Paweł Papke: chcę stworzyć nowy model współpracy w polskiej siatkówce
Kiedyś lider na boisku, dziś prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Młody, ambitny, pełen energii chce być człowiekiem dialogu. Ma trudne zadanie wyprowadzić żeńską siatkówkę z kryzysu i poprawić nadszarpnięty ostatnimi wydarzeniami wizerunek federacji. Jakim prezesem chce być Paweł Papke?
plusliga.pl: Pierwsze tygodnie pracy pana na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej były bardzo pracowite. Skupił się pan na wizytacjach Szkół Mistrzostwa Sportowego. Czy już wszystkie pan odwiedził?
Paweł Papke: Jeszcze nie. W przyszłym tygodniu będę w Łodzi przy okazji meczu PGE Skry Bełchatów w Lidze Mistrzów. Razem z Panem Jackiem Kasprzykiem, który został wiceprezesem ds. wyszkolenia odwiedzę SMS Spała, dyrektora Leona Bartmana, a przede wszystkim trenerów i zawodników, bo to oni są naszą nadzieją na przyszłość.
- Objął pan stanowisko prezesa w dość nieciekawym momencie. Z jednej strony polska siatkówka to wielki sukces męskiej reprezentacji, z drugiej - kryzys żeńskiej kadry i przepychanki na linii zawodniczki - trener. W jaki sposób chce pan ratować kobiecą siatkówkę?
- Jeśli chodzi o trenera żeńskiej kadry, to Piotr Makowski trochę nas zaskoczył swoją decyzją. Jesienią jako zarząd zaufaliśmy mu i wierzyliśmy, że da radę dalej pracować. Jednak z powodów osobistych podał się do dymisji i zostaliśmy zmuszeni do szukania nowego szkoleniowca. We wtorek odbyło się drugie spotkanie grupy roboczej, która rozpatrywała zgłoszone kandydatury. Mamy kilku fajnych kandydatów zarówno z górnej półki światowej siatkówki, ale też i nie niższej polskiej. Chcemy dać szansę każdemu, aby przedstawił swoją wizję reprezentacji, jej możliwości, a przede wszystkim, aby zdiagnozował, co legło u podstaw problemów żeńskiej kadry, czy je widzi i czy ma sposób na rozwiązanie tego problemu.
- Związek stawia przez nowym szkoleniowcem na razie jeden cel - kwalifikację olimpijską? Czy nie lepiej powierzyć trenerowi budowanie żeńskiej kadry na dłużej? Co będzie, jeśli dziewczyny nie zakwalifikują się na igrzyska olimpijskie?
- Jako federacja nie możemy sobie pozwolić na to, aby odpuścić igrzyska. Musimy zrobić wszystko, aby dać szansę dziewczynom i trenerowi. Chcielibyśmy, aby nowy trener podpisał umowę do 2018 roku, czyli do mistrzostw świata, włącznie. Natomiast weryfikacja pracy szkoleniowca musi być po igrzyskach olimpijskich, zakładając, że dziewczyny na nie pojadą. Wtedy trener bez względu na to, kto nim będzie, zostanie na stanowisku. Doskonale wiemy, że dziewczyny są w trudnej sytuacji, jeśli chodzi o punkty rankingowe w CEV i FIVB. Muszą grać i zbierać je, aby mogły spokojnie się zakwalifikować na turniej kontynentalny. W dziewczynach jest potencjał. Wierzę, że jest kilka zawodniczek, które potrafią grać na międzynarodowym poziomie i podjąć walkę z najlepszymi drużynami w Europie. A wracając do pytania – po kwalifikacjach praca trenera zostanie przeanalizowana. Ocenimy, jak układa mu się współpraca z dziewczynami. Jeśli będziemy widzieli, że drużyna zaczęła funkcjonować tak jakbyśmy sobie tego wszyscy życzyli, a zabraknie do kwalifikacji seta, czy wyniki będą na styk, to trener zostanie. Jeśli jednak zobaczymy, że nasza decyzja nie była optymalna, to dla dobra żeńskiej siatkówki rozwiążemy kontrakt z trenerem i wybierzemy kolejnego.
