Paul Lotman: czuję się jak dziecko
Mistrzowie Polski po niezwykle emocjonującym piątym meczu ćwierćfinałowej rywalizacji pokonali PGE Skrę i awansowali do półfinału. Poniedziałkowy mecz był prawdziwym horrorem niczym z filmów Alfreda Hitchhocka.
- Po takim niesamowitym meczu ze szczęśliwym zakończeniem czuję się jak dziecko - mówi PAUL LOTMAN, przyjmujący Asseco Resovii. - Wszystko było tutaj na granicy zwycięstwa lub porażki. W tie-breaku emocje sięgnęły zenitu. Do tego czuliśmy ogromny doping naszych kibiców, którzy razem z nami stworzyli niezapomniane widowisko. Nie jestem w stanie wyrazić w słowach uczucia zadowolenia, jakie czułem się w tym momencie - mówi Amerykanin.
Resoviacy po dwóch wygranych setach w dwóch kolejnych zdecydowanie oddali inicjatywę rywalom. - To było faktycznie takie deja-vu z Bełchatowa - mówi Lotman i dodaje. - Skra od trzeciego seta zaczęła grać coraz lepiej, zwłaszcza na zagrywce. Poziom naszego przyjęcia był coraz niższy i mieliśmy duże problemy z odzyskaniem rytmu gry zwłaszcza, że w czwartym secie Skra zagrała wręcz koncertowo. W decydującym secie stanęliśmy jednak na wysokości zadania i wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Udało nam się ponownie zewrzeć szyki i skupić się jedynie na tej ostatniej partii. Graliśmy z sercem pokazując wszystko, co tylko byliśmy w stanie. Pomimo tego, że przegrywaliśmy już dwoma punktami nie załamaliśmy się, tylko dość szybko wyrównaliśmy stratę i przejęliśmy inicjatywę. To że udało nam się w taki sposób wrócić do gry i wygrać było naprawdę niesamowite. Aż trudno uwierzyć, że ćwierćfinały były tak ciężkie pod względem fizycznym i mentalnym. Tych meczów nie da się w żaden sposób porównać do ubiegłorocznych finałów - mówi przyjmujący Asseco Resovii.
Rzeszowianie w wtorkowym meczu udowodnili, że potrafią wytrzymać presję, bo po porażkach w Bełchatowie było sporo komentarzy, że mentalnie są gorsi od Skry. - Wiedzieliśmy o dużej presji, jaka ciążyła na naszym zespole - mówi Lotman. - Staraliśmy się jednak opanować nerwy na tyle, na ile to było możliwe. To nie było tak, że od trzeciego seta przegraliśmy grać, tylko Skra zaczęła grać coraz lepiej praktycznie nie popełniając błędów własnych i grając trudną zagrywką. My zresztą wiedzieliśmy, że Skra jest w stanie grać lepiej i że nawet prowadzenie 2-0 niczego nam nie gwarantuje. Wiadomo, że przy tak wyrównanych zespołach wynik był cały czas sprawą otwartą. Jeśli przegralibyśmy to spotkanie, przeżylibyśmy prawdziwy koszmar, ale nie pozwoliliśmy na to i z tego się najbardziej cieszymy - kończy Paul Lotman.