Piotr Dudek: sędziowanie to psychologia
Piotr Dudek znalazł się w gronie ośmiu sędziów z Europy, którzy będą prowadzić spotkania w trakcie turnieju siatkarskiego w Rio de Janeiro. Igrzyska w Brazylii są pierwszymi i ostatnimi, w jakich weźmie udział. Polski arbiter nie ukrywa, że czuje olimpijską presję – czasami przez jedną niewłaściwie zinterpretowaną piłkę upadasz bardzo nisko – mówi.
PLUSLIGA: „Każdy sędzia marzy, żeby sędziować igrzyska” i „mieszkając w takiej miejscowości jak Żołynia, osiągnąłem dużo”. Pamięta pan jak powiedział to w jednym z wywiadów?
PIOTR DUDEK: Tak, rzeczywiście. To marzenie się spełniło. Kiedy podpisałem dokumenty, wiedziałem, że zostały jeszcze tylko bilety do kupienia i szczęśliwie odbyta podróż do Rio.
Do Rio pojechało w sumie ośmiu sędziów z Europy. W jaki sposób poinformowano pana, że znalazł się pan w tym gronie?
PIOTR DUDEK: Do wszystkich sędziów, tego samego dnia, czyli w środę po południu, zostały wysłane najpierw imienne zaproszenia przez prezydenta FIVB – Ary’ego Grace, a później w ciągu godziny przyszedł do nas dokument, który trzeba było podpisać. Znalazł się w nim między innymi zapis, że sędziujemy od 7 do 21 sierpnia. Każdy z nas podpisał taką zgodę i tym sposobem w jednym czasie wszyscy się dowiedzieliśmy.
Komu pierwszemu powiedział pan o nominacji?
PIOTR DUDEK: Żonie… (śmiech). Od razu. Moja rodzina, przez tyle lat musiała jednak ponieść trochę wyrzeczeń. Mamy czwórkę dzieci, więc ktoś cały czas musiał w domu być, a ja miałem wiele wyjazdów.
To będzie ostatnie duże sportowe wydarzenie, jakie będzie pan sędziował. Istnieją regulacje, które mówią o granicy wiekowej sędziów. Jest panu szkoda, że kończy się pewien etap?
PIOTR DUDEK: Ja tego przepisu nie neguję. Od momentu w którym zaczynamy, każdy z nas wie, że kiedy na „liczniku” wybije nam 55 lat, to jest koniec. W moim przypadku stało się tak, że ostatnią imprezą będą igrzyska, więc będzie to zakończenie z przytupem. Oby tylko wszystko było w porządku, bo czasem jedna niewłaściwie zinterpretowana piłka może zdecydować o tym, że upada się bardzo nisko… (śmiech). Po igrzyskach olimpijskich, przed ukończeniem przeze mnie 55 lat, nie ma już zawodów FIVB. Zostaje ewentualnie Liga Mistrzów, bo zawsze władze CEV, na jakimś meczu robią specjalne pożegnanie każdemu z sędziów.
Zakończenie kariery sędziego międzynarodowego jest tożsame z zakończeniem kariery sędziego ligowego?
PIOTR DUDEK: Tak, bo ten sam regulamin dotyczy sędziów w Polsce. Kończymy 55 lat i nie możemy być sędzią szczebla centralnego. Natomiast możemy być sędziami w regionie, ale ja definitywnie skończę z tym zajęciem. Z dniem 31 grudnia, przestaję być sędzią.
Pana drugim hobby jest piłka nożna. Jak to się stało, że jednak rozstrzyga pan spotkania na parkietach siatkarskich, a nie na piłkarskiej murawie?
PIOTR DUDEK: Wszystko zawdzięczam szkole, bo w liceum mieliśmy fantastycznego nauczyciela wychowania fizycznego. Wiosną grało się w „kopaną”, potem pogrywaliśmy w siatkówkę. Warunki fizyczne nie pozwoliły mi jednak na zostanie zawodnikiem, a w drugiej klasie liceum zapisałem się na kurs sędziowski. I już przy tym zostałem.
Piłka nożna w dalszym ciągu pana przyciąga?
