PGE Skra Bełchatów mistrzem Polski
Asseco Resovia Rzeszów przegrała z PGE Skrą Bełchatów 1:3 (21:25, 25:22, 23:25, 19:25) w trzecim meczu finału play off. MVP spotkania został Michał Bąkiewicz. W rywalizacji do trzech zwycięstw wygrała PGE Skra 3-0 i zdobyła mistrzostwo Polski.
Po raz piaty zespół z Bełchatowa sięgnął po mistrzowski tytuł, a po raz czwarty medale odebrał w obcej hali. Nadkomplet publiczności w hali na Podpromiu obejrzał mecz który wreszcie po dwóch słabych spotkaniach w Bełchatowie można określić mianem godnego finału PlusLigi.- Wiedziałem że przed własną publicznością Resovia zagra zupełnie inaczej - mówi Piotr Gacek. - Doping był fantastyczny kibice stworzyli tutaj naprawdę niesamowite widowisko. Mecz mógł się podobać stał na wysokim poziomie. Cieszy, że po tylu latach udało mi się wreszcie zdobyć ten złoty medal - stwierdził libero zespołu z Bełchatowa.
W I secie widać było różnicą w grze obu zespołów przede wszystkim w tym, że Skra nawet jak nie kończyła ataków to nie popełniała błędów czego nie można było powiedzieć o grze Asseco Resovii. Zespół trenera Ljubo Travicy w inauguracyjnej partii oddał rywalom aż 14 punktów po błędach własnych. Mimo nie najgorszego przyjęcia Paweł Woicki zupełnie nie grał środkiem, a na skrzydłach resoviacy męczyli się okrutnie (29 proc skuteczności ataku). Fiński atakujący gospodarzy często wstrzymywał rękę, a jego rywal po drugiej stronie siatki Mariusz Wlazły wręcz przeciwnie, bez skrupułów i dobrym skutkiem regularnie punktował (83 proc. skuteczności). Bełchatowianie już po pierwszym meczu podkreślali, że taktycznie mają bardzo dobrze rozpracowanego Mikko Oivanena, któremu jeśli zamknie się prostą to zmuszony jest atakować po skosie albo popełnia błędy. Atakujący gospodarzy miał momentami ogromne problemy ze sforsowaniem bloku przeciwnika, jednak od II seta podobnie jak cały zespół Asseco Resovii spisywał się coraz lepiej.
- Bełchatów może nie prezentował jakiejś widowiskowej siatkówki ale najważniejsze, że prezentował ją skuteczną - mówi Marcin Wika. - Byli bardzo skuteczni i to im przyniosło zamierzony efekt. Bardzo zależało nam żeby podjąć tutaj walkę i chcieliśmy pokusić się żeby przedłużyć rywalizację przynajmniej do soboty, a jak by się to nie udało to przynajmniej godnie się z kibicami pożegnać. Oni do samego końca wierzyli w nas i byli z nami - mówi Wika.
Dużym atutem rzeszowian była zagrywka, dzięki której w znacznym sposób ułatwili sobie grę. Zespół Castellaniego jak się go zmusiło zaczął popełniać błędy zarówno w przyjęciu jak i ataku. Paweł Woicki wreszcie zaczął grać środkiem siatki i na efekty nie trzeba było długo czekać. Przewaga zaczęła rosnąć i w pewnym momencie po ataku Hernandeza było 16:10. Niesieni dopingiem blisko pięciotysięcznej widowni resoviacy grali jak w transie. Nie straszne były im ataki czy zagrywki z prędkością 108 km na godzinę Mariusza Wlazłego. W obronie do świetnie dysponowanego Krzysztofa Ignaczak dołączył Marcin Wika, który na dziewiątym metrze z dużym wyczuciem podbijał piłkę a akcjach Wlazłego. Ekipa Travicy prowadził już 24:18 i wydawało się, że nic nie jest w stanie już mu zagrozić w wygraniu po 4 latach historycznego seta ze Skrą.
- Jesteśmy takim zespołem, że cierpliwie gramy i czekamy na swoją szansę. Nie przejmujemy się prowadzeniem rywala - mówił Stephan Antiga i nie wiele brakło, a bełchatowianie odrobili by straty. Gospodarze mieli bowiem ogromne problemy z dokładnym przyjęciem zagrywki Michał Bąkiewicza i ich przewaga stopniała do dwóch oczek (24:22). Kibice Resovii odetchnęli jednak ulgą po autowym ataku w kontrze Mariusza Wlazłego. - Myślę że takim najważniejszym momentem tego mecz dla nas był II set, kiedy odrodziła się ta nasza gra. Przegraliśmy go ale zrobiliśmy sobie jak gdyby podkład dobry pod następne dwa w których złudzeń już nie było kto jest lepszy - opisuje Marcin Możdżonek.
W kolejnych setach w kluczowym momentach resoviacy popełnili 2-3 błędy w przyjęciu, po których Paweł Woicki bardziej się ratował niż rozgrywał. Siatkarze z Bełchatowa mogli spokojnie ustawić sobie szczelny blok, z którego sforsowaniem rywal miał ogromne problemy. Ekipa Castellaniego często nawet z beznadziejnych sytuacji wchodziła obronną ręką mając w swoich szeregach Mariusza Wlazłego.
- Ogromnie się cieszę, że złotym medalem zakończyłem pracę w Skrze, która stworzyła mi jak najlepsze warunki. Teraz będę pracował z kadrą Polski - stwierdził uradowany Daniel Castellani, dla którego był to trzeci mistrzowski tytuł wywalczony z zespołem z Bełchatowa. Powrót do listy