Pasem po pasach
Tęgie lanie dostało się biało–czerwonym siatkarzom Resovii. Czerwonym być może ze wstydu, za 53 punkty zdobyte w drugim półfinałowym spotkaniu. Białym – to chyba w nawiązaniu do srebrnego koloru krążka, jaki czeka ich w tym roku.
Nadziei na złoto dla Resovii nie ma już chyba nikt. Nawet oni sami. - Szczerze mówiąc, to nie jestem pewien czy my właściwie wierzymy, że możemy pokonać Skrę. A z takim myśleniem, niemożliwe jest zwycięstwo – mówił fiński atakujący Mikko Oivanen. Trudno zaprzeczyć. Kto by się zresztą odważył. Po tym, co Resovia pokazała w trzecim secie. Niestety, ale takie zakończenie rywalizacji w Bełchatowie rzuci daleki cień na możliwości drużyny. Niestety, bo właściwie dwa poprzednie sety tak złe nie były. Skra dominowała – owszem. Tu również nie ma co się kłócić. Ale na przestrzeni obu pierwszych setów przyjezdni pokazali pazur. I dużego ducha walki. Nie odpuszczali piłek. Tylko rękę czasem wstrzymywali. I dobry odbiór też zdarzał im się czasem. Kiwki, przebicia za darmo – tym raczej punktów się nie zdobywa.- Nie jest łatwo grać przeciwko takiej drużynie. Zawsze na podwójnym, wysokim bloku. Do tego mieli dobrą obronę, blok. Wszystko. Ciężko z nimi walczyć, kiedy masz problemy w przyjęciem – przyznał zawodnik, który przed finałowym starciem porównywany był do Mariusza Wlazłego.
Bo rzeczywiście dwa poprzednie mecze – przeciwko kędzierzynianom Oivanen zagrał znakomicie. Wlazły w sobotnim spotkaniu nie zawiódł. Fin – owszem. - Oczywiście nie grałem tak dobrze, jak w dwóch ostatnich meczach. Ale każdy z naszych zawodników zrobił za dużo błędów. Za dużo prostych błędów. Nie wiem co powiedzieć… - odpowiadał zmieszany. - To zawsze nas dopada, kiedy gramy ze Skrą. Nie wiem czemu. Początki mamy dobre. Potem jest coraz gorzej i gorzej. Tak samo było dzisiaj. Przegraliśmy pierwszego seta. Straciliśmy nadzieję, na wygranie całego meczu.
Poza nadzieją, rzeszowianom brakło przede wszystkim zgrania. Nie raz piłkę przebijali w ostatnim momencie. Albo, co gorsza – pozwalali jej wpaść w boisko, choć do odbioru było kilku chętnych. Nikt nie krzyknął jednak „moja” i zrobiła się „piłka dla Skry”. - Musimy bardziej walczyć. W dwóch ostatnich meczach z Kędzierzynem byliśmy prawdziwą drużyną. Dzisiaj graliśmy razem, ale nie wspólnie – mówił Oivanen.
Czasami można było odnieść wrażenie, że wręcz grają przeciwko sobie. Czasami, czyli np. w secie trzecim. Skra od pierwszej piłki budowała przewagę pewnie krocząc ku zwycięstwu. W ekipie gości wraz z ilością błędów, rosły nerwy. W końcu puściły. I potańcowała Igła z Łuką. Siatkarze zaczęli krzyczeć na siebie i wyrywać się, jakby zaraz chcieli „po męsku” wyjaśnić sobie nieporozumienia. Tutaj kłopotom zaradził Wika, który powstrzymał kolegów przed być może największym skandalem tego sezonu. Na szczęście chyba wszystkich, przy pierwszym zdobytym punkcie panowie bez oporów uściskali się w kółeczku.
Jednak na złą grę lekarstwo się nie znalazło. „Złą”, znaczy nieposkładaną, pełną niewymuszonych błędów. Akcje długie – owszem. Ale bynajmniej nie z powodu imponujących obron siarczystych ataków. Plas tu, kiwka tam, a teraz przebicie palcami. I darmo dołem. I gramy dalej. Ofiarnie bywało – libero sporo mieli do roboty. Ale za to mogli odpocząć chwilę przy wielu zepsutych zagrywkach. Raz jednych, raz drugich. - Błędy były po obu stronach. Ale my popełniliśmy ich mniej. Potrafiliśmy przetrzymać te ciężkie chwile. Nie wiadomo jak się ułoży w Rzeszowie. Jedziemy z nastawieniem, żeby wygrać. Ale oni też potrafią grać w siatkówkę. Jakby ktoś miał rozdać medale, tylko dlatego, że grając z nami nie da się wygrać, to by było po wszystkim. Ale jest to dosyć dobra drużyna i stać ich na wiele więcej. Będziemy przygotowani na bardzo ciężką walkę – mówił kapitan gospodarzy Mariusz Wlazły. Wcale nie MVP spotkania. Nim został Dawid Murek. I tu był klucz do sukcesu Skry. Każdy z zawodników aktualnego jeszcze MP zagrał bardzo dobre zawody. Od Falaski, przez Antigę i Murka, środkowych i Wlazłego do Gacka. I nie chodzi o mój brak krytyki, ale o matematykę. Ciężar gry rozkładał się jak przy użyciu jakiegoś matematycznego wzoru. A może Skra ma jakiś patent? Jakiegoś cudownego matematyka, który układa dla nich „złote równania”. Może w to właśnie będzie trzeba inwestować w siatkówce XXI wieku? Na pewno nie warto inwestować za tydzień u bukmachera. Wynik jest zbyt oczywisty. Powrót do listy