Paweł Papke: piętnaście lat temu żyliśmy w innej rzeczywistości
Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej S.A. w tym roku obchodzi jubileusz 15-lecia swojego istnienia. – Początki PLS a PlusLiga? To są dwie różne rzeczywistości, których nie da się porównać. To była całkowicie inna bajka – mówi Paweł Papke, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
PLUSLIGA.PL: W tym roku Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej S.A. kończy 15 lat. Panie prezesie, pamięta pan czasy jeszcze przed powstaniem ligi, jak wtedy wyglądał system rozgrywek?
PAWEŁ PAPKE: Były różne modyfikacje, jednak system był podobny do obecnie funkcjonującego. Spotykało się dziesięć zespołów, które grały systemem każdy z każdym. Potem była runda play-off – grana do dwóch lub trzech zwycięstw. Teraz jest trochę więcej zespołów, jednak formuła gry się nie zmieniła.
W którym elemencie polskiej ligi zaszły największe zmiany?
PAWEŁ PAPKE: Przede wszystkim w tym, co dzieje się wokół meczów. Zwróciłbym uwagę na nowe hale sportowe, kibiców, transmisje telewizyjne, partnerów głównych klubów, ale też reprezentacji, która ma teraz znaczący wpływ na zespoły ligowe. To była całkowicie inna bajka.
Jak kiedyś wyglądały hale i jak wiele życia tchnęła w ligę telewizja?
PAWEŁ PAPKE: Jeśli chodzi o hale były one o wiele, wiele mniejsze. Mogły pomieścić po 800-1000 osób. Dawna hala kędzierzyńska, gigant tamtych czasów to pojemność 1100 osób, a teraz to maleństwo, w porównaniu do nowych kompleksów sportowych. Z kolei telewizja była ogromnym impulsem zmian. Wejście w późniejszym okresie Polsatu, Polkomtela, ORLENU i innych partnerów, ważnych dla siatkówki reprezentacyjnej i klubowej, było bardzo mocnym skokiem jakościowym.
Pan miał okazję, doświadczyć tych przemian na własnej skórze.
PAWEŁ PAPKE: Tak, miałem przyjemność oglądać te zmiany. Kiedy zacząłem grać w sezonie 1996/1997 w ekstraklasie, a kiedy kończyłem karierę w 2010, to ten czas jest po prostu przepaścią, której nie da się ze sobą porównać. Teraz są wielkie hale, mogące pomieścić po kilkanaście tysięcy osób. Wszystko jest profesjonalnie zorganizowane. My graliśmy na zwykłych parkietach, zwykłymi szarymi piłkami, przy czterystu osobach. W tej chwili, wszystko to, co się dzieje na parkiecie, jest bardzo ważne, bo jest istotą siatkówki. Ale jest też drugie życie, czyli to, co się dzieje wokół – zabawa i uczestnictwo w wielkim wydarzeniu ligowym czy reprezentacyjnym, integracja z klubem sportowym i kibice jeżdżący za drużyną.
Jak przed piętnastu laty wyglądały relacje klubu z kibicami?
PAWEŁ PAPKE: W Kędzierzynie mieliśmy bardzo mocny i zagorzały Klub Kibica. Właściwie cała sala była naszym fanklubem. Proszę mi wierzyć, że już przed sezonem nie można było kupić biletów na mecze Mostostalu. Wejść na spotkanie było bardzo trudno – podobnie jak teraz jest w Rzeszowie, w Bełchatowie czy innych miastach czołowych klubów PlusLigi. Ale to nie była ta skala, ta sama jakość widowiska. Nie było pięknych transmisji telewizyjnych.
Jakie zmiany w przepisach dostrzegł pan w ciągu tych piętnastu lat?
