PGE Skra - Jastrzębski Węgiel 2:3
Po porażce z mistrzem Niemiec w Lidze Mistrzów siatkarze PGE Skry Bełchatów bardzo chcieli udowodnić, że był to jedynie wypadek przy pracy. Mimo dobrego początku i wygrania pierwszego seta celu nie udało się osiągnąć. Jastrzębski wygrał zasłużenie 3:2 (22:25, 25:19, 25:18, 22:25, 15:8). MVP został Robert Prygiel.
Trener gospodarzy Daniel Castellani, ku zaskoczeniu wszystkich, w pierwszej szóstce nie widział dziś Mariusza Wlazłego, który słabo zagrał w meczu pucharowym. Pierwszym bombardierem Skry został w tej sytuacji Jakub Jarosz. To jednak nie za sprawą tego zawodnika bełchatowianie szybko odskoczyli na 8:5. Gdy przewaga wzrosła do jeszcze jednego punktu (14:10) szkoleniowiec gości Roberto Santilli poprosił o czas. Przez chwilę trwała wymiana punkt za punkt, ale gdy prowadzenie Skry zmalało do dwóch oczek (18:16) Trener Daniel Castellani także skorzystał z przerwy. Na niewiele się to zdało bowiem po świetnym bloku na Dawidzie Murku oraz autowym ataku Miguela Falaski był remis. Wówczas obudził się Jakub Jarosz. Dwa bezbłędne ataki i Skra znów odzyskała przewagę (20:18), a ponieważ pojedynczy blok dorzucił jeszcze Radosław Wnuk to na tablicy było już 23:20. Jastrzębski jeszcze się zerwał, ale było już za późno, a seta skończył asem serwisowym Jakub Jarosz. Druga partia zaczęła się od dwóch dobrych bloków Dawida Murka i Miguela Falaski. Jastrzębski odpowiedział momentalnie atakiem i blokiem Brazylijczyka Rafy, który w tym secie pojawił się od początku na boisku. Na przerwę techniczną zespoły schodziły przy prowadzeniu jastrzębian 8:7. Do stanu 11:11 oba zespoły szły łeb w łeb. Wystarczył jednak as serwisowy Adama Nowika oraz blok Guillaume Samiki i było już 14:11 dla gości. Czas dla trenera Daniela Castellaniego, a po przerwie Jakub Jarosz atakuje w antenkę, Daniel Pliński dotyka siatki, a gospodarzy pojedynczym blokiem dobija Guillaume Samica. Znów czas dla szkoleniowca Skry, a na tablicy wynik 17:11 dla gości. Oczywiście taką przewagę można odrobić i zapewne wierzyli w to kibice z Bełchatowa, ale w szeregach ich ulubieńców szwankowało przyjęcie, a nawet jeśli było przyzwoite to jastrzębianie grali "kosmicznie" w obronie wyjmując piłki, które powinny odbić się od parkietu. Goście spokojnie więc wygrali tego seta 25:19 po serwisie Dawida Murka w siatkę. Set numer trzy rozpoczął się od dobrych ataków gości i prowadzenia 3:1. Goście jeszcze przed przerwą techniczną dorzucili jeszcze oczko przewagi i było 8:5. Bełchatowianie dość szybko jednak wyrównali i oba zespoły miały po 9 oczek. Jastrzębski jednak po drugim, zwycięskim secie wyraźnie odżył i znów narzucił swój styl, co z resztą przy fatalnym odbiorze gospodarzy nie było rzeczą arcytrudną. Podopieczni Roberto Santilliniego już po chwili prowadzili 14:10. "Hej Jastrzębie" śpiewali triumfalnie kibice gości podczas drugiej przerwy technicznej (16:11). "W górę serca bo eksa wygra mecz" odpowiedzieli natychmiast kibice Skry. Gdy było 18:11 dla gości wydawało się, że już jest po secie, tym bardziej że niewiele dała zmiana ustawienia w szeregach gospodarzy i przejście na dwóch przyjmujących Michała Bąkiewicza i Piotra Gacka. Skra się jednak na moment poderwała . Zmniejszyła straty do czterech punktów (18:14). To jednak było wszystko na co stać w tej partii gospodarzy. 