Pierre Pujol: uwielbiam polską ligę
Tuż przed mistrzostwami Europy powrócił do francuskiej kadry i stanął z nią na najwyższym stopniu podium, pierwszy raz w swojej reprezentacyjnej karierze. W najbliższej przyszłości chciałby ponownie zagrać w PlusLidze, a w nieco dalszej przyjechać z Les Bleus do Polski na ME 2017.
PLUSLIGA.PL: Wróćmy do roku 2012 i końcówki pracy z francuską kadrą trenera Blaina. Faktycznie wtedy działo się aż tak źle, że potrzebna była zmiana?
PIERRE PUJOL: W drużynie były dwie, może nawet trzy generacje zawodników i niezwykle trudno było stworzyć z tej mieszanki spójną całość. Atmosfera była dziwna, ale nie jakoś specjalnie zła. Może gdybyśmy odnieśli wtedy jakiś znaczący sukces, losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. A może po prostu już zbyt długo razem pracowaliśmy.
Nowy trener Laurent Tillie zrezygnował z kilku najbardziej doświadczonych zawodników. Wiem że np. Samica był bardzo rozczarowany. Jak pan zareagował?
PIERRE PUJOL: Przede wszystkim, jestem szczęśliwy, że ponownie mogę być częścią reprezentacji Francji. Ja i Samik poszliśmy dwoma różnymi drogami. On postanowił zakończył reprezentacyjną karierę. Być może nie czuł się na tyle dobrze w tej nowej drużynie, by w niej pozostać, albo zwyczajnie był już zmęczony wieloletnią grą praktycznie non stop i potrzebował odpoczynku. Ja od razu powiedziałem, że będę walczył o powrót do kadry, że chcę być częścią tego nowego projektu. Czułem, że to może być fajna ekipa, która wreszcie coś wygra, a przede wszystkim, która będzie czerpała radość z tego co robi.
Jak trener Tillie tłumaczył te radykalne zmiany?
PIERRE PUJOL: Mnie powiedział, że potrzebuję trochę czasu - by odpocząć i na spokojnie pomyśleć o nowej drużynie, nowej atmosferze, którą ona stworzy. Stwierdził też, że na pewno wrócimy do rozmów o mojej grze w reprezentacji, że cały czas będzie brał mnie pod uwagę, ale również, że muszę popracować nad kilkoma aspektami swojej gry, żeby być gotowym mentalnie na powrót do tej odmienionej ekipy „trójkolorowych”.
Dotrzymał słowa. Jednak w tym roku dołączył pan do kadry dopiero przed mistrzostwami Europy.
PIERRE PUJOL: To prawda, ale tuż przed startem sezonu reprezentacyjnego trener Tillie zadzwonił do mnie i poinformował, że mam być przygotowany do udziału w zgrupowaniu, bo najprawdopodobniej będę potrzebny. Odpowiedziałem: oczywiście, jeśli tylko zajdzie potrzeba, chętnie dołączę do drużyny. No to jestem i chyba nie muszę mówić jak bardzo jestem z tego powodu szczęśliwy. Od początku byłem w szerokim składzie, ale pewnie pozostali dwaj rozgrywający, Toniutti i Jaumel prezentowali się lepiej ode mnie w końcówce rozgrywek ligowych.
Jak odnajduje się pan w tej nowej i bardzo odmłodzonej drużynie?
PIERRE PUJOL: Mam 31 lat i jestem najstarszym zawodnikiem, to straszne! Mówiąc serio, czuję się fantastycznie. Chłopaki świetnie mnie przyjęli, a ja mam wrażenie jakbym był z nimi od początku. Dziś mogę przyznać, że trochę się obawiałem jak to będzie, ale już po pierwszym treningu nabrałem przekonania, że będzie dobrze, otrzymałem od nich mnóstwo wsparcia i ciepłych słów.
W jednym z wywiadów trener Tillie powiedział, że nie stosuje żadnych rygorystycznych regulaminów, że pozwala zawodnikom np. palić papierosy. To prawda?
PIERRE PUJOL: Nieprawda. Mamy regulamin i mnóstwo zasad, których należy przestrzegać, szczególnie podczas zgrupowań czy turniejów. Ale już na przykład podczas jakiegoś wspólnego obiadu czy uroczystości mamy więcej luzu. W trakcie zgrupowania możemy też od czasu do czasu spędzić wieczór z rodziną czy przyjaciółmi, ale oczywiście musi to być wcześniej uzgodnione. Laurent Tillie doskonale rozumie, że to pokolenie siatkarzy, z którym aktualnie pracuje jest zupełnie inne niż choćby jego generacja i potrafi być elastyczny. Wie, że zawodnicy potrzebują trochę przestrzeni, wolnego czasu dla siebie i bliskich, ale jak już trenujemy lub gramy turnieje, nie ma palenia czy picia alkoholu. To jest kadra narodowa, tu trzeba trzymać się pewnych zasad.
