Patriotyzm po siatkarsku
Mam niecałe dziewiętnaście lat. Do pewnego momentu nie odczuwałam patriotyzmu, no bo i kiedy? Podczas uroczystości i rocznic narodowych, które często przebiegały w atmosferze konfliktu? Namiastką zjednoczenia Narodu i tego niesamowitego uczucia miłości do Ojczyzny była sytuacja w kraju po 10 kwietnia, choć powiedzmy sobie szczerze – zjednoczenie płynęło tylko z ekranu.
Dlatego tak broniłam się przed odejściem od niego, bo wszystko wokół - w realnym świecie - pozostało takie samo. Ludzie w szkole nie rozumieli. Gdy ubierałam się na czarno patrzyli krzywym wzrokiem i pytali czy nie umarł mi ktoś bliski. Kompletnie nie czułam zjednoczenia. Przeciwnie – w tym okresie oddaliłam się od przeciętnego ucznia z mojej szkoły jeszcze bardziej.
Spodek. To miejsce jest magiczne i nikt nie śmie nawet tego podważyć. Obiekt sportowy położony w centrum Katowic słynący z niesamowitej atmosfery i publiczności przybywającej z całego kraju. To właśnie tam pierwszy raz w życiu tak wyraźnie poczułam dumę z tego że jestem Polką. Oprócz tego to jednoczenie, którego tak pragnęłam w prawdziwym, otaczającym mnie środowisku. To było coś niesamowitego. Zjednoczony świat z ekranu w jednej chwili stał się rzeczywistością. Poczułam jedność ze wszystkimi kibicami. Ze wszystkimi Polakami którzy zaciskają kciuki za zwycięstwo Polaków. Dla ścisłości – nie był to mój pierwszy mecz siatkówki oglądany na żywo w hali, ale mimo to towarzyszyły mi emocje jakie nigdy dotąd. Spytasz zapewne dlaczego. Dlaczego akurat tam poczułam pierwszy raz w życiu tak mocno patriotyzm? I powiem Ci, że nie mam pojęcia. Nie wiem – może to dzięki świetnej organizacji i genialnej oprawie meczu. Może przez naszych ZŁOTYCH MISTRZÓW EUROPY I WICEMISTRZÓW ŚWIATA? Wreszcie może dzięki nam – kibicom polskiej siatkówki których nie obchodzi to że różnimy się często wiekiem, poglądami (chociażby w kwestii dyspozycji danych siatkarzy), miejscem zamieszkania i długo by jeszcze wymieniać. Chyba wszystko po trochu. Na własne oczy przekonałam się że Polak potrafi. Zorganizować, wygrywać i kibicować.
Spodek rożni się tym od innych hal, że zabawa nie zaczyna się na meczu. Zaczyna się długo przed nim – są zorganizowanego różnego rodzaju happeningi i konkursy. Zewsząd dopływa muzyka i podniecone glosy. Większość maluje na twarzach barwy narodowe, zaopatrza się w zimny napój i jest gotowa do wejścia na hale. Sam mecz to godzina "0". Często czeka się na niego cały rok, nie dziw więc, że gdy dochodzi do pierwszej akcji wszyscy czują to od stóp do głów. Jeżeli na boisku nie jest różowo to chcemy pomóc. Śpiewamy ,,Pieśń o małym rycerzu''. Liczą się tylko oni – zawodnicy tam hen hen na dole.
A przy okazji bawimy się przednio. Zresztą, co tu kryć – nasi mistrzowie także! Szczególnie kiedy ,,im idzie''. Nie ma końca euforii po zdobyciu punktu - zarówno w sercach siatkarzy jak i publiczności. I tak cios za ciosem, krok za krokiem do zwycięstwa, które jest erupcją najlepszych uczuć (niemożliwością jest wtedy usiedzieć w miejscu co chyba nikogo nie dziwi). Mimo że mecz się skończył kibice śpiewają na ulicach ,, Polska, biało czerwoni''. Idąc przez miasto z szalikiem w barwach narodowych nie opętasz się od pytań – ile wygrali nasi? Panuje atmosfera prawdziwego święta w którym centralne miejsce, oprócz samej siatkówki oczywiście, zajmuje uśmiech nieschodzący z twarzy. No chyba ze ,,nasi'' przegrają w fatalnym stylu. Wtedy się troszkę martwimy.
Polski kibic jest wielki. Spodek niezwyciężony. Zwykłe kartki służące publiczności do robienia tzw ,,meksykańskich fal'' czy ,,wietrzenia hali'' są przykładem wspaniałej siły która drzemie w naszym narodzie. Wszystko potrafimy zorganizować, wszędzie potrafimy wygrywać i przednio kibicować, bosko się przy tym bawiąc. I za to jestem nam wdzięczna i ogromnie z tego dumna. To jest dla mnie mój prywatny, mały patriotyzm. Nie piękne słowa wygłaszane na uroczystościach państwowych. Nie wywieszanie flag. Tylko wspólne kibicowanie drużynie która nas potrzebuje. Drużynie która jest naszą chlubą, chlubą całej Polski.