PAWEŁ PAPKE: Znów wróciliśmy do tego, że dotknięcia siatki, nawet te przypadkowe: barkiem, głową i nie zmieniające przebiegu gry, jest już odgwizdywane. Znowu siatka jest święta i tylko piłka może jej dotknąć. Ten przepis już kiedyś był. Dawniej nie można było „zaserwować po siatce”, bo to już traktowane było jako błąd. Nie było zawodnika libero, tylko zawodnicy środkowi grali z tyłu w polu i pomagali w przyjęciu. Wtedy też zagrywka z wyskoku nie była taka mocna i dwóch przyjmujących zupełnie sobie z nią radziło, a w tej chwili we trzech mają problem, bo rzeczywiście zmieniła się jej szybkość, dynamika i technika.
Inny był też system punktowania, prawda?
PAWEŁ PAPKE: Tak, tam też zaszły zmiany. Ja zaczynałem swoją karierę, kiedy panował stary system – graliśmy sety do 15, ze „zmianą stron”, jak to się wtedy mówiło (możliwość zdobycia punktu tylko przy własnej zagrywce – red.). Te sety potrafiły trwać godzinkę z kilkoma minutami. Pamiętam jeden mecz w Szczecinie, który przegraliśmy 0:3, ale trwał on 2 godziny i 45 minut. Teraz obowiązuje metoda punkt-za-punkt, więc dynamika spotkań jest o wiele większa.
Wprowadzono też możliwość weryfikacji wideo.
PAWEŁ PAPKE: Challenge usprawnia pracę i wprowadza większy spokój na boisku. Każdy zespół może zweryfikować wątpliwą decyzję sędziowską. Być może tych czasów jest trochę za dużo: przerwy techniczne, czasy trenerskie i challenge, który czasami bywa wykorzystywany bardziej jako swoisty półczas dla zespołu, niż rzeczywiście po to, żeby sprawdzić akcję.
Aktualnie PlusLiga jest w czołówce lig na świecie. Co powinniśmy jeszcze zrobić, żeby zapewnić sobie stabilną pozycję na arenie międzynarodowej?
PAWEŁ PAPKE: Nasze miejsce w ścisłej czołówce jest satysfakcjonujące i chciałbym żeby udało nam się je podtrzymać. ORLEN Liga musi się jeszcze trochę podciągnąć, ale ma do tego możliwości. Ja wyróżniam cztery główne ligi: rosyjską, włoską, polską, ale też turecką. Oczywiście Rosja jest troszkę przed wszystkimi, bo ma największy potencjał finansowy, związany z pozycją firm sponsorskich. Dlatego uważam, że ściganie się z nimi może być dla nas bolesną prawdą o polskich finansach. Cieszę się jednak, że nasi zawodnicy i nasze kluby stoją na takim poziomie. W poprzednim sezonie w Final Four Ligi Mistrzów, w Berlinie, wystąpiły dwa nasze zespoły, które zajęły drugie i czwarte miejsce. Liga Mistrzyń również była naszym sukcesem. Ogólnie jestem jednak bardzo zadowolony z tego co udało nam się przez te piętnaście lat osiągnąć.
Czy pana zdaniem, patrząc z tej 15-letniej perspektywy, Polska zrobiła milowy krok czy raczej serię małych kroczków i stopniowo budowała swój poziom?
PAWEŁ PAPKE: To wszystko działo się etapami. Hale w Częstochowie czy w Kędzierzynie nie wybudowały się w przeciągu roku. Było kilka zespołów, które trochę musiały poczekać na pełen kompleks sportowy. W Jastrzębiu długo graliśmy w hali, gdzie wszyscy męczyli się ze ścianą ze szkła, a w tej chwili jest tam piękna i funkcjonalna sala, której można pogratulować włodarzom miasta. To wszystko działo się stopniowo. Pomogło zaangażowanie mediów i naszych partnerów. To nie było tak, że nagle, w 2000 roku, przeskoczyło się do innego świata. To wszystko trwało. Podnoszenie poziomu sportowego, przekształcanie klubów w spółki akcyjne, to wszystko, ta szeroko rozumiana polska siatkówka, wymagała czasu. Jest to efekt pracy bardzo wielu ludzi, którym należą się szacunek i słowa podziękowania.