Panas: to był naprawdę zgrany zespół
W drużynie AZS Częstochowa grał przez trzynaście sezonów. Z klubem zdobył m.in. pięć tytułów mistrza Polski. Przed laty doskonały przyjmujący, wielokrotny reprezentant kraju. Dziś świetny trener. - Siatkówka to jest całe moje życie. I tylko to potrafię dobrze robić. Chciałbym pracować jak najdłużej w tym zawodzie - wyznaje Radosław Panas, jeden z zawodników Złotej Dekady AZS Częstochowa.
plusliga.pl: - 22 grudnia br. w Częstochowie zostanie rozegrany mecz Złotej Dekady AZS Częstochowa 1990-1999. Pan w swojej karierze sportowej zapisał się złotymi zgłoskami w historii klubu z Częstochowy. Weźmie Pan udział w tym meczu?
Radosław Panas: Przede wszystkim cieszę się, że pamiętali o mnie i dostałem zaproszenie - to taki żarcik (śmiech). A poważnie mówiąc to bardzo chciałbym wziąć udział w tym meczu. Niestety terminy ligowe kolidują ze wspomnianą imprezą. W niedzielę, tj. 23 grudnia br. gramy w Kielcach bardzo ważny mecz, ale może uda mi się wyskoczyć do Częstochowy chociaż na godzinkę. Chciałbym przywitać się z kibicami, podziękować za te wszystkie wspaniałe lata. A także zobaczyć się z chłopakami, z którymi grało się, a przez lata nie widziało się. Będzie co wspominać. Ale tak, jak powiedziałem - mam duży dylemat i do ostatniej chwili będę się nad tym zastanawiał.
- Czyli szanse na to, że zobaczymy Pana na boisku są małe?
- Trudno powiedzieć. Pewnie jak przyjadę to może już tam wejdę. Chciałbym się chociaż przynajmniej pokazać na godzinę i wrócić. Bo tak jak mówiłem liga jest dla nas bardzo ważna, a mecz w Kielcach bardzo istotny. W związku z tym nie chciałbym niczego zaniedbać i zostawić zespołu bez trenera.
- W barwach AZS Częstochowa grał Pan przez trzynaście sezonów. Czy utkwił panu w pamięć jakiś szczególny mecz? Spotkanie, które do dziś pan wspomina?
- Pamiętam dwa takie super mecze. Jedno z nich to mistrzostwo Polski zdobyte w Olsztynie, które zdobyliśmy 1992 roku w hali Urania. W hali, w której teraz pracuje. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Przychodząc tam na treningi mam przed oczyma te mecze. Świetna atmosfera, dwa wspaniałe zespoły, święta wojna dwóch AZS-ów, słynne derby. A ten drugi to mecz w Kędzierzynie, gdzie zdobyliśmy ostatni tytuł, kiedy to ja skończyłem ostatnią piłkę. Doskonale pamiętam te spotkania, emocje. Rozegrałem setki, a może tysiące spotkań. Były wzloty i upadki, ale mieszkam właśnie tu w Częstochowie. Zawsze miło wspominam te czasy i tych chłopaków, ponieważ była to naprawdę świetna ekipa, świetnie się rozumieliśmy. Tworzyliśmy naprawdę zgrany zespół, mimo że rotacje były duże. A do tego ta niesamowita atmosfera akademicka.
- Czy kończąc karierę siatkarską, wiedział Pan już od razu, że swoje dalsze życie zwiąże z siatkówką i zostanie trenerem?
- Tak. Będąc jeszcze zawodnikiem, już myślałem, co będzie dalej. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nic nie trwa wiecznie. Czasami jedna kontuzja eliminuje nas z dalszej gry. Na szczęście nie miałem poważniejszych urazów. Skończyłem karierę, bo brakowało mi już motywacji. Kończąc studia na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie kierunek wychowanie fizyczne, gdzieś tam w głowie chodziło mi, żeby zostać trenerem. Siatkówka to jest całe moje życie. I tylko to potrafię dobrze robić. Chciałbym pracować, jak najdłużej w tym zawodzie.
- Ma Pan już na swoim koncie kilku wychowanków, którzy stanowili, stanowią, a na pewno w przyszłości jeszcze będą stanowić o sile polskiej reprezentacji.
- Oczywiście jestem bardzo dumny, zadowolony, że moja praca przynosi rezultaty. Mam ogromną satysfakcję, kiedy oglądam mecze, gdzie byli moi podopieczni grają w najlepszych zespołach, czy reprezentacji. Kiedy jeżdżę na zgrupowania kadry i gdy patrzę po twarzach zawodników to sobie myślę: tego trenowałem, tego też, a i tamtego też. Co roku jest ich coraz więcej. A i kilku kolejnych czeka w kolejce. Mam na myśli m.in. Bartosza Krzyśka, Piotra Łukasika, Wojciecha Ferensa, Piotra Haina, Wojciecha Sobalę, Michała Żurka. Te młode wilczki pukają pomału do drzwi kadry narodowej. Za jakiś czas będę miał ogromną satysfakcję, że wymienieni przeze mnie zawodnicy będą stanowić o sile reprezentacji Polski.
- Miejmy nadzieję, że kiedyś przypomną, jak wiele Panu zawdzięczają. Tak jak Pan wielokrotnie podkreślał rolę dwóch swoich trenerów - Stanisława Gościniaka oraz Jerzego Tracza.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli zawodnicy kiedyś wspomną moje nazwisko. Tak jak ja wspominam swoich pierwszych trenerów, ponieważ to jest bardzo ważne z kim się pracuje. Czasami spotykając jednego człowieka na swojej drodze, całe życie się zmienia. Wiele zawdzięczam tym dwóm trenerom, których nazwiska tu padły. Mam nadzieję, że kiedy moi wychowankowie będą wspominać swoich trenerów to wspomną moje nazwisko. Będzie mi bardzo miło z tego powodu.