25:18 wygrana Jastrzębskiego i goście mieli już zapewniony co najmniej jeden punkt. Goście nie zamierzali jednak poprzestawać na zdobyciu tylko jednego punktu. Fantastyczna gra na początku czwartego seta Roberta Prygiela i goście na pierwszą przerwę techniczną zeszli z trzypunktowym zapasem (8:5). "Ta hala nigdy się nie poddaje" krzyczał spiker zachęcając kibiców do dopingu. Fani Skry rzeczywiście nie rezygnowali, gorzej było z siatkarzami. Mistrz Polski grał fatalnie, a goście z tego skrzętnie korzystali. 12:7, 15:11 -- czas mijał a bełchatowianie strat nie odrabiali. W końcu jednak w grze gospodarzy zaskoczyło i z pewnej przewagi gości nie zostało nic, bo Skra doprowadziła do remisu 19:19, a po ataku Radosława Wnuka wyszła na prowadzenie (21:20). Jastrzębski zdecydowanie za wcześnie uwierzył, że mecz ma już wygrany. Bardzo dobra końcówka bełchatowian, zwłaszcza w bloku i Skra zwyciężyła 25:22 doprowadzając do remisu w setach 2:2. Tie breaka lepiej zaczęli goście gładko i szybko obejmując prowadzenie 6:1, a trener Skry Daniel Castellani miał już wówczas wykorzystane obie przysługujące mu przerwy. Zmianę stron mieliśmy przy wyniku 8:2 dla Jastrzębskiego. Gościom wystarczyło więc iść na wymianę ciosów punkt za punkt. Ale goście nie chcieli popełnić błedu z poprzedniej partii, kiedy dali się rywalowi dogonić. Dobijali więc ze stoickim spokojem mistrza Polski i zasłużenie zwyciężyli 15:8 i w całym meczu 3:2. Powiedzieli po meczu: Jakub Jarosz (atakujący PGE Skry) - Porażka bardzo boli, tym bardziej, że na własnym terenie. Niestety zdobyliśmy tylko jeden punkt, ale sami sobie jesteśmy winni. Mieliśmy problemy z odbiorem, ale nie tylko. Popełniliśmy bardzo dużo własnych błędów. Szkoda. Nie można mówić o kryzysie i porównywać dzisiejszego meczu ze środowym. Postaramy się w Atenach zagrać znacznie lepiej. Zagrałem dziś od samego początku, bo Mariusz Wlazły ma kontuzję kolana. Robert Prygiel (atakujący Jastrzębskiego Węgla) - W Bełchatowie zawsze ciężko się gra i mało kto w PLS tu wygrywał dlatego bardzo cieszymy się z wygranej. Skra ma taki potencjał w rozegraniu i ataku, że musieliśmy zaryzykować zagrywką, żeby ułatwić sobie zadanie i to nam wyszło w stu procentach. Szkoda że nie udało się zgarnąć całej puli, bo czwartego seta powinniśmy wygrać. Na szczęście tie breaka zagraliśmy od początku dobrze i do Jastrzębia jadą dwa punkty. Jacek Nawrocki (II trener PGE Skry) - Zabrakło kilku piłek, gdzie mogliśmy powalczyć w obronie. Całe zdenerwowanie i napięcie mentalne było skierowane nie tam gdzie trzeba. Bardziej odbierało nam to możliwości grania niż przeszkadzało przeciwnikowi. Zawsze jak się przegrywa dwa mecze z rzędu to wszyscy mówią o kryzysie, ale zobaczymy jak dalej będzie. Zawodnicy sami muszą zrozumieć, że to napięcie naprawdę nie jest potrzebne. Wojciech Jurkiewicz (środkowy Jastrzębskiego Węgla) - Przed meczem dwa punkty wzięlibyśmy w ciemno. Po meczu niekoniecznie. Szkoda tego czwartego seta, bo można było zdobyć trzy punkty. Nie wiem czy to jakieś rozkojarzenie, ale za dużo własnych błędów m.in. moich popsutych łatwych zagrywek. Skra zawsze jest groźna dlatego wróciła do gry, ale na szczęście tie breaka ułożyliśmy sobie tak jak chcieliśmy i kontrolowaliśmy grę. Patrząc na notowania bukmacherskie to jest to sensacja, ale moim zdaniem nasza wygrana to tylko niespodzianka.
Powrót do listy