Piotr Gruszka: ruszcie się z kanap!
Jeden z najbardziej cenionych i lubianych siatkarzy nie marnuje czasu. Po zakończeniu zawodniczej kariery spróbował swych sił jako szkoleniowiec. Po rozstaniu z BBTS-em Bielsko-Biała postawił na promowanie zdrowego trybu życia i doskonalenie trenerskiego fachu. W rozmowie z plusliga.pl opowiada o swoich planach na przyszłość oraz o tym, czy Bartosz Kurek dobrze zrobił zmieniając pozycje na boisku.
PLUSLIGA.PL: Za panem pierwszy sezon w roli szkoleniowca. Pana podopieczni z BBTS-u Bielsko-Biała zajęli 13. lokatę w PlusLidze. Mogło być lepiej?
PIOTR GRUSZKA: Zdaję sobie sprawę, że wynik osiągnięty przez moją drużynę może być oceniany różnie. Niestety zdarzył się taki mecz, który w pewnym sensie przekreślił obraz całego sezonu – w rywalizacji o 10. miejsce, z Będzinem. To na pewno rzutowało na końcową ocenę naszych występów. Jest sporo wniosków do wyciągnięcia, ale już nie pod moją wodzą. Teraz jest Krzysiek Stelmach i życzę mu, żeby spróbował zbudować zespół na miarę oczekiwań ludzi, którzy są w środowisku, a przede wszystkim dla kibiców. Ich jest mi najbardziej szkoda, bo od lat czekają na dobry zespół, tęsknią za siatkówką, w której ja uczestniczyłem kilkanaście lat temu.
Sezon nie był udany, ale czy mimo to połknął pan trenerskiego bakcyla?
PIOTR GRUSZKA: O tym, że praca w trenerskim fachu jest trudna, wszyscy mówią. Dla mnie jest przede wszystkim bardzo inspirująca, stawiająca sporo wyzwań. Wiele się nauczyłem patrząc na siatkę z innej strony i faktycznie, wszystko wygląda zupełnie inaczej. Oczywiście, jest znacznie więcej pracy, bo trzeba poustawiać czternastu ludzi, stworzyć dobrze funkcjonującą na boisku grupę. Nie wiem czego zabrakło, żeby dalej prowadzić zespół, ale jakieś warunki nie zostały spełnione i nastąpiło rozstanie.
Oficjalna wersja klubu mówi o tym, że włodarze mieli inną wizję drużyny, niż pan. Tak było?
PIOTR GRUSZKA: Kiedyś już to skomentowałem i chyba czas zamknąć ten temat. W każdym razie, nie porozumieliśmy się, bo żeby się porozumieć, trzeba porozmawiać. Wstępną wolę pozostania w Bielsku-Białej miałem, skończyło się jak się skończyło. Teraz na pewno wykorzystam czas na realizację swoich projektów. Zamierzam także szkolić swój warsztat trenerski, pojeździć do klubów, poprzyglądać się. Bardzo mnie cieszy, że wszyscy trenerzy, z którymi pracowałem i wszyscy w ogóle zapraszają mnie do siebie. Przez ten sezon w BBTS-ie dotknąłem trenerskiej praktyki, teraz chciałbym poduczyć się teorii, podejrzeć jak pracują inni – choćby Andrea Anastasi czy Fefe De Giorgi. Mam też plan, żeby wyjechać do Włoch albo Turcji i tam szlifować warsztat. Różnie może być w przyszłości, może jakiś klub zechce skorzystać z mojej pomocy. Chciałbym być na to w pełni gotowy. Jedno jest pewne – chcę pozostać na rynku siatkarskim, a czas pokaże w jakiej roli.
