PGE Skra - ZAKSA 3:0
PGE Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 25:22, 25:14, 25:11 w meczu 17. kolejki spotkań PlusLigi.MVP Karol Kłos.
W pierwszej rundzie bełchatowianie przegrali w Kędzierzynie-Koźlu 1:3. – Bardzo chcemy się zrewanżować za tamtą porażkę. Nie mogę doczekać się tego meczu, bo takie gra się najlepiej – zapowiadał libero PGE Skry Paweł Zatorski.
W drużynie z Kędzierzyna-Koźla jest aż sześciu byłych graczy PGE Skry – Marcin Możdżonek, Michał Ruciak, Dominik Witczak, Dan Lewis, Piotr Gacek i Grzegorz Bociek – ale w tygodniu poprzedzającym mecz najwięcej mówiło się o tym ostatnim, bo z jego osobą związany jest spór prawny pomiędzy ZAKSĄ, a jego poprzednim klubem, AZS Częstochowa. Kilka dni temu Sąd Odwoławczy PZPS nałożył na niego karę czterech meczów dyskwalifikacji, ale później wykonanie kary zostało zawieszone. Bociek pojawił się więc w hali Energia i wyszedł w podstawowym składzie swojej drużyny.
W pierwszej fazie meczu gracze PGE Skry mieli kłopoty z przyjęciem kędzierzyńskiej zagrywki, a do pierwszej przerwy technicznej ZAKSA miała już na koncie trzy asy serwisowe – dwa Dicka Kooy’a i jednego Łukasza Wiśniewskiego. Na prowadzenie bełchatowian wyprowadził Facundo Conte, który sam zablokował Boćka i było 11:10. Po chwili błąd rozegrania popełnił Paweł Zagumny, a Samuel Tuia skończył atak z piątej strefy. Na drugą przerwę techniczną drużyny schodziły przy prowadzeniu PGE Skry 16:12.
ZAKSA nie zamierzała się poddać. Znów asa posłał Wiśniewski i było tylko 18:16. Po chwili tym samym zrewanżował się Jędrzej Maćkowiak. PGE Skra wygrała tę partię 25:22 po tym, jak Bociek zaserwował w aut.
Zresztą reprezentant Polski nie miał wczoraj dobrego dnia. Po dwóch kolejnych blokach w drugim secie trener Sebastian Świderski posadził go wśród rezerwowych, a na boisko wszedł Witczak. I w pierwszej akcji nadział się na blokującego Karola Kłosa.
Im dłużej trwał drugi set, tym przewaga Skry rosła. Kędzierzynianie popełniali wiele błędów, które bełchatowianie bezlitośnie wykorzystywali. Na drugą przerwę techniczną zespoły schodziły przy prowadzeniu PGE Skry 16:10, a później było jeszcze lepiej. Ostatecznie drugiego seta bełchatowianie wygrali aż 25:14!
Zespoły, które prowadzą 2:0 często obawiają się dziesięciominutowej przerwy, bo zdarza się, że potrafi ona wybić z uderzenia. PGE Skrze w niedzielne popołudnie się to jednak nie zdarzyło, bo bełchatowianie wyszli z szatni chyba jeszcze bardziej zmobilizowani, niż przed spotkaniem. Na pierwszej przerwie technicznej drużyna trenera Miguela Falaski, głównie dzięki piekielnie mocnym i skutecznym zagrywkom Mariusza Wlazłego, prowadziła 8:3. Rozpędzeni bełchatowianie grali wyśmienicie, niemal nie popełniając błędów. Nie da się tego powiedzieć o drużynie z Kędzierzyna, która chyba zgubiła formę z początku rozgrywek.