Pięciosetowy horror w Jastrzębiu
Jastrzębski Węgiel, po meczu pełnym emocji i zaciętej walki przegrał z Asseco Resovią Rzeszów 2:3 (25:16, 20:25, 25:17, 20:25, 12:15), ale awansował o jedno miejsce (VI) w ligowej tabeli. Resovia zajmuje w niej pozycję numer trzy.
Rzeszowianie, po raz pierwszy w tym sezonie rozpoczęli pojedynek z Ryanem Millarem w wyjściowej szóstce. Amerykanin, choć grał czujnie na siatce, nie błyszczał nadzwyczajną formą, podobnie zresztą jak naczelny bombardier Resovii, Gyorgy Grozer. - Nie dziwcie się naszym nowym graczom, że nie potrafili odnaleźć się w tej hali. To specyficzne miejsce i nawet mnie, który grałem tutaj wielokrotnie, wciąż stwarza ono problemy - bronił kolegów Krzysztof Ignaczak.
- Nie ma miejsca w polu serwisowym, nie ma przestrzeni by bronić wyblokowane piłki. Po pierwszym secie właściwie nie było czym oddychać, a podłoga cały czas była mokra. Wiem, że wszyscy mieli takie same warunki, ale te warunki były tragiczne - akcentował niemiecki atakujący, który mimo słabej postawy w spotkaniu z Jastrzębiem zdobył wyróżnienie MVP. - Sam jestem zaskoczony. Zagrałem dzisiaj słabo. Ostatnio grałem znaczenie lepiej, ale nie dostałem wyróżniania - nieważne. Najważniejsze, że moja drużyna wygrała bardzo ciężki mecz.
Ale zwycięstwo wcale nie przyszło łatwo. Jastrzębianie od początku celowali zagrywką Mateusza Mikę, a ten radził sobie ze zmiennym szczęściem. Sam Mika odgryzał się gospodarzom równie kąśliwym serwisem, z którym największe problemy miał Benjamin Hardy. To jednak nie przeszkodziło jemu i kolegom z drużyny wyprowadzać skutecznych akcji, nawet z tych najtrudniejszych piłek. Królem środka był Bartosz Gawryszewski, który zakończył I set ze skutecznością 71%. Rzeszowianie nie mieli w nim zbyt wiele do powiedzenia. W ataku odnotowali 32%, a po słabszym przyjęciu nie skończyli ani jednej piłki.
W drugim secie oswoili się nieco z ciasną jastrzębską powierzchnią, wzmocnili serwis i uruchomili blok. Rezultat? Po wyrównanym początku, szybko odskoczyli gospodarzom (10:13, 12:16) i spokojnie prowadzili swoją grę. Tym razem to miejscowi nie potrafili dotrzymać kroku przeciwnikom, głównie za sprawą słabszej dyspozycji Igora Yudina, który jak się później okazało, zmaga się z dość uciążliwym urazem.
- Mam taki dziwny problem z nogą, pojawił się na mistrzostwach świata. Coś z kością, ale dokładnie nie wiadomo co. W czwartek jadę na rezonans magnetycznym i mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej. Na razie trenuję w ograniczonym wymiarze i jak widać, podczas meczu też nie jest dobrze - tłumaczył Australijczyk z nadzieją, że w kolejnym pojedynku - z kędzierzyńską ZAKSĄ pójdzie mu znacznie lepiej.
Zmiennik Yudina, Mitja Gasparini radził sobie całkiem dobrze i kto wie jak skończyłaby się rywalizacja, gdyby Igor Prielożny dał mu rozegrać cały mecz. Takiej alternatywy nie miał Ljubo Travica i choć w III odsłonie Georgy Grozer błagał go wzrokiem o zmianę, szkoleniowiec nie mógł udzielić mu wsparcia, bo jego zastępca Tomasz Józefacki boryka się z urazem i mecz oglądał z trybun. W tej części rywalizacji obydwie drużyny grały fatalnie w ataku (na poziomie 35%), ale jastrzębianie nadrabiali blokiem i zagrywką.
- Było ciężko. Cały czas starałem się skoncentrować na meczu, na tym żeby grać skuteczniej – wyznał po spotkaniu Grozer. - Popełniliśmy dużo błędów w ataku, mieliśmy też problemy z agresywnym serwisem Jastrzębia – wyliczał trener Travica.
W czwartym secie niemiecki bombardier przezwyciężył w końcu przeciwności losu i dał kolegom sygnał do walki. Dzielnie wspomagali go Millar na środku i Akhrem na skrzydle. Jastrzębianie z kolei zaczęli masowo popełniać błędy. W końcówce dwa razy na kontrze zawalił Lukas Divis, który z dziewięciu posłanych do niego w tej odsłonie piłek zdołał skończyć zaledwie trzy. Jeszcze gorzej wypadł Hardy i w konsekwencji o końcowym wyniku potyczki musiał zadecydować tie break.
Ten rozpoczął się dobrze dla gospodarzy (4:l), ale zakończył po myśli drużyny przyjezdnej.W końcówce dramaturgii boiskowym wydarzeniom dodali sędziowie, którzy nie zauważyli bloku Resovii przy ataku Igora Yudina (12:14).
- Przegraliśmy wygrany mecz. Na początku tie breaka mieliśmy wysoką przewagę 4:1 i straciliśmy ją bardzo szybko. Potem już nie potrafiliśmy odskoczyć, a w końcówce sędzia trochę pomógł rywalom...zdarza się - skwitował Igor Yudin. - Nie jesteśmy harcerzami, a od sędziowania są sędziowie. To był bardzo ciężki mecz, borykaliśmy się w własnymi słabościami, więc zwycięstwo cieszy tym bardziej - podsumował Krzysztof Ignaczak.
Powrót do listy