Na razie zajęć panu nie brakuje – został pan ambasadorem Kinder+Sport, są jeszcze inne pomysły na promowanie zdrowego tryby życia…
PIOTR GRUSZKA: Tak, przede wszystkim Gruszka Cup, który prowadzę już drugi rok, ale chciałbym tę akcję bardziej rozwinąć. To rodzinny turniej siatkówki, w którym uczestniczą dowolnie zestawione pary. Chodzi o to, by wspólnie bawić się siatkówką, żeby rodzice, którzy w dzisiejszych czasach są megazapracowani mogli spędzić czas wspólnie ze swoimi dziećmi, przeżywając różnorodne emocje. Ludzie są zadowoleni, że w tych niezwykle zapracowanych czasach ktoś jest w stanie zorganizować im tego typu zajęcie. Chcę z tą akcją ruszyć w Polskę, wyciągnąć z kanapy i sprzed komputera jak najwięcej dzieci. Jest to moim zdaniem bardzo potrzebne. Drugim pomysłem, który realizuję wspólnie z trenerką Adą Palką z Krakowa są rodzinne wyjazdy. Sam, jako rodzic wiem jak trudno jest zorganizować dzieciom czas na wyjeździe. Wychodzimy więc naprzeciw potrzebom rodziców i organizujemy treningi – Ada pracuje z kobietami, ja z mężczyznami, wspólnie prowadzimy treningi z dziećmi, tak żeby każdy znalazł dla siebie sposób na aktywne spędzanie wolnego czasu. Idea ta cieszy się coraz większą popularnością i chcemy ją jeszcze bardziej rozpropagować.
Skupiacie się tylko na sporcie?
PIOTR GRUSZKA: Nie, traktujemy sprawę kompleksowo. Korzystamy z konsultacji żywieniowych, z motywatorów, mamy wielu różnych gości. Ktoś powiedział, że rodzice są obrazem aktywności dzieci. Dlatego też chcemy przekonać rodziców, żeby żyli zdrowo i aktywnie, bo wtedy będzie im łatwiej przekazywać dobre wzorce dzieciom. Widzę to po własnych dzieciach, które chcą być aktywne, bacznie obserwują co my jemy, pytają dlaczego wybieramy dane produkty. Uważam, że takie programy aktywności są bardzo potrzebne.
Faktycznie jest aż tak źle z kondycją polskich dzieci, jak przekonują niektóre źródła?
PIOTR GRUSZKA: Z badaniami różnie bywa, ale ostatnio czytałem dane, które mówią, że jesteśmy w ścisłej europejskiej czołówce pod względem otyłości dzieci. Jest to straszne, ale chyba też znamionuje dzisiejsze, trudne czasy. Rodzice pracują do rana do wieczora, potem potrzebują chwilę na regenerację i siłą rzeczy nie mają czasu dla dzieci, odsyłając je do komputera czy iPada, potem szybkie odrabianie lekcji i tak leci dzień za dniem, nikt nie zastanawia się nad tym, że brakuje ruchu. Ktoś wiec musi im to pokazać, najlepiej w jak najbardziej atrakcyjny sposób. Ale dobrze jest zacząć choćby od spacerów czy jazdy na rowerze, cokolwiek, z czasem sięgając po coraz bardziej profesjonalne formy aktywności. Najważniejsze, by pokazać dzieciom korzyści płynące z aktywnego życia. Na naszym pierwszym wyjeździe rodzinnym mieliśmy z Adą rozruchy o 7.30 rano. Nie jestem śpiochem, ale nie zawsze wstaję o tej porze, a co dopiero mówić o bieganiu. Tymczasem okazało się, że dzięki temu miałem energię na cały dzień i nawet nie pomyślałem o jakiejś popołudniowej drzemce, do której byłem przyzwyczajony jako zawodnik. Tak właśnie działa grupa – daje mnóstwo energii, ludzie nawzajem się motywują. Wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo jako zawodowy siatkarz zawsze wszystko miałem zorganizowane, byłem zaprogramowany, żeby żyć aktywnie. Teraz, jako sportowiec chciałbym przekazać ludziom, że fajnie jest żyć aktywnie i szkoda czasu na siedzenie w domu.
Nie mogę nie zapytać o naszą, nieco odmienioną kadrę narodową. Nie ma w niej Mariusza Wlazłego i Michała Winiarskiego, ale okazuje się, że potencjał wciąż jest spory.