- Czy wyłonieni kandydaci mają wizję naszej siatkówki? Czy kandydaci zdają sobie sprawę z sytuacji w polskiej żeńskiej siatkówce? Nie obawiają się, że niektóre zawodniczki odmówią gry?
- Przeprowadzone zostały pierwsze wstępne rozmowy z chętnymi do objęcia kadry i wiemy, że znają nasz problem. Wierzę, że wybrany selekcjoner przekona najlepsze siatkarki do gry w reprezentacji, bo to on sam zbuduje tę drużynę. Wytypowaliśmy też zespół negocjacyjny – sześć osób, które będą bezpośrednio odpowiedzialne za rozmowy z kandydatami. Zostało nam kilka etapów negocjacji.
- To teraz porozmawiajmy o męskiej siatkówce. Tu sytuacja się diametralnie inna - mamy sukcesy, medale. Ale najbliższy rok reprezentacyjny jest mocno napięty, są bardzo ważne imprezy siatkarskie. Jak związek chce pomóc Stephanowi Antidze, skoro rozgrywki PlusLigi są długie i obciążone dużą ilością meczów?
- Jako były zawodnik doskonale pamiętam, że okres reprezentacyjny zawsze był bardzo napięty. Rozmawialiśmy już ze Stephanem Antigą na temat kalendarza kadry narodowej. Z prezesem PLPS-u, Jackiem Kasprzykiem szukamy nowych dróg wyjścia, aby nasza kadra miała optymalne warunki do przygotowania się do sezonu reprezentacyjnego. Problem leży również po stronie CEV i FIVB, bo do końca nie znamy terminarza rozgrywek, terminów kwalifikacji kontynentalnych i interkontynentalnych. Mamy też dwa-trzy pomysły na ligę, ale decyzję muszą podjąć władze PlusLigi. Prezes Jacek Kasprzyk jest podobnego zdania, bo dla związku kluby są tak samo ważne jak reprezentacja.
- Przy tak mocno rozbudowanej lidze, gdzie jest aż czternaście zespołów, kalendarz gier jest mocno napięty. Zawodnicy nie mają czasu na treningi, a kadrowicze na chwilę odpoczynku.
- Ja pamiętam, że liga miała 10 zespołów i też się skarżyliśmy na kalendarz. Na pewno PZPS nie będzie naciskał na Stephana Antigę, jeśli chodzi o wynik w Lidze Światowej. Zresztą, 3-4 zawodników, którzy deklarowali zawieszenie kariery reprezentacyjnej może jeszcze wrócić do kadry. Nasze imprezy docelowe to Puchar Świata, mistrzostwa Europy i jak się nie uda awansować z Pucharu Świata – styczniowy turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Jednym z działań trenera jest wprowadzanie do kadry młodych zawodników. Stephane wie, że ci chłopcy muszą się ogrywać, poczuć boisko, atmosferę na hali. Dobrym przykładem jest tu Mateusz Mika, który grał w Lidze Światowej, a na mistrzostwach świata był najlepszym zawodnikiem finałowego spotkania. W marcu zeszłego roku nikt o nim nie pamiętał i nikt nie brał na poważnie. A takich jak on w naszej lidze jest wielu. Zadaniem Stephana Antigi i Philippe Blaina jest ogrywanie młodych i zdolnych, aby ci doświadczeni, najbardziej obciążeni zawodnicy mogli złapać chwilkę oddechu
- Trener drugiej reprezentacji Andrzej Kowal wspomniał niedawno, że jego drużyna będzie opierać się na zawodnikach, których prowadził w zeszłym roku, a dodatkowo będą w niej grali zawodnicy powołani do szerokiej kadry przez Stephana Antigę. Czy oni będą ogrywać się tylko w Lidze Europejskiej i igrzyskach europejskich?
