PGE Skra - ZAKSA 3:2
PGE Skra Bełchatów pokonała ZAKSE Kędzierzyn-Koźle 3:2 (26:24, 17:25, 25:20, 19:25, 18:16). MVP został Sebastian Świderski.
Nie ma już w PlusLidze zespołu niepokonanego. Takie miano miała przed tą kolejką ZAKSA, ale musiała uznać wyższość Skry Bełchatów. Tanio jednak skóry nie sprzedała i z Bełchatowa wyjechała z punktem, choć mogła ugrać więcej.
Pierwszego seta znacznie lepiej zaczęli gospodarze. Powoli budowali swoją przewagę grając bardzo dobrze zagrywką i wykorzystując kontry do zdobywania punktów. Na drugiej przerwie bełchatowianie prowadzili po ataku Daniela Plińskiego 16:11. Ta pięciopunktowa przewaga utrzymała się do stanu 21:16 i Skra stanęła. Goście natomiast w ekspresowym tempie odrabiali straty. Gdy Mariusz Wlazły posłał z ataku piłkę w aut na tablicy pojawił się remis 23:23. Seta zakończył dopiero atomowym serwisem Bartosz Kurek.
Druga partia to praktycznie od początku przewaga ZAKSY. Już na pierwszą przerwę techniczną zespoły schodziły przy prowadzeniu gości 8:5. Sygnał dla Skry do odrabiania strat dał Kurek zmniejszając do różnicy jednego punktu, ale ZAKSA kapitalnie zagrała w kontratakach. Gdy Michał Ruciak zablokował Jakuba Novotnego wynik brzmiał 21:14. Bełchatowianie nie byli w stanie już nic zrobić i goście zasłużenie wygrali wysoko.
Trzeci set to znów zwycięstwo Skry. Co prawda na drugiej przerwie technicznej goście prowadzili 16:14, a trener Jacek Nawrocki miał już wykorzystane oba czasy, ale to właśnie bełchatowianie się "obudzili". Do tego kędzierzynianie zaczeli popełniać proste błędy, tak jak przy pierwszym setbolu kiedy Michał Winiarski wykorzystał prezent jakim była piłka przechodząca.
Czwarty set podobny był do drugiego. Goście od początku odjeżdżali rywalom. Prowadzili 16:13 i niewiele zabrakło, aby bełchatowianie wyrównali. Winiarski minimalnie jednak przestrzelił w kontrze z drugiej lini i zamiast remisu były dwa punkty przewagi ZAKSY (18:16). Później dominowali już kędzierzynianie z Jurij Gladyr zapewnił swojej drużynie atakiem z krótkiej zdobycie przynajmniej punktu.
Tie breaka lepiej zaczęli goście prowadząc po asie Gladyra 2:0. Skra jednak odpowiedziała kontrą Winiarskiego i był remis 4:4. Wymiana punkt za punkt trwała długo. Dopiero atak Sebastiana Świderskiego w taśmę dał dwa oczka przewagi bełchatowianom (13:11). Straty udało się gościom odrobić błyskawicznie, a uczynił to Jakub Jarosz. Znów cios za cios aż do remisu 16:16. Wówczas w roli kata wystąpił Mariusz Wlazły. Najpierw zaatakował nie do obrony, a później posłał zagrywkę w sam narożnik boiska i było po meczu.
Powiedzieli po meczu:
Sebastian Świderski: Dla nas jest to bardzo ważny punkt. Wywalczyliśmy go na ciężkim terenie, na parkiecie aktualnego mistrza kraju. Z tego się cieszymy aczkolwiek został duży niedosyt, bo mogliśmy pokusić się o coś więcej. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski, pogratulować przede wszystkim Mariuszowi Wlazłemu, bo zagrał fantastycznie zwłaszcza w tie breaku. Jutro przeanalizujemy ten mecz i gramy dalej, bo w niedzielę następny pojedynek.
Mariusz Wlazły: Cieszymy się ze zwycięstwa. Dla nas to kolejny bardzo ciężki mecz. Dzisiaj wyszliśmy z pojedynku zwycięsko, ale to spotkanie to następny dowód na to, że drużyny które chcą zdobyć mistrza Polski ciągle się szkolą i wzmacniają na tyle żeby nas doganiać. Dla nas to sygnał, żeby jeszcze ciężej pracować, po to by radzić sobie w tych meczach. Na pewno było dużo walki, a my cieszymy się ze zwycięstwa.
Krzysztof Stelmach: Zaczęliśmy bardzo źle ten mecz. Nie było nas. Dopiero w końcówce pierwszego seta uporządkowaliśmy naszą grę, bo wcześniej wyglądała tragicznie. W tie breaku to była taka prawdziwa walka punkt za punkt, męska siatkówka cios za cios. Ogólnie jestem zadowolony z naszej gry poza tym pierwszym setem. Ważny punkt, ale powoli zapominamy o tym spotkaniu i myślimy o następnych.
Jacek Nawrocki: Mecz walki, wymiany ciosów i takie te mecze powinny być w tej fazie ligi. Widać, że z tą stabilizacją u nas może jest krok do przodu, ale z utrzymaniem wysokiego poziomu gry mamy kłopot, podobnie jak inne drużyny. Znowu falowaliśmy. po ułańskim początku mamy 30 minut podczas których nie istniejemy. A później znów zaczynamy dobrze grać. Oczywiście cieszy mnie, że zespół potrafi się podnieść, ale tak naprawdę chodzi o to, żeby drużyna trzymała poziom przez cały mecz.