Piotr Gacek: nie jesteśmy żadnym Kopciuszkiem
Doświadczony libero biało-czerwonych przed turniejem finałowym Ligi Światowej przekonuje, że polski zespół chce wygrać w Rio de Janeiro. – Znamy swoją wartość, ale oczywiście nie będziemy pajacować, że już teraz zawieszamy złote medale na szyi. Nikt nie ukrywa jednak, że chcemy złota – mówi 36-latek.
PLUSLIGA.PL: W tym sezonie jest pan drugim libero reprezentacji Polski. Odpowiada panu ta rola?
PIOTR GACEK: Jeżeli chodzi o moją grę to sprawa jest bardzo prosta: „Zator” jest numerem jeden, a ja jestem na wypadek jakichś kłopotów. Jeżeli trzeba dać odpocząć Pawłowi kilka akcji to ja mam być gotów. Mam świadomość, że muszę być w pogotowiu, jak każdy z nas rezerwowych. To czy zagrałem mniej czy więcej schodzi na drugi plan, liczy się to, co czeka na nas na końcu naszej drogi.
Czuje się pan „dziadkiem” w tej drużynie?
PIOTR GACEK: Chyba nie, pomimo tego, że takie żarty się zdarzają, a niektórzy z chłopaków mogliby być moimi synami, gdybym się wcześniej bardzo postarał. To tak naprawdę tylko żartobliwe podejście, bo nikt nie traktuje mnie jak dziadka. Spędziliśmy ostatnio ze sobą trzy tygodnie w rozjazdach i zobaczyliśmy, jak fajną tworzymy grupę. Uwierzcie mi, że tylu chłopa, gdy bez przerwy widzi się nawet przy wspólnych posiłkach to w końcu coś może wybuchnąć. A jednak nic takiego nie miało miejsca, więc drzemie w nas siła. Dzięki niej wygraliśmy awans do finałów w Rio. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze dobrana grupa to podstawa sukcesu w sporcie zespołowym. Można mieć gwiazdy i nic nie wygrać. My w tej chwili tworzymy fajną zgraję i to przekłada się na wyniki.
Pamięta pan swój ostatni medal w barwach reprezentacji?
PIOTR GACEK: Nawet jak mnie o to zapytasz na łożu śmierci to będę pamiętał! Wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy to są chwile, które zostaną ze mną na zawsze. Wiem, jak to smakuje, wiem jak stoi się na podium i jakie to wzruszające chwile. To mi pomaga w trudnych momentach na treningach, gdy człowiek jest wyczerpany – wtedy przypominam sobie te wspaniałe momenty triumfów i mogę znowu zasuwać.
Czego biało-czerwoni mogą dokonać w Brazylii? Jadą się sprawdzić czy wygrać?
PIOTR GACEK: Nie ma mowy o żadnych kompleksach, trzeba tylko podtrzymać dobrą dyspozycję, którą prezentowaliśmy w trakcie fazy interkontynentalnej. Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, a turniej finałowy pokaże, czy potrafimy ustabilizować naszą grę na wysokim poziomie. Zresztą nikomu z nas nie przychodzi do głowy, że pojedziemy do Rio w roli Kopciuszka. Znamy swoją wartość, choć oczywiście nie będziemy pajacować, że już teraz zawieszamy złote medale na szyi. Nikt jednak nie ukrywa, że chcemy wygrać turniej finałowy!
Tak jak inne ekipy w Rio.
PIOTR GACEK: Bo to jest finał, każda z tych drużyn przyjeżdża po medal i każda z nich może odpalić w każdym momencie. Nie będzie łatwo, nie ma mowy o spacerkach. Poza tym gramy cztery mecze pod rząd, jeżeli dobrze nam pójdzie. To będzie dla nas wielki test odporności. Jesteśmy dobrej myśli, bo mimo przebudowy składu wywalczyliśmy awans do finałów.
Dla wielu zawodników reprezentacji najtrudniejsze jest nie zmęczenie, lecz rozłąka z rodzinami. Tak samo jest u pana?
PIOTR GACEK: Akurat w moim przypadku na nic nie mogę narzekać, bo poprzednie cztery lata które były ważne dla mojej rodziny i dziecka mogłem z nimi spędzić. Teraz jest łatwiej, bo mogę córce wytłumaczyć, że gram w reprezentacji. Ona ogląda każdy mecz, kibicuje mi i wie, co robię. Ostatnio zresztą, zupełnie nieświadomie, zadrwiła ze mnie przy całej rodzinie...
Zadrwiła?
PIOTR GACEK: Na samym początku Ligi Światowej, gdy oglądała któreś ze spotkań stwierdziła, że ją oszukałem. Mówiłem przecież, że gram w reprezentacji, a ona w telewizji wyraźnie widziała, że tylko stoję! Popłakałem się ze śmiechu, a rodzina miała niezły ubaw. Czuję się teraz doskonale, bo mała mnie rozumie, a ja przez cztery lata bez kadry zdążyłem podładować akumulatory. Pomógł mi także dobry sezon w LOTOSIE Treflu, a cztery miesiące w kadrze dobrze mi zrobią. W moim wieku długa przerwa to nie jest dobry pomysł.