- Nie będę się wtrącał do składów tak pierwszej, jak i drugiej reprezentacji. To trenerzy między sobą muszą dojść do porozumienia, wspólnie podjąć decyzje personalne. Oni się na tym znają, a ja nie mam zamiaru ingerować w ich pracę. Trenerzy sami między sobą muszą ułożyć zasady współpracy, czy będą się wymieniać zawodnikami. Na pewno musimy ogrywać młodych chłopaków. Niektórzy zawodnicy, którzy zdobyli złoty medal na mistrzostwach świata kilka lat temu odbijało piłkę właśnie w drugiej kadrze. To właściwa ścieżka rozwoju. Od tego roku wprowadzamy ten pomysł również w żeńskiej siatkówce. Powołana druga reprezentacja będzie grała w Lidze Europejskiej. Chcemy, by też przeszła pełny cykl szkoleniowy tak, aby dziewczyny, które kończą naście lat i wchodzą w dojrzałą siatkówkę nie zgubiły się gdzieś po drodze. Będziemy sukcesywnie podnosić kwalifikacje zawodniczek, tak by po sezonie klubowym nie zerwała z siatkówką, bo wtedy nawet najbardziej utalentowana dziewczyna nie jest w stanie nadrobić zaległości.
- A jak wygląda szkolenie trenerów? Coraz częściej na ławce trenerskiej zasiadają ci, którzy sezon wcześniej byli jeszcze zawodnikami. Są młodzi, pełni entuzjazmu i chęci do pracy, ale za słabe wyniki drużyny są odsuwani i zastępowani zagranicznymi szkoleniowcami. Czy związek im pomaga?
- Mamy kilku młodych trenerów, jak Jakub Bednaruk, Robert Prygiel czy Sebastian Świderski, na których postawiono i sobie radzą. Kilku innych może nie radzi sobie aż tak dobrze. Jako związek mamy oczywiście system szkolenia polskich trenerów i na takie szkolenia w związku zapraszamy trenerów o międzynarodowej renomie. Prowadzone są zajęcia teoretyczne i praktyczne - a te ostatnie są najważniejsze. Szkolenia odbywały się i nadal będą organizowane. Czy nie byłoby zasadnym, aby młodzi trenerzy prowadzili np. młodą drużynę juniorską, być może popracowali w SMS-ie pod okiem bardziej doświadczonego szkoleniowca? To są trudne wybory. Moi koledzy szukają sobie miejsca w życiu. Jest zasadne pytanie, czy „stary” zawodnik, a młody trener od razu powinien objąć zespół PlusLigi. To są decyzje, które podejmują włodarze klubów. Ciężko być trenerem dorosłych facetów, kolegów, z którymi spędziło się kilka lat na boisku. To są trudne wybory. A zagraniczni trenerzy? Oni za jakiś czas odejdą. Były zmiany w Olsztynie i Będzinie a nie ma wyników. Wiele zależy od poziomu zawodników, czyli od wysokości budżetu klubu, atmosfery w zespole.
- Po pańskim wyborze na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej odezwała się opozycja, która miała wiele zarzutów do pana i związku. Wiem, że odbyło się spotkanie z tą grupą. Czy wypracowaliście kompromis?
- Nie nazywałbym kolegów ze związków sportowych opozycją. Są to prezesi, którzy do tej pory byli odmiennego zdania niż związek. Spotkaliśmy się. Panowie zasugerowali nam kilka zmian, jeśli chodzi o działalność związku. My ze swojej strony zadeklarowaliśmy powołanie rady związku złożonej z prezesów wszystkich okręgowych związków, która zajmie się ważnymi dla polskiej siatkówki sprawami. Panowie wnioskowali, aby w imprezach, które odbywają się w Polsce, związek współpracował z okręgowymi ośrodkami. Do tej pory ta współpraca różnie się układała. Zadeklarowaliśmy pełną gotować do wspólnych działań, aby okręgowe związki miały zadania przy organizacji imprez siatkarskich, mogły zagospodarować swoje siatkarskie SOS-y, ludzi z którymi współpracują. Dla mnie ważnym jest, aby wszyscy się czuli częścią polskiej siatkówki. Chcę otworzyć nowy model współpracy. Jestem przekonany, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zdaję sobie sprawę z tego, że przede mną i związkiem jest wiele wyznań, ale z optymizmem patrzę w przyszłoś
- Czy planuje pan spotkania cykliczne z tą grupą?