Przyglądałam się francuskim zawodnikom podczas mistrzostw Europy w Sofii. Wyglądaliście na zrelaksowanych, żartowaliście, nie było widać cienia stresu. Jak to możliwe?
PIERRE PUJOL: My tak tylko wyglądaliśmy. Zapewniam panią, że w gruncie rzeczy każdy z nas był maksymalnie skoncentrowany, nastawiony mentalnie wyłącznie na kolejny mecz, bardzo chcieliśmy wygrać ten tytuł. Ten pozorny luz wynika ze świetnej atmosfery wewnątrz zespołu, bo czujemy się razem wyśmienicie. Gdyby chciała pani zobaczyć nas naprawdę wyluzowanych, to tylko po zakończeniu turnieju, na nieformalnych kolacjach itp. Jesteśmy grupą ludzi, w której każdy czuje ogromną chęć pracy w kadrze narodowej, zrobienia czegoś wielkiego dla kraju, dla siebie samych. Chyba też czujemy, że w tym zestawie osobowym jesteśmy w stanie tego dokonać.
Stosujecie nietuzinkowe sposoby celebrowania sukcesu, na przykład golenie sobie głów, jak było po wygraniu mistrzostwa Europy. Ale dla pana to nie pierwszyzna, bo kiedyś pomalował pan włosy na czerwono. Inny razem pozwolił zgolić sobie dość długie włosy.
PIERRE PUJOL: Miałem nadzieję, że już nikt nie pamięta tych czerwonych włosów, to było okropne. W obydwu przypadkach przegrałem zakład, a że jestem człowiekiem honorowym, wykonałem zadanie. W pierwszej sytuacji, w 2004 roku gdy grałem w Stade Poitevin założyliśmy się z kolegą o wynik meczu z Cannes. Druga sytuacja miała miejsce w Treviso. Znów przegrałem zakład i tym razem moim „katem” był Alessandro Fei. Po jednym z meczów usiadłem na środku szatni, a on przed całą drużyna ogolił moje włosy. Czasami lubię zrobić coś dla podtrzymania „team spirit” i dobrej zabawy, nie mam z tym problemu.
Jak buduję się tak wspaniałą atmosferę? Od czego to zależy?
PIERRE PUJOL: Aktualnie spora w tym zasługa trenera Tillie, który na samym początku pracy z reprezentacją przedstawił nam jasną i klarowną koncepcję. Wykreował pierwszą szóstkę zawodników i powiedział, że to oni będą stanowili trzon drużyny, w każdym meczu, w każdym turnieju. Dodał, że nie będzie sporo rotował składem, że stawia na stabilizację. Pozostałym także wyznaczył konkretne zadania, podkreślając przy tym, że wszyscy wspólnie pracujemy na końcowy wynik. Nawet jeśli któryś z podstawowych graczy zagra słaby mecz, nie musi się obawiać, że na długie tygodnie wyląduje na ławce. Dla przykładu - Ngapeth zagrał gorzej w półfinale z Bułgarią, ale jest naszą największą gwiazdą, zawodnikiem, który może decydować o losach meczu i nie może mieć poczucia, że jak raz zawali, to następne spotkanie obejrzy z kwadratu. Każdy siatkarz potrzebuje stabilizacji i zaufania od trenera. My to mamy. To pozwoliło uniknąć niepotrzebnej rywalizacji, która siłą rzeczy w sporcie się zdarza i już na wstępie oczyściło klimat w drużynie. Rywalizacja oczywiście jest, ale tylko podczas przygotowań. Potem, w trakcie turniejów jest wyłącznie współpraca.
Wróćmy do półfinału z Bułgarią. Naprawdę aż tak zaskoczyła was dobra gra ekipy Płamena Konstantinowa?
PIERRE PUJOL: Doskonale wiedzieliśmy, że to dobry zespół, świetnie prezentowali się podczas czempionatu, do tego mieli niesamowite wsparcie kibiców. Oczekiwaliśmy trudnego i długiego starcia. Podczas półfinału czuliśmy, że tego dnia Bułgaria gra lepiej od nas. Z drugiej strony, mieliśmy świadomość, że im dłużej będzie on trwał, tym więcej szans będziemy mieli na wygraną, bo taki zawodnik jak Nikołow, świetny, ale jednak w zaawansowanym wieku, nie jest w stanie zagrać pięciu setów na najwyższych obrotach. Nie wiem czy jakość gry atakujących wpłynęła na końcowy rezultat, ale trzeba podkreślić, że u nas Rouzier zagrał ten półfinał fenomenalnie, zresztą przez cały turniej był w wyśmienitej dyspozycji. To chyba też zasługa wspomnianego wcześniej klimatu w zespole. Widać, że on świetnie czuje się w tym gronie. Wie, że jest bardzo ważnym ogniwem drużyny i dzięki temu nabrał pewności siebie.
W finale mistrzostw Europy zmierzyliście się ze Słowenią, największą niespodzianką turnieju.
