmy się czy nie odwołamy Mazury Open. Termin jak najbardziej nam pasował, ale tym razem nie mogliśmy liczyć na naszych sponsorów. I bynajmniej nie chodzi tutaj o jakieś zgrzyty między nami, bo słyszeliśmy od firm, które wspierały turniej, że są zadowoleni ze wzajemnej współpracy. Zawinił kryzys gospodarczy. Sporo pomógł nam Urząd Marszałkowski, my z kolei także musieliśmy dołożyć więcej o 300 tys. zł niż wcześniej planowaliśmy. Tyle, że w przyszłych latach wszystko powinno wrócić do normy. Nie robiliśmy badań, choć wiemy, że od czasu gdy przyjeżdżają najlepsi zawodnicy staliśmy się rozpoznawalną marką [hotel Anders - red.] nie tylko w Polce.
- Jesteście ciągle pod "nadzorem" władz FIVB, które monitorują organizacje imprezy. Jakie mają najczęściej uwagi?
- Otrzymujemy doskonałe noty, choć naprawdę trudno jest spełnić wszystkie wymagania FIVB. Z 200 wyznaczonych punktów do końca nie spełniliśmy bodajże czterech. Mieliśmy sugestie, że banery reklamowe niektórych firm są nieco jaśniejsze, czy biuro prasowe mieści się zbyt daleko od boiska. Dla osób, które patrzą na to z boku takie rzeczy wydają się śmieszne, jednak łatwo popsuć sobie nimi wizerunek. Opinię wyrażają trzy osoby - Sara Seravalli [przedstawiciel FIVB - red.] opisuje to co się dzieje podczas turnieju, pracę osób itp. Delegat sędziowski czuwa nad przebiegiem spotkań, zaś Tim Simons jest delegatem prasowym. Podpisaliśmy umowę do 2014 roku i musiałby się wydarzyć kataklizm, by odebrano nam siatkarskie zmagania.
- Co chciałby pan poprawić w zawodach Mazury Open?
- Przede wszystkim chcielibyśmy zorganizować mistrzostwa świata w 2013 roku. Pomysły związane są oczywiście z finansami. Zaplecze socjalne dla zawodników niewiele można już poprawić, ponieważ jest na wysokim poziomie. Raczej chodzi o estetykę imprezy. Uważam, że staliśmy się stolicą polskiej siatkówki plażowej, a to do czegoś nas zobowiązuje.(gazeta.pl) Powrót do listy