Osmany Juantorena: jestem Kubańczykiem
Osmany Portuondo Juantorena, przyjmujący najlepszej drużyny świata i Europy, włoskiego Itas Diatec Trentino urodził się 12 sierpnia 1985 roku w Santiago de Cuba. Tego znakomitego siatkarza już we wtorek zobaczymy na parkiecie w hali na Podpromiu w Rzeszowie. Wicemistrz Włoch jest już jedną nogą w turnieju finałowym Ligi Mistrzów, który w kwietniu zostanie rozegrany w łódzkiej Arenie. Podopieczni trenera Radostina Stojczewa bronią w tym roku Pucharu Europy.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że po tak długim okresie, kiedy musiałem z różnych względów pauzować, mogę w końcu grać i to na dobre. Itas to świetny zespół, z którym można wygrać wszystko. Na ten sezon postawiliśmy sobie wiele celów, póki co udaje nam się je realizować. Zdobyliśmy Puchar Włoch – prestiżową nagrodę, która ostatnimi czasy przechodziła nam koło nosa. Udało się, gramy dalej, przed nami kolejny cel – obrona Pucharu Europy. Po wygranej z Resovią Rzeszów na własnym boisku jesteśmy jedną nogą w Final Four – powiedział w rozmowie z nami Osmany Juantorena.
PlusLiga: Czujecie się już pewniakami udziału w turnieju głównym?
Osmany Juantorena: Absolutnie nie, to dopiero połowa sukcesu, trzeba wywieźć z Rzeszowa dobry wynik, matematycznie jest to jeden set, ale będziemy walczyć o zwycięstwo, a to nie będzie wcale takie łatwe. Rzeszowianie pokazali zwłaszcza w pierwszej partii, że nie przyjechali do Trento na wycieczkę. Stawiali nam dzielnie opór, na szczęście przezwyciężyliśmy to i pokonaliśmy ich bez straty seta.
- We Włoszech gra pan legalnie, ale jak to jest z drużyną narodową? Czy drzwi do reprezentacji Kuby są dla pana definitywnie zamknięte, czy jest na powrót do kadry jakaś nadzieja?
- Na chwilę obecną drzwi są, niestety, zamknięte. Ja nie tracę nadziei i wierzę, że się to zmieni zanim zakończę karierę. Jestem jeszcze młodym graczem. Nie ma niczego przyjemniejszego w życiu profesjonalnego sportowca, jak móc reprezentować swój kraj i zdobywać dla niego medale. Patrzę w przyszłość z optymizmem i mam nadzieję, że pewnego dnia to się zmieni.
- Myślał pan o grze w reprezentacji Włoch? Słychać było takie głosy, że Włosi chcieliby pana na igrzyska w Londynie mieć w swoich szeregach.
- Nie, nadal jestem Kubańczykiem i nie zamierzam póki co tego zmieniać. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie stojącego na boisku przy obcym hymnie, jakoś to nie brzmi naturalnie, pragnę nadal reprezentować Kubę. Jednak nigdy nie mówię „nie”, czasem życie zmusza nas do podejmowania decyzji o jakich wcześniej nie myśleliśmy.
- Polacy są panu dobrze znani. Przyjaźni się pan z Łukaszem Żygadło.
- Tak, to mój kompan z pokoju. Zawsze razem na wyjazdach spędzamy wolny czas, gadamy i dobrze się rozumiemy. To fajny chłopak, cieszę się, że go poznałem.
- Zna pan też polskiego asa Michała Winiarskiego.
- Tak, Michał grał w Itasie, gdy ja tylko asystowałem na treningach. Szkoda, że zdecydował się wrócić do Polski, ale nie ukrywam, to mi bardzo pomogło, ja wskoczyłem do składu na jego miejsce. Nie mam jednak wątpliwości, że to świetny zawodnik, mam nadzieję, że dojdzie do pełni zdrowia i wkrótce staniemy po dwóch stronach siatki w ważnej imprezie – kto wie, może w finale Final Four?