PIERRE PUJOL: Zdecydowanie! Gdyby dwa tygodnie przez mistrzostwami Starego Kontynentu ktoś powiedział, że oni mogą zagrać w finale, uznałoby go za wariata. Zagrali naprawdę świetnie. W finale nie czuli żadnej presji i postawili nam ogromny opór. Obserwowałem ich trochę w hotelu i wydaje mi się, że są zespołem bardzo podobnym do naszego - wspierającym się nawzajem, ze świetną atmosferą i z trenerem, który jest wielką osobowością. Dlatego ten złoty medal jest dla mnie niesamowicie ważny, ważniejszy niż zwycięstwo w Lidze Światowej. W mojej hierarchii najważniejsze są igrzyska olimpijskie, potem kolejno mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, Liga Światowa.
Gdy trenerem francuskiej kadry był Philippe Blain też mieliście świetnych zawodników, zgrany zespół, ale nie udało wam się nic wygrać. Dlaczego?
PIERRE PUJOL: To były zupełnie inne realia. Wtedy siatkarskim światem rządziła Brazylia, mieli kosmiczny zespół, byli praktycznie nie do pokonania. W 2006 roku byliśmy blisko, w finale Ligi Światowej w Moskwie, graliśmy wtedy równie piękną siatkówkę jak oni, przegraliśmy dopiero w tie breaku. Teraz poziom bardziej się wyrównał.
Gdy spotkaliśmy się w Sofii, tuż po przegranym przez Polskę ćwierćfinale spytał mnie pan jak czuje się Stephane Antiga, jak to wszystko przeżył. Wciąż się przyjaźnicie?
PIERRE PUJOL: Tak, wciąż jesteśmy w bliskim kontakcie, staramy się rozmawiać ze sobą przynajmniej raz w tygodniu. Niestety, nie spotkaliśmy się w Sofii, chociaż bardzo na to liczyłem. Wiem, że po porażce ze Słowenią Stephane czuł się źle, martwił się o to jakie będę reakcje w Polsce, bo jest z waszym krajem bardzo związany. Tuż przed finałowym pojedynkiem dostałem od niego wiadomość, żebyśmy zagrali świetną siatkówkę i bawili się tym, co robimy. Stephane jest bardzo dobrym człowiekiem i świetnym trenerem, zaangażowanym w to co robi nie w stu, ale w dwustu procentach.
Pan również miał okazję pracować w Polsce, w sezonie 2011/12 w Farcie Kielce. Dla zespołu był to średnio udany sezon, a dla pana?
PIERRE PUJOL: Dla mnie był to niezapomniany sezon i bardzo dobre doświadczenie, naprawdę wspominam ten rok niezwykle ciepło. Mieliśmy nową drużynę, z kilkoma młodymi zawodnikami, w trakcie rozgrywek zmienił się trener. Może faktycznie nie osiągnęliśmy wymarzonego rezultatu, ale też nie było najgorzej. Zagraliśmy kilka niezłych meczów - przeciwko Skrze czy Częstochowie. Nie ukrywam, że chciałbym wrócić do PlusLigi i pokazać się z jeszcze lepszej strony, niż wtedy. Świetnie czułem się w waszym kraju, wśród polskich kibiców.
Słyszałam jednak, że chciałby pan zagrać w którejś z azjatyckich lig?
PIERRE PUJOL: Tak, ale to raczej z ekonomicznych względów. Gdybym natomiast dostał ofertę z Polski, nie zastanawiałbym się. Chciałbym jak najdłużej grać na wysokim poziomie, bo zamierzam walczyć o miejsce w reprezentacji na mistrzostwa Europy 2017, w Polsce.
Aktualnie gra pan w rodzimej lidze. Francuskie rozgrywki nie gwarantują rozwoju?
PIERRE PUJOL: Myślę, że nasza liga jest postrzegana poza Francją w nieco krzywdzący sposób. Oczywiście, nie jest tak mocna jak rosyjska, włoska czy polska i może nasze drużyny miałyby problemy w rywalizacji z Bełchatowem czy Maceratą, ale już z takim Lubinem spokojnie mogłyby walczyć.
Lubin to nowy zespół w PlusLidze. Naprawdę zna pan tę ekipę?
PIERRE PUJOL: Ja naprawdę uwielbiam waszą ligę, to nie były tylko puste słowa pod publiczkę. Śledzę rozgrywki, wyniki, jestem na bieżąco. Wciąż też utrzymuję kontakt z kilkoma osobami, które miałem przyjemność poznać w Polsce, choćby z Tomkiem Drzyzgą. Wracając do Ligue A, rozgrywki wciąż się rozwijają, co roku poziom idzie w górę. Obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają do naszej ligi myślą, że będzie łatwo i lekko, a pod koniec sezonu przyznają, że się mylili. Jest to zupełnie inna liga niż polska, bo u nas pierwszy zespół w tabeli może przegrać z ostatnim, u was takie historie się nie zdarzają.