Peter Veres: motywacji nam nie zabraknie
W środę mistrzowie Polski, siatkarze Asseco Resovii w III kolejce Ligi Mistrzów zmierzą się z Jihostroj Czeskie Budziejowice. Po ostatniej porażce z Budvą tym razem zespół trenera Andrzeja Kowala nie może pozwolić już sobie na chwilę dekoncentracji.
- Na pewno nasze nastawienie będzie inne i nie zabraknie nam motywacji, żeby zrehabilitować się za porażkę z drużyną z Czarnogóry – mówi PETER VERES, przyjmujący Asseco Resovii. - Każdy z nas będzie chciał pokazać, że jesteśmy naprawdę dobrym zespołem, który wciąż jest faworytem grupy C, ale powinien udowodnić swoją siłę na boisku. Nie chcę przesadnie wywyższać naszej drużyny, ale moim zdaniem jesteśmy zdecydowanym faworytem spotkania z czeskim zespołem tym bardziej, że gramy przed własną publicznością. Dla naszego dobrego samopoczucia i budowania pewności siebie jest bardzo ważne, żeby zwyciężyć.
- Co wiecie o rywalu z Czech? Czy ten zespół może wam w jakikolwiek sposób zagrozić, czy najwięcej obaw możecie mieć o swoją dyspozycję?
- Nasz sztab przygotował dla nas wszystkie niezbędne informacje. Myślę, że w tym meczu i tak wszystko będzie zależało od naszej gry, a nie od tego, co pokażą rywale.
- Jak wytłumaczyć waszą sensacyjną porażkę z mistrzem Czarnogóry? Czy rzeczywiście zawiodło jedynie podejście do meczu?
- Ciężko to jednoznacznie ocenić. Na pewno działo się z nami coś niedobrego. Nie wiem, czy to tylko kwestia głowy, czy też jakiejś zadyszki wynikającej ze zmęczenia. Każdy widział, że nie graliśmy dobrze. Nasza gra bardzo falowała, ale w tym momencie najważniejsze jest, żeby wyciągać wnioski i starać się unikać takich wpadek w przyszłości.
- Czy po przegranej z Budvą powiedzieliście sobie w szatni jakieś mocne słowa?
- Nie, bo po meczu nie ma sensu robić takich rzeczy. Emocje są zbyt duże i warto poczekać aż one opadną. Następnego dnia mieliśmy analizę video i mogliśmy zobaczyć, jakie były nasze największe błędy. Później na treningach trzeba pracować nad wyeliminowaniem tego, co najbardziej szwankowało. Natomiast rozgrzebywanie ran tuż po meczu, to nie jest dobre rozwiązanie. Adrenalina jest wtedy zbyt duża i traci się z pola widzenia analityczne podejście do tego, co działo się na boisku.
- Aby zrealizować plan wygrania grupy C musicie się sprężyć i nie możecie sobie już pozwolić na takie wpadki, jak z Budvą…
- Wciąż mamy na to spore szanse i trzeba myśleć pozytywnie. Nie ma sensu robić katastrofy po jednej porażce w Pluslidze i w Lidze Mistrzów. Pamiętajmy, że to jeszcze początek rozgrywek i to normalne że na tym etapie każda drużyna dopiero buduje swoją formę i wypracowuje pewne zagrania. Takie wahania formy na tym etapie sezonu są na porządku dziennym. Każdy mecz jest dla nas okazją do lepszego poznania się i zobaczenia, jak reagujemy na poszczególne sytuacje. Trener, który daje nam przed spotkaniem konkretne zadania do wykonania, też ma później materiał do analizy i może wyciągać wnioski. To jest sport zespołowy i tutaj wiele czynników składa się na to, żeby w tej całej maszynie właściwie funkcjonowały poszczególne trybiki.
- Kontuzja Krzysztofa Ignaczaka nie skomplikuje wam nieco sytuacji w najbliższych meczach, w których będziecie sobie musieli radzić bez podstawowego libero?
- Nie, zresztą jego przerwa w grze nie będzie zbyt długa. Po zabiegu powoli wróci do treningów, a ma tą przewagę nad innymi, że nie musi skakać. Dlatego uraz kolana w jego sytuacji nie jest aż tak groźny, jak w przypadku zawodników grających na innych pozycjach. Myślę, że „Igła” szybko zapomni o bólu i wróci do gry.