PIOTR DUDEK: W czasach mojej młodości dało się pogodzić ze sobą wiele zadań. Po ukończeniu studiów, wróciłem do pracy w szkole. Jakieś predyspozycje do sportu mam, więc objąłem drużynę, którą nie miał kto się za opiekować i tak zostałem trenerem piłkarskim. Byłem nim przez wiele, wiele lat. Nie tylko u siebie, ale i w okolicznych wioskach, łącznie z „okręgówką”. Juniorów wprowadziłem do drugiej ligi, co jest dużym sukcesem. Z braku uprawnień trenerskich, przestałem jednak pełnić tę funkcję, natomiast prezesem klubu jestem w dalszym ciągu.
Jest pan także nauczycielem w Zespole Szkół Technicznych w Leżajsku. Czy uczniowie rozpoznają w panu najlepszego sędziego siatkarskiego w Polsce?
PIOTR DUDEK: Nie można mówić, że najlepszego… Miałem to szczęście, że dzięki latom dobrego sędziowania, udało mi się dotrzeć tu gdzie teraz jestem, a dzięki utrzymaniu pewnego stałego poziomu, udało mi się pojechać na igrzyska. Natomiast, co do szkoły to uczniowie są najlepszymi sędziami. Tym bardziej, że jest to siatkarskie środowisko, bo z Leżajska pochodzi trener Asseco Resovii Rzeszów Andrzej Kowal. Moi uczniowie po meczach nigdy nie przepuszczą okazji, żeby choć trochę podyskutować (śmiech).
Współpracownicy i uczniowie gratulowali panu powołania na igrzyska?
PIOTR DUDEK: Tak, tak. Moja własna klasa, cała dyrekcja, koledzy. Współpraca ze szkołą w której uczę, jest naprawdę bardzo dobra.
Prezes klubu piłkarskiego, sędzia, nauczyciel, mąż i ojciec – jak udaje się panu to wszystko pogodzić?
PIOTR DUDEK: Sprawa jest bardzo prosta. Jeżeli dzieci uczestniczą w tym życiu sportowym, a moi synowie grają w piłkę, to jest o wiele łatwiej. Razem z nimi trenowałem i jeździłem na mecze, przez co łączyłem kilka ról w jedno. Teraz najmłodsza córka gra w siatkówkę w MKSie Łańcut, gdzie jest rozgrywającą. Często zdarzało się tak, że w sobotę sędziowałem mecze PlusLigi, a następnego dnia, od rana do wieczora, z całą rodziną kibicowałem córce w jej zmaganiach. Sport jest wpisany w nasze życie.
W ostatnich latach wprowadzono system weryfikacji wideo. Myśli pan, że jest to dobre posunięcie?
PIOTR DUDEK: Weryfikacja wideo jest bardzo dobrym ruchem, ale ta jaką widzimy na polskich parkietach, gdzie można sprawdzić każdą piłkę. Dzięki temu rozwiązaniu spada z nas presja. Sędziowałem w czasach kiedy nie było challenge’u i często zaogniało się na boisku. Teraz jeżeli są wątpliwości, akcję można sprawdzić. Raz mylą się sędziowie, raz zawodnicy, ale żadna ze stron nie ma do siebie pretensji. Mnie także zdarzają się sytuacje w których się mylę, bo piłka ociera blok, czy jest parę milimetrów w aucie.
Jest jakiś mecz, który pan sędziował i który szczególnie zapisał się w pana pamięci?
PIOTR DUDEK: O, wiele takich było… Kiedyś był taki półfinał PlusLigi – PGE Skra Bełchatów grała u siebie z AZS-em Olsztyn. Trwał 2 godziny 43 minuty i skończył się wynikiem 3:2 dla Skry. Wtedy jeszcze nie było challene’gu. Po spotkaniu cały zespół Olsztyna pogratulował mnie i moim kolegom dobrego prowadzenia gry. A to był bardzo ciężki mecz… Więcej takich trudnych meczów jest związanych z wyjazdami. Trwają one z reguły 2-3 godziny i przez cały ten czas trzeba utrzymywać koncentrację. Pamięta się też niestety te złe mecze, w których coś się wydarzyło… Cały czas te błędy tkwią w głowie, po to żeby w przyszłości ich nie popełniać. Sędziowanie nie jest takie proste, jak się wydaje - że trzeba tylko wejść na słupek i „pomachać”. Tak naprawdę tkwi w tym cała psychologia i trzeba po prostu mentalnie to wszystko wytrzymać.