- To było zaproszenie na gorąco. Od razu po wyborze zaproponowałem spotkanie, ale panowie nie poczuli się zaproszeni bezpośrednio. Było to dla nich zaskoczeniem. Zaraz po wyborze na prezesa wysuwali w stosunku do mnie pewne wątpliwości, które nie miały żadnego uzasadnienia. Ale na spotkaniu nie było już o tym mowy. Rozmawialiśmy merytorycznie i w miłej atmosferze o sporcie młodzieżowym, który nurtuje nas najbardziej.
- Co konkretnie panowie omawiali?
- Mamy innowatorski projekt rozwoju Siatkarskich Ośrodków Szkolnych, kilka dni temu podpisaliśmy z Ministerstwem Sportu i Turystyki nową umowę na kolejny rok. Program staramy się modernizować tak, aby w ramach popularyzacji i upowszechniania sportu poprzez siatkówkę nadal szukać talentów, aby z tej całej ogromnej rzeszy dzieciaków wybrać diamenty. Mamy w SOS-ach ponad 5 tysięcy dziewcząt i chłopców w 144 szkołach i prawie 400 szkoleniowców. To imponujące liczby ludzi, którzy są zaangażowani w ten projekt dzięki finansowaniu z ministerstwa, ale to my jesteśmy realizatorami tego projektu. W przyszłości z SOS-ów wywodzili się będą reprezentanci i reprezentantki. Mamy też kluby sportowe, którym staramy pomagać od strony organizacyjnej i finansowej, tak by mogły swoje własne środki przeznaczyć na szukanie talentów, szkolenie czy wyposażenie sal.
- Tuż po wyborze na prezesa związku, wspomniał pan o konieczności wprowadzenia zmian w statucie PZPS.
- Członkami Polskiego Związku Piłki Siatkowej są wszystkie kluby od szczebla centralnego: ORLEN Ligi i PlusLigi, I i II lig. Mam wrażenie, że te kluby są trochę na uboczu. Zamierzam zwołać pod koniec kwietnia Kongres Polskiej Siatkówki, aby właśnie ci członkowie określili, jak chcieliby zmienić polską, siatkarską rzeczywistość.
- Mimo wielu obowiązków prezesa, nie zarzucił pan działalności poselskiej. Nadal pan zasiada w sejmowej komisji, która pracuje nad nowelizacją ustawy o sporcie?
- Już nie. Została powołana nowa komisja, która wyznaczyła trzy projekty – poselski, ministerialny i komisyjny. Jest to skomplikowana sytuacja legislacyjna, bo namnożyło się tych projektów. Wszystkim zależy na tym, aby federacjom, szczególnie dyscyplin olimpijskich, w których zdobywamy medale, stworzyć lepsze warunki, nadać odpowiednią rangę, bo Ministerstwo Sportu i Turystyki też jest rozliczane z medali zdobywanych na imprezach międzynarodowych. W tą stronę mają iść zmiany, ale na pewno nikt nie zapomni o sportach niszowych.
- Jeszcze niedawno był pan przewodniczącym podkomisji do spraw przygotowań Polski do organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Ręcznej w 2016 roku. Będzie miał pan czas na kolejne czasochłonne zadanie?
- Byłem, ale zrezygnowałem. Nie wypadało mi jako prezesowi jednego ze związków sportowych poniekąd nadzorować inne. Powołano nową przewodniczącą, a ja zostałem członkiem komisji. Bardzo lubię piłkę ręczną i cieszę się z sukcesu chłopaków, bo zdobyty medal był okupiony dużym wysiłkiem. W styczniu przyszłego roku organizujemy mistrzostwa Europy i na pewno będę im kibicować. Będą grali w tych samych miastach, w których występowali siatkarze. Jako bazę wybrali Kraków, i mam nadzieję, że będą tam do końca turnieju, czyli do walki o medale. Będziemy wizytować miasta i hale, w których odbędą się zawody, ale oczywiście wiemy, że z infrastrukturą nie ma problemu. I co najważniejsze mamy fajną drużynę. Piłkarzom ręcznym, trenerom i prezesom życzę minimum powtórzenia wyniku z tego roku a może siatkarskiego z 2014…