Piotr Hain: głupie błędy naszą zmorą
- Popełniliśmy bardzo dużo własnych błędów w ataku, na zagrywce wpadały nam jakieś takie głupie „babole”. Myślę, że bardziej pogrążaliśmy się sami, niż czyniła to gra jastrzębian - skwitował środkowy bloku olsztynian po przegranym 0:3 spotkaniu z Jastrzębskim Węglem.
PlusLiga: Po pokonaniu Asseco Resovii spodziewaliście się chyba trochę innego wyniku w Jastrzębiu?
Piotr Hain: Na pewno jakoś tam rozbudziliśmy sobie apetyty, ale też myślę, że raczej twardo stąpamy po ziemi i wiedzieliśmy, że w Jastrzębiu będzie ciężko wygrać. Poza tym, podeszliśmy do tego spotkania jak do każdego innego - graliśmy najlepiej jak mogliśmy. Niestety, Jastrzębski Węgiel był poza naszym zasięgiem.
- Mieliście spore problemy z rozczytaniem Michała Masnego.
- Michała zawsze jest trudno rozczytać, taki ma styl gry, nieczytelny dla blokujących i to jest jego atut. Wykonał dobrą robotę, nam utrudnił życie, a swoich zawodników mocno wypromował.
- A w waszej drużynie co nie zagrało?
- Popełniliśmy bardzo dużo własnych błędów w ataku, na zagrywce wpadały nam jakieś takie głupie „babole”. Myślę, że bardziej pogrążaliśmy się sami, niż czyniła to gra jastrzębian, choć oczywiście, ich postawa też była ważna.
- W pierwszym secie długo walczyliście z JW jak równy z równym. Potem przydarzyły się 2-3 sporne decyzje sędziów i pana drużyna bardziej zaczęła się skupiać na kontestowaniu tych decyzji, niż na grze. Za szybko ucieka koncentracja?
- Może nie w każdym meczu, ale w niektórych na pewno popełniamy za dużo błędów i to jest naszą zmorą. Dla przykładu, w konfrontacji z Rzeszowem nie zaliczyliśmy zbyt wielu błędów, potrafiliśmy nawiązać z nimi walkę i koniec końców wygrać. Tu mamy zatem spore pole do popisu - musimy ograniczyć liczbę własnych pomyłek i przede wszystkim, zacząć grać regularnie. Nie może być tak, że w jednym meczu gramy hurra super, a w następnym tak, jak choćby z Jastrzębiem.
- Olsztyn zajmuje aktualnie 12. lokatę w tabeli. Pozostało niewiele do wywalczenia…
- Ale wciąż jest o co się bić. Sezon i ten cały system rozgrywek, który nie za bardzo rozumiem, chociaż czytałem regulamin wiele razy, daje nam jeszcze możliwość zajęcia lepszego miejsca. Nie do końca wiem jak to się będzie potem odbywało, ale tak czy inaczej, motywacji mamy sporo. Zwłaszcza że teraz czekają nas starcia z rywalami, którzy znajdują się w naszym bezpośrednim sąsiedztwie w tabeli, powalczymy więc o jak najlepszą lokatę w rundzie zasadniczej. Mocno skupiamy się na tych meczach, przygotowujemy się do nich i mam nadzieję, że nasze ciężkie treningi - bo teraz bardzo mocno trenujemy - zaprocentują i szczyt dyspozycji przyjdzie w odpowiednim momencie.
- Od niedawna pracujecie z Andreą Gardinim. Proszę zaspokoić moją ciekawość i zdradzić jak to wygląda z punktu widzenia zawodnika, gdy w środku sezonu następuje zmiana trenera?
- Ja przeżyłem w Olsztynie już dość dużo i pewne rzeczy, szczerze mówiąc, za bardzo mnie nie ruszają. Pamiętam, że kiedy kilka lat temu przyszedł za Mariusza Sordyna trener Cretu, który teraz pracuje w Lubinie, było w miarę podobnie, jak obecnie - świeży powiew, inaczej zaczęliśmy trenować, przestała wkradać się stagnacja. Takie jest życie trenera i nas, zawodników, że niejednokrotnie doświadczamy podobnych historii. Zespołowi nie idzie i coś trzeba zmienić. Kto ma za to „beknąć”? Najczęściej jest to trener, czasami zawodnicy. Na to trzeba być przygotowanym, choć na pewno nie była to dla nas komfortowa sytuacja, bo jednak z trenerem Stelmachem w tamtym roku naprawdę dobrze się współpracowało, w dużej mierze dzięki niemu zespół zajął 5. miejsce w rozgrywkach. W tym roku miało to wyglądać trochę inaczej, ale nie ma co roztrząsać tematu, jest już nowy szkoleniowiec i miejmy nadzieję, że ta zmiana wyjdzie drużynie na dobre.
- Coś jeszcze się zmieniło poza tym, że mocniej pracujecie na treningach?
- Na pewno trochę zmienił się też system gry, czyli to, co mamy robić na boisku. Trener Gardini jest też trochę innym człowiekiem prywatnie i na pewno to również, przynajmniej dla niektórych, ma jakieś znaczenie. W sumie, trener Stelmach przez całe swoje siatkarskie życie grał we Włoszech, a Andrea Gardini jest Włochem, więc to mówi samo za siebie. Wszystko raczej jest zbliżone i nie ma dużego przeskoku, różnice są w niuansach.
- Jednym z nich jest chyba niesamowity spokój Gardiniego, który przez cały mecz pozostaje praktycznie niewzruszony?
- Faktycznie, trener jest spokojnym człowiekiem, aczkolwiek na treningach zdarza mu się podnieść głos i powiedzieć kilka gorzkich słów. Jak to się mówi, każdy kij ma dwa końce, choć miejmy nadzieję, że nie, ale pewnie jeszcze niejednokrotnie będzie nam dane zobaczyć tę nieco bardziej wzburzoną stronę trenera Gardiniego.
Powrót do listy