Pierwsze zwycięstwo od 8 lat
- Jastrzębski Węgiel od 8 lat w rundzie zasadniczej nie wygrał na własnym parkiecie z Częstochową, więc jest to dla nas wielki sukces – stwierdził zadowolony z przebiegu boiskowych zdarzeń Paweł Rusek. Zwycięstwo 3:1 (25:16, 28:26, 25:27, 25:19) umocniło Jastrzębie na 3. lokacie w tabeli i dało spore szanse na awans o oczko wyżej.
Goście z Częstochowy przyjechali do Jastrzębia w mocno przetrzebionym zestawie - bez Bartosza Janeczka, Łukasza Wiśniewskiego i z Fabianem Drzyzgą oglądającym mecz z trybun. Wiśniewski jest chory, a pozostałych graczy zmogły drobne urazy.
- Oczywiście nie będę się tłumaczył tym, że graliśmy w osłabionym składzie, jak to dzieje się w innych klubach, które mają u drużynie 18 zawodników i gdy wypada jeden, robi się wielki lament – zaznaczył na konferencji prasowej kapitan AZS-u Piotr Łuka. - Przyjechaliśmy powalczyć i myślę, że tę walkę pokazaliśmy, może poza pierwszym setem.
W premierowej odsłonie Akademicy nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Słabo zagrali w przyjęciu, a w ataku zanotowali zaledwie 43% skuteczności. Przeciętnie spisywał się zwłaszcza Paweł Mikołajczak, który zagrał w miejsce Janeczka. Jastrzębianie natomiast "przycisnęli” rywali zagrywką, a na kontrach praktycznie się nie mylili.
- W pierwszym secie nie byliśmy w stanie przyjąć zagrywki i nie można mieć za to pretensji do chłopaków - komentował trener Grzegorz Wagner. - W drugim z kolei mieliśmy chyba 17 kontrataków, a wykorzystaliśmy bodaj 3.
Niemniej jednak sety numer dwa i trzy przyniosły sporo emocji i równie sporo zaciętej walki. Choć gospodarze szybko wyszli na prowadzenie (4:2, 10:6), częstochowianie nie dali za wygraną. Przy zagrywce Piotra Łuki zmniejszyli dystans na 12:11, by potem toczyć ze śląską ekipą równorzędną walkę. W drużynie gości coraz skuteczniej grał Mikołajczak, ale w kluczowym momencie drugiego seta dwukrotnie zahaczył piłką antenkę (25:24, 28:26).
Trzeci set, w którym to goście nadawali ton grze (9:12, 16:20) ponownie zakończył się na przewagi. Gospodarze wciąż nie potrafili znaleźć sposobu na Mikołajczaka, na którym spoczywał praktycznie cały ciężar ataku Częstochowy.
- To nieobliczalny chłopak. Potrafił skończyć dziesięć piłek pod rząd, ale w końcówkach wychodziła z niego młodzieńcza fantazja - żartował Paweł Rusek. - To jednak bardzo perspektywiczny zawodnik - podkreślił.
Młodzieńcza fantazja wzięła górę zwłaszcza w czwartej odsłonie, kiedy młody atakujący Częstochowy mylił się coraz częściej. Mimo to Marek Kardos uparcie posyłał do niego piłki (w całym spotkaniu aż 50), nie dając wytchnienia nawet na moment. Jednak nawet gdyby atakujący spod Jasnej Góry zanotował 100% skuteczności, w pojedynkę nie byłby w stanie pokonać jastrzębian, którzy w secie zamykającej rywalizację wyraźnie złapali wiatr w żagle, a ich siła ognia była piorunująca. Świetne zawody zagrali szczególnie Benjamin Hardy (21 oczek) i Patryk Czarnoski (16), ale nagrodę MVP odebrał z rąk komisarza zawodnów Paweł Abramow.
- AZS mimo osłabionego składu postawił nam bardzo ciężkie warunki. W pierwszym secie ryzykowaliśmy zagrywką i to nam się opłaciło. Później w kolejnych partiach gra się wyrównała, na szczęście udało nam się drugiego seta rozstrzygnąć na swoją korzyść – podsumował z ulgą Grzegorz Łomacz.
- Zabrakło nam troszeczkę doświadczenia, ale myślę że temu zespołowi, który dzisiaj wystąpił należą się brawa za walkę i za to, że nie załamali się po pierwszym secie - chwalił swoich kolegów z drużyny Piotr Łuka.