Możliwość sędziowania na igrzyskach zwiększyła pana prestiż czy dodała odrobinę presji?
PIOTR DUDEK: I to, i to. Przyznam się, że informację o nominacji wolałbym otrzymać po lidze, bo w czasie jej trwania presja była jeszcze większa. Wiedziałem, że wszyscy patrzą na mnie o wiele uważniej. Więc był to poniekąd jakiś dodatkowy stres meczowy. Z drugiej jednak strony pomagało mi to w środowisku, bo wielu zawodników i trenerów przychodziło i mi gratulowało.
Który zawodnik albo zespół jest tym najbardziej kłótliwym, z którym najciężej prowadzi się spotkania?
PIOTR DUDEK: Naprawdę trudno odpowiedzieć na to pytanie. Sytuacja na boisku może się zaognić również w tak zwanych „zimnych krajach”, jak Finlandia (śmiech). Już nawet nie wspominam o Brazylijczykach czy Włochach! W Rosji także już zaczynają „iskrzyć”. Poza tym jeśli gra się o coś ważnego, o duże pieniądze to emocje rosną bardzo szybko.
Był sezon w którym rozdał pan rekordowo dużą liczbę kartek?
PIOTR DUDEK: Ja słynę z tego, że kartek raczej nie pokazuję. Wiele osób z moich władz w Polsce i za granicą ma do mnie o to pretensje, ale ja wolę raczej wezwać, porozmawiać i spróbować jakoś załagodzić sytuację. W siatkówce kartka jest poniekąd ukaraniem zespołu za błędy, które popełniła cała komisja sędziowska. Dlatego lepiej po prostu przyjąć ze spokojem to, co się dzieje. Chyba, że już naprawdę zawodnik cz trener zachowuje się przesadnie - wtedy należy wkroczyć.
Razem z panem na igrzyska pojadą znani w Polsce: Juraj Mokry i Andriej Zenowicz. Pierwszy z nich wydaje się dosyć spokojny, drugi raczej surowy. Czy to słuszne wrażenie?
PIOTR DUDEK: To są dwa bardzo fajne charaktery. Juraj jest bardzo młody, bo w tym roku kończy 41 lat. Andriej jest troszkę młodszy ode mnie i też niedługo kończy karierę. Natomiast co do charakterów, to takie a nie inne wrażenia wynikają z narodowości obu sędziów – jeden jest Słowakiem, drugi Rosjaninem. Andriej pochodzi z terenów, na których życie jest naprawdę bardzo wesołe. Bez względu na osobowość, obaj prezentują bardzo wysoki poziom sędziowski.
Jakie według pana są trzy cechy składające się na sędziego idealnego?
PIOTR DUDEK: To bardzo trudne pytanie. Należy zacząć od tego, że nie ma sędziów idealnych. Najpierw najważniejsze jest wsparcie w wykonywanej pracy. A jeśli chodzi już o samo sędziowanie to pełna koncentracja na całym meczu i odpowiednie przygotowanie przed meczem – zarówno teoretyczne i praktyczne. Przepisy trzeba bardzo dobrze znać żeby móc je szybko stosować. Jak do wszystkiego tak i w tej branży, potrzeba treningu.
Podczas mistrzostw świata zapytano pana, ile gwizdków ma pan w swojej kolekcji. Odpowiedział pan, że jeden. Ten jeden pojechał z panem do Rio?
PIOTR DUDEK: Tak. Mam jeden gwizdek i właśnie ten pojechał na igrzyska. Mam też oczywiście drugi w zapasie, a poza tym zawsze można jakiś kupić. Do Rio pojechał jednak ten o którym kiedyś mówiłem. Jak wrócę do kraju powieszę go na ścianie na pamiątkę…