Piotr Gruszka: docelową imprezą sezonu są mistrzostwa Europy
Biało-czerwoni przegrali 0:3 z Rosją na inaugurację „polskiego” weekendu Ligi Światowej i mocno skomplikowali sobie drogę do Final Six. Co się stało z Polakami, że nie podjęli walki z drugim garniturem Sbornej? Odpowiedź próbuje znaleźć II trener naszej reprezentacji.
PLUSLIGA.PL: Dość niespodziewanie Polacy przegrali z Rosją 0:3. Bardziej niż wynik zdziwiła bierna postawa naszych siatkarzy. Jak to wytłumaczyć?
PIOTR GRUSZKA: Wiedzieliśmy, że Rosjanie dysponują dużym potencjałem fizycznym, ale chyba nie spodziewaliśmy się, że zaprezentują się aż tak dobrze. Zagrali dobrze praktycznie w każdym elemencie, a my nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć. Mieliśmy problem z blokiem i z obroną, co przełożyło się także na nasz atak. Nie mieliśmy zbyt wielu kierunków w ataku, było zbyt mało agresji. To wszystko zazębiło się tak negatywnie, że w każdym elemencie mieliśmy problemy, by rywalizować z Rosjanami.
Sądzi pan, że naszych siatkarzy sparaliżowała presja? Wiadomo było, że aby awansować do Final Six bez oglądania się na rywali, trzeba wygrać wszystkie trzy mecze w Polsce.
PIOTR GRUSZKA: O jakiej presji my mówimy? Z presją nie zdążyliśmy się jeszcze zderzyć. O takim uczuciu można mówić grając finał, albo ważny mecz decydujący o być albo nie być na przykład na mistrzostwach świata. Przede wszystkim, nie mieliśmy siatkarskich argumentów. Rosjanie grali prostą, schematyczną, ale bardzo skuteczną siatkówkę, parametry fizyczne zrobiły różnicę nie tylko w polu serwisowym, ale też na siatce.
To pana 15. Liga Światowa w karierze, ale pierwsza z perspektywy trenerskiej ławki. Jaka jest ta perspektywa?
PIOTR GRUSZKA: Ogólnie mówiąc, jest w porządku, praca mi się podoba. Jest inaczej niż w klubie, bo przede wszystkim jestem dużo spokojniejszy, inaczej oglądam mecz, więcej analizuję. Nie skupiam się nad emocjonalną stroną wydarzeń. Oczywiście, widzę co się dzieje, ale mam inne zadania do wykonania w trakcie meczu. Znając chłopaków i boisko, czasami podpowiadam im, dzielę się spostrzeżeniami ze swojej perspektywy.
Jest pan trenerem, który żyje z drużyną, żywo reaguje. Ciężko przyzwyczaić się do tego spokoju?
PIOTR GRUSZKA: Na pewno tak, bo emocje muszę trzymać w sobie, ale są momenty, gdy mogę powiedzieć coś od siebie. Od początku wiedziałem jaka będzie moja rola w reprezentacji - jestem tutaj do pomocy i staram się wywiązywać ze swoich obowiązków najlepiej jak potrafię. Dobrze, że czasami trzeba dodać chłopakom takiego „powera”. Jakość jest niezbędna, ale ta moc mentalna także jest ważna.
Jakie dokładnie zadania wyznaczył panu trener De Giorgi?
PIOTR GRUSZKA: Jest kilka różnych kwestii. Jeśli chodzi o sam mecz, przede wszystkim obserwuję jak funkcjonuje zespół przeciwny reagując na to, co my robimy na boisku. Są to rzeczy związane z kierunkami ataku, z techniką ataku, czyli to wszystko, co jest mi bardzo bliskie. Pewne sytuacje analizuję automatycznie, ale są to generalnie kwestie typowo techniczne. Analityczną część pracy wykonuje Oskar Kaczmarczyk. Ale też dużo ze sobą rozmawiamy, wymieniamy się spostrzeżeniami i zanim informacja dotrze do „Fefe”, wspólnie ją konsultujemy. Każdy z nas ma swoje obowiązki, ale jednocześnie, jeśli zauważamy coś istotnego, od razu dzielimy się uwagami, żeby jak najszybciej zareagować.
Zanim rozpoczął pan pracę z kadrą, wspominał pan, że będzie czuwał nad sferą mentalną drużyny. Jak to wygląda obecnie?
PIOTR GRUSZKA: Mamy od tego człowieka, który zna się na temacie i pomaga nam. Jest z nami także teraz. To Włoch, z wykształcenia pedagog. Człowiek, który dużo wie o ludzkim zachowania. Obserwuje siatkarzy, ale także nas, trenerów i sporo nam podpowiada - jak pracować, jak reagować na różne sytuacje. On zna się z „Fefe” bardzo długo i mogę powiedzieć, że bardzo dobrze się z nim pracuje.
Ja mam swój sposób na postrzeganie spraw mentalnych i staram się tę wiedzę wykorzystywać podczas codziennej pracy z chłopakami. Ale też znam swoje miejsce w szeregu i przede wszystkim skupiam się na tym, za co jestem odpowiedzialny, żeby jak najbardziej pomóc pierwszemu trenerowi. Mamy nową grupę, którą dopiero kształtujemy i to wymaga wiele pracy i zaangażowania od nas wszystkich.
Zdradzi pan jak pracuje się z Ferdinando De Giorgim? To trener, który lubi podejmować decyzje samodzielnie, czy konsultuje je ze sztabem? Na przykład w kwestii meczowej czternastki?
PIOTR GRUSZKA: Każdy trener decyduje samodzielnie, ponieważ to głównie na nim spoczywa odpowiedzialność. Na co dzień rozmawiamy ze sobą, bo po to też jest ten sztab, ale na końcu to „Fefe” decyduje. My natomiast wcześniej możemy „sprzedać” mu swoją wersję, czy swój pomysł. Przepływ informacji jest jak najbardziej OK.
To proszę powiedzieć, jaki właściwie jest ten wasz pomysł na Ligę Światową? Przyznam szczerze, że ja nie jestem do końca pewna.
PIOTR GRUSZKA: Tworzymy nową grupę, która w przyszłości ma zdobywać medale, która ma wygrywać. Mentalność zwycięzcy kształtuje się wyłącznie przez kolejne zwycięstwa, więc nie ma tu jakiejkolwiek mowy o odpuszczaniu. Normalną rzeczą jest, że przy takiej ilości meczów, jaką mamy w Lidze Światowej stawiamy także na ogrywanie zawodników, którzy dopiero wchodzą do kadry. Docelową imprezą tego sezonu są mistrzostwa Europy, ale żeby stworzyć coś dobrze funkcjonującego w każdym elemencie, trzeba przejść pewien etap. W trakcie tego etapu zdarzają się porażki, które także budują grupę, dają lekcję na przyszłość.