Paweł Halaba: co się odwlecze, to nie uciecze
Po powrocie z mistrzostw świata juniorów dołączył wraz z kilkoma kolegami i sztabem szkoleniowym do drużyny AZS Politechniki Warszawskiej. Dla przyjmującego Pawła Halaby sezon 2015/2016 będzie debiutem w PlusLidze.
Miniony sezon 2014/2015 spędził pan w pierwszoligowym zespole z Krakowa. Pokazał się pan tam z bardzo dobrej strony, dlatego propozycji po zakończeniu rozgrywek chyba nie brakowało?
PAWEŁ HALABA: Oferta z warszawskiej Politechniki nie była jedyną z PlusLigi. Dostałem jeszcze propozycję od trenera Krzysztofa Stelmacha z Bielska-Białej. Później jednak, kiedy pojawiła się opcja z Warszawy, dosyć szybko podjąłem decyzję i tym samym zamknąłem temat poszukiwania klubu. Chciałem wrócić w rodzinne strony.
Dodatkowym argumentem była zapewne również osoba trenera Jakuba Bednaruka, z którym w tym roku współpracował pan w kadrze juniorów.
PAWEŁ HALABA: Dokładnie. Dzięki kadrze wiem jak pracuje się z Kubą, odpowiada mi taka forma współpracy i mam nadzieję, że wyjdzie mi ona na dobre. Czas spędzony na zgrupowaniu i samych mistrzostwach pomógł nam pod względem komunikacji. Zresztą działa to w dwie strony – trener wie, na co nas stać, zna nas bardziej, dzięki czemu w klubie nie pracujemy „od zera”, a to z kolei jest korzyścią dla zespołu. Kuba stawia na młodych, więc a nuż uda mi się przebić.
Dziewiąte miejsce mistrzostw świata rozczarowało bardzo?
PAWEŁ HALABA: Gorycz porażki z mistrzostwa świata została już przełknięta. Na szczęście rozczarowanie szybko minęło. Daliśmy z siebie wszystko, mało zabrakło. Nie ma co tego rozpamiętywać, trudno. Teraz skupiamy się na klubowych przygotowaniach do sezonu. Mam nadzieję, że skoro nie udało mi się jako junior, może będzie mi dane walczyć o medale dużych imprez jako senior.
Barwy AZS Politechniki Warszawskiej miał pan już okazję reprezentować przy okazji rozgrywek Młodej Ligi w sezonie 2013/2014. Jak wspomina pan tamten czas?
PAWEŁ HALABA: Granie w Młodej Lidze było dla mnie dużą szansą pokazania się, którą jak widać wykorzystałem. Rozgrywki te prezentują na pewno wyższy poziom niż klubowy w juniorach, dzięki czemu z roku na rok mam awans sportowy, co mnie bardzo cieszy. Po sezonie 2013/2014 miałem około czterech, pięciu propozycji z klubów pierwszoligowych, dlatego ówczesna współpraca warszawskiego METRA z Politechniką, którą reprezentowaliśmy na zapleczu PlusLigi, wyszła mi na bardzo dobre.
Świadczy o tym również fakt, że po tamtym sezonie pański trener z KS METRO Warszawa – Wojciech Szczucki – rekomendował pana do seniorskiej drużyny Politechniki. Ostatecznie jednak losy potoczyły się inaczej.
PAWEŁ HALABA: Suma summarum cieszę się, że tak wyszło. W trakcie minionego sezonu ograłem się bardzo, miałem okazję do regularnego pokazywania swoich umiejętności. Szedłem do Krakowa żeby się rozwinąć i to mi się udało. Z perspektywy czasu uważam, że
cierpliwość się opłaciła i jak widać – co się odwlecze, to nie uciecze
AZS Politechnika Warszawska słynie z tego, że jest doskonałym miejscem dla młodych zawodników, którzy dzięki regularnej grze mają okazję zaprezentować swoje umiejętności i zostać dostrzeżonym przez lepsze zespoły. Jakie są pana oczekiwania wobec stołecznego klubu?
PAWEŁ HALABA: Zależy mi na tym, żeby w Warszawie pokazać się z jak najlepszej strony, ale jak wiadomo, ostatecznie wszystko zależy od sztabu, kogo wybierze do gry. Niemniej wydaje mi się, że właśnie w tym sezonie mam dużo większą szansę, niż np. jakbym przyszedł do Politechniki rok temu. Jeżeli dam z siebie wszystko, to uda mi się przebić, dzięki czemu mam nadzieję dostanę sporo szansy do regularnej gry. Przed sezonem nie potrenowałem jeszcze porządnie, bo na początku kiedy dołączyłem do zespołu, miałem problemy z kolanami. Jak wyleczyłem kolana, złapała mnie angina. Dlatego na razie muszę wrócić do zdrowia, to jest najważniejsze. Na szczęście jednak tak samo się zaczynało się w Krakowie, więc to jest już chyba jakiś rytuał i mam nadzieję dobry prognostyk (śmiech).
Pomimo trudności zdrowotnych, rozegrał pan w pełnym wymiarze zakończony w niedzielę X Memoriał im. Zdzisława Ambroziaka. Jak się pan czuł podczas tych trzech dni?
PAWEŁ HALABA: Na pewno z dnia na dzień było coraz trudniej. Chociaż bez „Apapów” się nie obyło, to po anginie nie ma już raczej śladu, może mam tylko lekko osłabiony organizm. Za to znowu kolana dawały mi się we znaki mniej więcej od trzeciego seta każdego meczu, przez co grało się ciężej. Nie był to dla mnie taki ból, który dyskwalifikowałby mnie z gry, dlatego trzeba było zacisnąć zęby i robić swoje.
Tym bardziej, że po przeciwnej stronie siatki miał kto siać postrach w waszych szeregach. Czym była dla pana konfrontacja z PGE Skrą Bełchatów czy Asseco Resovią Rzeszów?
PAWEŁ HALABA: Z Resovią zmierzyłem się już w tamtym roku w Pucharze Polski, grając w barwach pierwszoligowego zespołu z Krakowa. Wtedy nie udało się ich pokonać i niestety teraz z Politechniką również musieliśmy uznać ich wyższość. Z drugiej strony na pewno wygrana z Bełchatowem była wielkim przeżyciem, ponieważ pomimo okrojonego składu rywali, Skra to Skra i wygrana przeciwko takiemu zespołowi cieszy zawsze. Dla mnie jako przyjmującego tym bardziej fajnym uczuciem jest, kiedy np. Mariusz Wlazły wychodzi na zagrywkę – wtedy motywacja jest poczwórna, żeby przyjąć jego serwis.
Jak widać motywacja przyniosła bardzo wymierne efekty – został pan wyróżniony nagrodą indywidualną dla najlepszego przyjmującego memoriału.
PAWEŁ HALABA: Jest to bardzo miłe wyróżnienie pracy oraz wysiłku, które włożyłem w ten turniej. To cieszy i motywuje do dalszej pracy. Niemniej wolałbym cieszyć się ze złota całej drużyny, niż z nagrody indywidualnej, tym bardziej, że pokazaliśmy się z dobrej strony.