Paweł Rusek: ważna atmosfera, nie nazwiska
W październiku 2004 roku trafił do Jastrzębskiego Węgla i niezmiennie broni barw śląskiej ekipy. To jedyny zawodnik klubu z tak okazałym stażem. Długo jeszcze nikt mu nie dorówna, bo niedawno podpisał kolejną, czteroletnią umowę. Po jej wygaśnięciu być może pomyśli o posadzie trenera. W Jastrzębiu oczywiście.
Ma ku temu wszelkie przesłanki - kocha siatkówkę, dobrze czuje się w górniczym klubie, a dodatkowo, podczas wakacyjnej przerwy został magistrem wychowania fizycznego ze specjalizacją instruktorsko - trenerską, jest trenerem II klasy. Na razie jednak, jako jeden z żelaznych filarów wicemistrza Polski chce pomóc trenerowi Igorowi Prielożnemu w zbudowaniu - wzorem poprzedniego sezonu - szanującego się kolektywu.
PlusLiga: W sobotę poznaliśmy oficjalnie nowy skład Jastrzębskiego Węgla. Kiedy pan poznał nazwiska nowych kolegów?
Paweł Rusek: Podobnie jak kibice obserwowałem fora internetowe, czytałem newsy, mogłem więc tylko domyślać się kto zagra w Jastrzębiu - o szczegółach nie miałem pojęcia. Kilka nazwisk mnie zaskoczyło, jak choćby Gasparini. Nie widziałem go nigdy w akcji, ale słyszałem bardzo dobre opinie na jego temat. Nieważne czy siedział w poprzednim sezonie na trybunach - jeśli jest z nami, to na pewno prezentuje wysoką dyspozycję i potrafi grać w siatkówkę. Domyślałem się, że będzie Marcin Wika. Rozmawialiśmy zresztą, ale oficjalnie nie mógł mi nic powiedzieć. Kolegę Divisa z kolei przypadkowo spotkałem w klubie.
- W tym roku w Jastrzębiu nie ma wielkich gwiazd z "nazwiskiem”. To dobrze, czy źle?
- Nie ma szumnego nazwiska, ale mamy swoje gwiazdy - Grzesiu Łomacz czy Lukas Divis. Łamacz gra w reprezentacji Polski, a Divis mimo młodego wieku, ma już kilka znaczących sukcesów na koncie, choćby wygraną w Lidze Mistrzów. Myślę, że on może być takim "oczkiem w głowie”, że na niego wszyscy będą liczyć.
- Jednak takie osoby jak Abramow, Samica czy Konstantinow dodawały prestiżu.
- Najważniejsze, by zgromadzić w drużynie takich zawodników, którzy będą pasować do siebie pod względem charakteru. Na przestrzeni sześciu lat - odkąd gram w Jastrzębiu, sukcesy osiągaliśmy wtedy, gdy drużyna żyła jak jedna wielka rodzina. Przykładem jest poprzedni sezon, gdy moim zdaniem, mieliśmy najlepszą ekipę jaką tutaj udało się stworzyć. Mam nadzieję, że podobnie będzie w tym roku, że będziemy dla siebie nawzajem wsparciem. Z własnego doświadczenia wiem, że to przekłada się na lepszą grę. Jeśli w zespole nie ma dobrej atmosfery, nie pomogą najwyższe nawet umiejętności czy najsławniejsze nazwiska. Siła polega na tym, że drużyna żyje razem, nie tylko na boisku, a najważniejsze jest, by dwunastu zawodników chciało osiągnąć wspólny cel.
- A trener? Jak wiele zależy od niego?
- Rola trenera w budowaniu atmosfery jest ogromna. Każdy zawodnik ma jakieś oczekiwania w stosunku do siebie, kolegów, trenera. On, jako ten głównodowodzący musi to wszystko połączyć, stworzyć twarde fundamenty pod budowę zgranego zespołu.
- Igor Prielożny jest właściwą osobą? Jakim jest trenerem?
- Przede wszystkim to bardzo spokojny trener. Widziałem go w różnych sytuacjach i za cierpliwość ma u mnie szóstkę. To bardzo istotna cecha. Jest obiektywny - wszyscy zaczynają u niego z tego samego pułapu, nikogo nie wywyższa, nie traktuje lepiej czy gorzej. Poza tym, zawsze chętnie pomaga, rozmawia, nie tylko o problemach siatkarskich, jest takim dobrym tatą. Myślę, że dla naszej drużyny, w której jest wielu młodych graczy będzie odpowiednią osobą. Jest znakomitym fachowcem i wszędzie gdzie trenował, zdobywał medale.
- Pan już współpracował z Prielożnym. Jakie wspomnienia?
- Zostałem sprowadzony do Jastrzębie właśnie przez trenera Prielożnego, co było dla mnie życiowym sukcesem. Tym bardziej, że wcześniej przez pięć lat grał tutaj najlepszy wtedy libero w kraju, Krzysztof Wójcik. Igor postawił na 20 lat młodszego zawodnika i wziął na siebie odpowiedzialność za mój rozwój i te wszystkie psy, które wieszało się wtedy na nas. Wytrzymał. Za to go szczerze podziwiam i mam nadzieję, że w tym sezonie będę mógł mu to zwrócić z nadwyżką.
- Przedłużył pan kontrakt w Jastrzębiu na kolejne cztery lata. Nie miał pan ochoty zmienić otoczenia?
- Czuje się w Jastrzębiu naprawdę dobrze. Cieszę się, że przychodzi Marcin Wika, który przecież zdobywał z klubem mistrzostwo Polski, znamy się doskonale. Razem postaramy się przygarnąć młodszych kolegów i stworzyć fajną atmosferę. Jasne, że korciło by zmienić klub, miałem nawet kilka propozycji. Ale umówmy się, jeśli zawodnik ma ambicję, to Liga Mistrzów jest argumentem, który działa jak magnez. Ja chcę walczyć z najlepszymi w Europie. Poza tym, jest pewna nowość - zostały podpisane długoletnie kontrakty z kilkoma graczami, co gwarantuje stabilność składu i to jest bardzo dobry kierunek. Przykładem może być Skra Bełchatów, która tak postępuje już od kilku lat, zmienia po sezonie tylko jednego, dwóch zawodników i cały czas wygrywa. My do tego dążymy.