PIOTR GRUSZKA: Odeszli zawodnicy, którzy byli filarami reprezentacji, a mimo to kadra wciąż bardzo dobrze się prezentuje, widać jak wielki kolektyw tworzy. Bardzo mi się to podoba. Po Fabianie Drzyzdze widać, że jest bardzo pewny tego, co robi. Pojawił się Mateusz Bieniek i prezentuje się tak, jakby miał bogate doświadczenie, w ogóle nie sprawia wrażenie debiutanta. To oznacza, że grupa bardzo dobrze funkcjonuje, że błyskawicznie akceptuje zmiany, nowości. Dla mnie osobiście największym killerem, który pokazuje kawał charakteru jest Misiek Kubiak, niesamowicie podoba mi się jego postawa. Jest gościem, który swoją ekspresją, swoim zachowaniem ciągnie drużynę, trudno go złamać. A jak ciężko złamać Michała, to tak samo jest z całym zespołem.
Wrócił do kadry Bartosz Kurek, ale zmienił pozycję. Pan jako zawodnik zmierzył się z podobnym wyzwaniem.
PIOTR GRUSZKA: Oglądałem Bartosza w akcji i nawet chwilę z nim rozmawiałem o tej zmianie. Dla ludzi, którzy nie do końca znają siatkówkę, pewnie nie ma większej różnicy czy ktoś atakuje z pierwszej czy drugiej linii. Tak naprawdę jest to spora różnica. Inny sposób i czas nabiegu, piłkę trzeba inaczej uderzyć, w innych kierunkach, inaczej przepuszcza się piłkę, inny jest kąt ataku, naprawdę tych różnic jest sporo. Bartosz mówił mi, że początkowo miał problemy z dopasowaniem tego wszystkiego, ale teraz widać, że dobrze współpracuje z Fabianem, przede wszystkim jeśli chodzi o szybkość wystawy, że czuje się swobodnie na nowej pozycji. To bardzo ważne, bo mieć na ataku takiego olbrzyma, z takim potencjałem, to ogromny atut.
Nie przeszkodzi mu fakt, że w klubie prawdopodobnie będzie grał jako przyjmujący?
PIOTR GRUSZKA: Tego jeszcze nie wiemy, być może i w Rzeszowie zagra po przekątnej z rozgrywającym. Ale spójrzmy na to inaczej. Największym atutem Bartosza jest atak, trudno więc nie wykorzystać takiego atutu. Jako że w Rzeszowie jest także Jochen Schöps, potencjał Bartosza można wykorzystać na różne sposoby. Przecież w kadrze też są ustawienia, w których staje do przyjęcia. To, że nauczy się atakować także z drugiej linii jeszcze podniesie jego wartość, co pokazuje choćby Matthew Anderson, który niezależnie na której pozycji gra, jest bardzo dobrym zawodnikiem.
Ale sam Anderson jasno mówi, że wolałby grać tylko jako przyjmujący.
PIOTR GRUSZKA: Różnica jest taka, że przyjmujący bierze więcej udziału w grze, praktycznie cały czas ma kontakt z piłką. Atakujący ma o tyle utrudnione zadanie, że zazwyczaj dostaje te najbardziej wymagające piłki, po trudnych obronach i często musi mierzyć się z potrójnym blokiem. Jest to trochę większa odpowiedzialność, a mniejszy udział w grze. Nie wiem dokładnie jak na tę kwestię zapatruje się Bartosz, ale tym, co pokazuje na boisku udowadnia, że odnalazł się w nowej roli. Pokazuje, podobnie zresztą jak cały zespół, że gra dla kogoś, dla drużyny, nie dla samego siebie.
Antiga znalazł złoty środek?
PIOTR GRUSZKA: Jako zawodnik Stephane często był kapitanem, był też zawodnikiem z ogromnym autorytetem. Teraz jako trener idzie podobną ścieżką i fajnie, że to się sprawdza. W tamtym roku nie było żadnego problemu z motywacją, bo mieliśmy mundial u siebie i to było wystarczającym impulsem. O tyle wiec Antiga miał łatwiej. Ale już zbudowanie zespołu, podejmowanie decyzji kto ma grać, a kto nie mając w zanadrzu kilkunastu bardzo dobrych zawodników, to duża jego zasługa. Sportowo na pewno pomógł mu Blain, ale taki też był pomysł.