Pierwsza wygrana częstochowian
Trzecia kolejka okazała się szczęśliwa dla drużyny Tytanu Domex AZS Częstochowa. Po emocjonującym spotkaniu ekipa gospodarzy pokonała gdańskiego beniaminka 3:2 (27:29, 22:25, 25:17, 25:14, 20:18). Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że kto nie wygrywa 3:0 - przegrywa 2:3. MVP został Zbigniew Bartman.
Od początku pierwszego seta minimalnie prowadzili goście. Było tak do stanu 8:4. Częstochowianie zaczęli odrabiać straty, jednak wynik w dalszym ciągu był korzystny dla przyjezdnych. Podopieczni trenera Panasa "obudzili się" dopiero, przegrywając 13:18. Poprawili zagrywkę oraz grę w polu i doprowadzili do stanu po 24. Od tej chwili walka toczyła się "punkt za punkt". Minimalnie więcej szczęścia mieli gdańszczanie, którzy po podwójnym bloku na Mlyakowie i asie serwisowym Jarosława Stancelewskiego objęli prowadzenie.
Druga odsłona zaczęła się od trzypunktowego prowadzenia Trefla. Z taką też przewagą schodzili na pierwszą przerwę techniczną. Na drugiej mieli już cztery "oczka" zapasu. Dopiero po regulaminowych trzydziestu sekundach odpoczynku, akademicy z Częstochowy wzięli się w garść. Prowadzili już 21:20, kiedy na zagrywkę ponownie wszedł Stancelewski.Nie pomogła nawet chwila oddechu, o którą poprosił Radosław Panas. Jego podopieczni w końcówce seta zdobyli tylko jeden punkt. Zwycięsko ponownie schodzili z boiska gdańszczanie, wygrywając 25:22.
Trzeci set tylko do pierwszej regulaminowej przerwy toczył się pod dyktando Trefla. Częstochowianie nie zamierzali oddać trzech punktów bez walki. Trener gospodarzy zarządził zmiany: za Łukasza Wiśniewskiego wszedł Dawid Gunia i na drugą przerwę techniczną to częstochowianie schodzili z dwupunktową przewagą. Nie tylko nie stracili jej do końca seta, ale jeszcze powiększyli, wygrywając 25:17 i pozostając w grze o ligowe punkty.
W czwartej odsłonie podbudowani zwycięstwem w poprzedniej - częstochowianie, od początku poprawili grę we wszystkich elementach. Mocniejsza zagrywka, pewniejsze przyjęcie i badziej kombinacyjne rozegranie - to wszystko zmusiło rywali do popełniania wielu błędów. Podopiecznym trenera Wojciecha Kaszy nie pomogły nawet liczne zmiany. Częstochowianie grali jak natchnieni. Gospodarze przy stanie 22:12 mieli juz dziesięciopunktowe prowadzenie i nie oddali go, doprowadzając do tie-breaka.
Tie-break rozpoczął się od stanu 2:0 dla gospodarzy. Gdańszczanie zremisowali przy stanie 4:4. Wtedy zaczął się "festiwal zagrywek Wojciechów". Najpierw w siatkę uderzył Winnik, potem w aut - jego imiennik z Częstochowy (Gradowski), a kolejna zagrywka to uderzenie w siatkę Serafina. Kolejne akcje to punkt za punkt i cios za cios. Przy zamianie boisk było 8:7 dla gości, ale po ataku i asie serwisowym doskonale dysponowanego Zbigniewa Bartmana, częstochowianie prowadzili 10:8. Do końca decydującej o wyniku meczu partii, nie było wiadomo, kto wyjdzie z tej potyczki zwycięsko. Walka toczyła się do ostatniej piłki.Dopiero przy 18:18 więcej szcęścia mieli ospodarze. Po skończonej piłce Wojciecha Gradowskiego i potrójnym bloku na gdańskim atakującym sprawdziło się stare siatkarskie przysłowie, że "Kto nie wygrywa 3:0 - przegrywa 2:3.
Wypowiedzi po meczu AZS Częstochowa -Trefl Gdańsk Jarosław Stancelewski (kapitan Trefla Gdańsk): Przede wszystkim czujemy niedosyt, bo mogliśmy wygrać to spotkanie. Pokazaliśmy to w pierwszych dwóch setach, jednak w trzecim coś się zacięło. "Siadła" nasza zagrywka, a przeciwnicy ją poprawili, co spowodowało nasze błędy w przyjęciu. A to klucz do rozegrania dobrego ataku. Było blisko, ale - niestety - się nie udało. Wojciech Kasza (trener Trefla Gdańsk): Oczywiście jest mi przykro z powodu porażki. Muszę jednak dodać, że jestem zadowolony z młodych zawodników. Momentami grali naprawdę rewelacyjną siatkówkę. Podjęli walkę i potrafili zaskakiwać rywali. W połączeniu z bardziej doświadczonymi kolegami stanowią naprawdę "wybuchową" mieszankę. W pewnym momencie byłem pewien, że wygramy. Jednak zabrakło nam odrobinę szczęścia. Radosław Panas (trener AZS Częstochowa): Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę, że przegrane dwie kolejki to jeszcze nie seria. Cieszę się jednak, że wygraliśmy. Młodzi, dziewiętnasto- dwudziestoletni zawodnicy pokazali dzisiaj, że są nieobliczalni. Grają jak natchnieni, a zaraz potem popełniają proste błędy. Nie mam do nich pretensji, bo brakuje im po prostu doświadczenia. Te błędy można wyeliminować jedynie powtarzając pewne elementy na treningach i kolejnych meczach, a na to trzeba czasu. Ważne jest, że mają świadomość swoich niedoskonałości i ciężko pracują, by je zniwelować. Co powiedziałem podczas przerwy po drugim secie? Żeby bawili się siatkówką i grali swoje. Jak się okazało - potrafili odwrócić losy meczu i doprowadzić do tie-breaka. Jestem bardzo zadowolony z ich postawy w dzisiejszym spotkaniu. Andrzej Stelmach (kapitan AZS Częstochowa): Przede wszystkim się cieszę, że się przełamaliśmy i odnieśliśmy zwycięstwo. Pierwsze dwa sety nie skończyły się dla nas pomyślnie, ale na początku trzeciego na twarzach chłopaków można było zobaczyć dużą determinację. Poprawiliśmy zagrywkę i przyjęcie, a przeciwnicy zaczęli popełniać sporo błędów. Bardzo dobra gra w trzeciej i czwartej odsłonie pozwoliła nam uwierzyć w możliwość zwycięstwa w tym spotkaniu. W tie-breaku mogło się wydarzyć wszystko. Tym razem to nam pomogła bliskość Jasnej Góry. W piątej partii mieliśmy więcej szczęścia. Powrót do listy