Paweł Zatorski: w Kędzierzynie-Koźlu zbudowaliśmy świetną drużynę
Tegoroczny sezon klubowy dla Pawła Zatorskiego był wyjątkowym, bo zwieńczony triumfem w Lidze Mistrzów. Jeden z najlepszych libero świata po wygraniu europejskich rozgrywek dostał kilka dni wolnego i jako ostatni kilka dni temu zameldował się na zgrupowaniu reprezentacji. Jak wspomina rozgrywki klubowe i czego oczekuje od najbliższych miesięcy z kadrą?
PLUSLIGA.PL: Wróćmy jeszcze na chwilę do sezonu klubowego, który dla pana, jak i całego zespołu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle był bardzo udany. Co zostanie z niego najbardziej w pamięci?
PAWEŁ ZATORSKI: Spotkała się fantastyczna grupa ludzi i praca zaowocowała świetnym sezonem klubowym zwieńczonym wielkim sukcesem w Lidze Mistrzów, ale były też trudności, których zazwyczaj nie brakuje w drodze na szczyt i tak też było w naszym przypadku. Dostaliśmy kubeł zimnej wody na głowę w play-offach PlusLigi, ale musieliśmy się zebrać i zareagowaliśmy w najlepszy możliwy sposób. Świetnie trenowaliśmy przez ostatnie półtora tygodnia przed finałem Ligi Mistrzów i to pomogło nam w wygraniu tamtego meczu. Tego właśnie zabrakło nam w finałach z Jastrzębskim Węglem, ale być może tak właśnie miało być. Najważniejsze poza medalami i tytułami jest to jaką grupę ludzi zbudowaliśmy, mieliśmy świetną atmosferę w zespole i pozostaną nam fantastyczne wspomnienia.
Panu przydarzyła się kontuzja w play-offach PlusLigi, która skomplikowała nieco grę ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle. Czy nie ma już po niej śladu?
Czuję się dobrze – zagrałem już w finałach PlusLigi. Wtedy co prawda jeszcze nie byłem w pełni dyspozycji i pomagałem drużynie na tyle, na ile mogłem. A potem ta chwila na przygotowania przed finałem Ligi Mistrzów wystarczyła na to, abym mógł już dość do pełni swojej dyspozycji. W Weronie mogłem zagrać z wolną głową i myśleć tylko o siatkówce, a nie o bólu.
Na zgrupowanie do Spały dotarł pan jako ostatni. Jakie są pańskie odczucia po tych kilku dniach, które spędził pan z zespołem?
Tak się złożyło, że rzeczywiście przyjechałem na kadrę najpóźniej – wszystko przez to, że z ZAKS-ą graliśmy najdłużej. Ja dostałem jeszcze kilka dni wolnego i w sumie nazbierało się ich pięć. Było to wystarczające na tyle, żeby zresetować głowę i zapomnieć na chwilę o siatkówce, o tych wielkich emocjach, których przez ostatnich kilka miesięcy mieliśmy pod dostatkiem. Przyjechałem więc na zgrupowanie ze świetną energią, choć trochę dziwnym uczuciem było oglądanie relacji z treningów w mediach społecznościowych i przeświadczenie, że mnie tam nie ma, ale przyjeżdżając do Spały szybko o tym zapomniałem i w wielkiej euforii przetrenowałem ostatnie kilka dni zupełnie nie odczuwając tego, że jestem krócej z resztą drużyny.
Czy czuł pan, że to zgrupowanie było trochę inne niż to zeszłoroczne? Vital Heynen wspominał mi, że dało się odczuć większe skupienie wśród zawodników, mniej zabaw i żartów.
Każdy zdaje sobie sprawę z tego jaki to jest rok, że musimy walczyć nie tylko o jak najlepszą formę, ale także o miejsce w reprezentacji i było to wyczuwalne na treningach w tym dobrym kontekście. Każdy starał się pokazać to co ma najlepsze, niezależnie od swoich problemów, dyskomfortu i momentu budowania formy, w którym się aktualnie znajduje. Dawaliśmy z siebie 120% i od pierwszego treningu było to dla mnie bardzo dobrze dostrzegalne.
Uważa się pan pewniakiem na igrzyska?
Absolutnie nie – wiem, że mam klasowych rywali na swojej pozycji. Tak naprawdę nie zastanawiam się w tej chwili nad igrzyskami – po prostu chcę trenować, chcę być zdrowy i to jest mój cel. Decyzja należy do trenera i wszystko co możemy zrobić, to próbować pokazać się z jak najlepszej strony.
Jak pan wyobraża sobie „bańkę” w Rimini?
Dla każdego człowieka zamknięcie w pokoju hotelowym przez miesiąc plus gra pod dużą presją i jeszcze z tyłu głowy rywalizacja o miejsce w składzie na igrzyska będzie czymś nowym i na pewno pojawi się dużo emocji. Będzie to świetny eksperyment – mam nadzieję, że wyciągniemy z niego jak najwięcej pozytywnych rzeczy i dobrej atmosferze wrócimy z Rimini.