Paweł Rusek: trzy punkty zostają w nowej hali
Jastrzębianie po wielkim sukcesie w Klubowych Mistrzostwach Świata bardzo szybko musieli powrócić do ligowej rzeczywistości. - Człowiek się cieszy, a z drugiej strony wie, że musi się sprężyć i jeszcze ciężej pracować aby nie przespać tych meczów, bo dla nas teraz każde spotkanie jest bardzo ważne – mówi libero JW, Paweł Rusek.
PlusLiga: W sobotę wygraliście z Olsztynem w czterech setach, choć mecz do łatwych nie należał.
Paweł Rusek: Nigdy nie jest łatwo. Obawialiśmy się tego meczu, ponieważ Olsztyn prezentuje naprawdę dobrą siatkówkę – są poukładaną drużyną i tutaj wielkie brawa dla trenera Tomaso, ale cieszy wygrana. Pierwsza połowa pierwszego seta przespana ewidentnie w naszym wykonaniu. W drugiej zaczęliśmy działać, grać, niestety gdzieś tego szczęścia i może dwóch „oczek” zabrakło, ale na szczęście od trzeciego odskakiwaliśmy na dwa, trzy punkty i jakoś potrafiliśmy to wszystko doprowadzić do końca, więc trzy punkty zostają w nowej hali i oby tak było zawsze.
- Trudno było powrócić do ligowej rzeczywistości po tym wielkim sukcesie jakim było srebro na Klubowych Mistrzostwach Świata?
- Nie ukrywajmy, że trudno. To mi troszkę przypomina sezon gdy zdobyliśmy Puchar Polski, potem graliśmy w lidze i z wszystkimi wygrywaliśmy 3:2, albo przegrywaliśmy (śmiech). Człowiek się cieszy, a z drugiej strony wie, że musi się sprężyć i jeszcze ciężej pracować aby nie przespać tych meczów, bo dla nas teraz każde spotkanie jest bardzo ważne. Pierwszy mecz w lidze przegraliśmy – straciliśmy trzy punkty, więc teraz nie możemy sobie na to pozwolić.
- Jakie to uczucie pokonać naszpikowane gwiazdami reprezentacji Canarinhos brazylijskie Sesi i rosyjski Zenit Kazań?
- Bardzo fajne. Myślę, że oni się nie spodziewali, że te mecze tak się dla nich skończą. Dla nas to było marzenie, a dla nich obsesja, jak to mówi trener. Oni musieli, a my nic musieliśmy. Wygraliśmy i z tego się cieszymy, ale przede wszystkim jesteśmy zadowoleni z tych końcówek, ponieważ wygrywaliśmy spotkania w tie-breaku, a to bardzo mocno konsoliduje zespół. Jeśli się wygrywa takie trudne momenty, to gdzieś tam wszystko się zaczyna kleić i idzie ku dobremu.
- No właśnie, oprócz medalu ten turniej dał wam chyba olbrzymią dozę pewności siebie.
- Nie ukrywajmy, że ten turniej można podpiąć pod obóz sportowy – siedzieliśmy razem, mogliśmy spędzić ze sobą więcej czasu, poznawać się, bo jednak wcześniej nie było takiej możliwości i teraz wszystko się dobrze układa. Oby tak było dalej. Przed nami wiele pracy, bo jednak sporo jest jeszcze mankamentów w naszej grze, ale nikt nie powiedział, że od razu wszystko się uda zrobić.
- Ten wyjazd „namieszał” wam trochę w kalendarzu ligowowym, ale chyba nie żałujecie, że pojechaliście na ten turniej.
- Zgadza się, ale fajnie, że mogliśmy tam być. Dobrze jest grać na takim turnieju – wcześniej był Bełchatów, w tym roku pojechaliśmy my. Nikt się nie spodziewał, że będziemy w finale, ale udało się. Szkoda, że ostatni mecz przegraliśmy, ale powiedzmy sobie szczerze – pierwszego seta graliśmy jak równy z równym, ale potem Trentino było poza naszym zasięgiem.
- Już we wtorek kolejna ligowa konfrontacja, tym razem z Delectą, więc nie odpoczniecie zbyt długo.
- Z Delectą to jest bardzo ważny mecz, dzielą nas chyba dwa „oczka” w tabeli, więc gdyby udało się teraz wygrać, to byłaby okazja ich przeskoczyć. Trzeba będzie się sprężyć, bo myślę, że Bydgoszcz jest takim „czarnym koniem” tych rozgrywek i będzie ciężko.