Optymizm, ale umiarkowany
Pewna pierwszego miejsca w tabeli PGE Skra dalej zbiera komplety punktów. Nie zmęczona pokonywaniem solidnych włoskich rywali i kapryśnej pogody. Silniejsze od mistrzów Polski mogą jednak okazać się kontuzje - z nimi mistrzowie Polski często w tym sezonie przegrywali.
Michał Bąkiewicz po przylocie z Włoch do Warszawy nie został w niej długo. Po sparingach z Trenkwalderem Modena i Sisleyem Treviso przyjmujący Skry dostał tydzień wolnego. Bynajmniej nie chodziło o zmęczenie grą. - Nie mogliśmy go ani razu sprawdzić. Michał ma kontuzję pleców - wyjaśnia trener Jacek Nawrocki i przypomina, że to nie jedyny zawodnik jakiego ostatnio dopadły urazy. - Po raz pierwszy po dłuższej kontuzji wprowadziliśmy do gry Stephane’a Antigę. (Francuz przeszedł na początku lutego artroskopię kolana - red.).
Mało tego. Jakub Novotny również miał „lekką przygodę zdrowotną”, jak określił to Mariusz Wlazły. - Kuba trochę nam się rozchorował - to były jakieś wirusowe sprawy. Musiał przywieźć coś z Polski. Dla mnie też było to dość nieprzyjemne, bo byłem zmuszony rozegrać trzy mecze pod rząd. Sądziłem, że może Kuba chociaż w jednym będzie w stanie wystąpić. Było inaczej i dlatego ten wyjazd był dla mnie bardzo ciężki. Ale pojechaliśmy tam w jakimś celu - zakończył atakujący mistrzów Polski.
Tym celem było sprawdzenie pewnych założeń taktycznych i systemu gry, jaki obrali szkoleniowcy Bełchatowa. - Z powodu problemów zdrowotnych nie do końca udało się to zrealizować. Doświadczenie - to chyba najważniejsze co zdobyliśmy. Kontakt z innym systemem grania niż w polskiej lidze. I walka z mocnymi przeciwnikami - wymieniał trener Skry.
Wlazły liczy, że ten wyjazd, a przede wszystkim zmierzenie się z silną włoską zagrywką zaprocentują w czasie turnieju Final Four Ligi Mistrzów. - To był po prostu tydzień mocnego treningu i mocnej gry - powściągliwie dopowiada Nawrocki.
O mocnych treningach we własnym gronie nie ma na razie co myśleć. Trener musi poczekać aż skompletuje w pełni zdrową dwunastkę. - To gwarantuje podniesienie jakości treningu. Mam nadzieję, że w przeciągu dwóch tygodni sytuacja się poprawi.
Ale i to nie gwarantuje dobrej formy w ważnych meczach. Trener wyraźnie martwi się o postawę swoich podopiecznych, bo asekuracyjnie przestrzega: - Zawodnik, który jest kontuzjowany i może wrócić na trening na tydzień przed ważnym turniejem, to nie jest to samo, co ten przygotowany na dłuższym etapie w dobrym stanie zdrowia. Jeżeli Mariusz Wlazły będzie tak samo prezentował się w Łodzi jak - zmęczony włoskim wyjazdem - zrobił to w Warszawie, katastrofy nie będzie. 22 punkty przy ponad piędziesięcioprocentowej skuteczności robią wrażenie. Gorzej sprawa ma się z przyjmującymi. Michał Winiarski wciąż po każdym meczu wygląda jak niesymetryczny kulturysta, wpychając pod bluzę wielki wór z lodem na ochłodzenie barku. Antiga ledwo co „naprawił” kolano, ale już w ostatni weekend wespół z Bartoszem Kurkiem w pełni zdrowym (czytaj: wystarczająco zdrowym - na tyle, żeby nie narzekać) pokazali, że są w stanie zapewnić stały dobry poziom przyjęcia. Michał Bąkiewicz jest niewiadomą. Za to powszechnie znaną jest jego waleczność i serce do gry. Można więc spać raczej spokojnie i z nadzieją na dobry występ Skry w łódzkiej Arenie. Tam nikt nie będzie myślał o trwających w lidze play-offach i walce o mistrzostwo Polski.
Włosi może i mieliby taki problem. W Italii scudetto jest na równi z europejskimi pucharami o ile nie wyżej w hierarchii. Wygranie polskiej ligi nie jest tak prestiżowe jak wygranie Ligi Mistrzów. Zwłaszcza, gdy robi się to nieprzerwanie od pięciu lat. Skra oczywiście mierzy w kolejny złoty medal. Ale w kwietniu oszczędzać się nie będzie. - Nic nie odpuszczamy. W Pucharze Polski też nie odpuszczaliśmy. Tam Resovia po prostu była sportowo lepsza. Walczymy o jak najlepszą pozycję w Final Four i o mistrzostwo Polski - zapowiada Jacek Nawrocki, który stoi przed szansą pierwszych wielkich sukcesów w roli pierwszego trenera. Ale i przed widmem wielkich przegranych, gdyby na koniec sezonu Skra została jednak bez żadnego triumfu na koncie.