Piotr Kantor: musimy jeszcze dorosnąć
W marcu było głośno o naszych zawodniczkach i zawodnikach grających w siatkówkę na plaży. Piotr Kantor i Bartosz Łosiak wygrali Rio Grand Slam, a miejscem rywalizacji była słynna Copacabana, gdzie w sierpniu rozegrany zostanie olimpijski turniej.
PLUSLIGA.PL: Z Rio wróciliście jako zwycięzcy, ze złotym medalem. Czy ten mecz finałowy jest jeszcze w waszych głowach czy wyrzuciliście go zaraz po odebraniu medali?
Piotr Kantor: Może nie od razu się zrestartowaliśmy, ale następnego dnia już nie za wiele o tym myśleliśmy. Lecieliśmy na kolejny turniej do Vitorii i skupialiśmy się głównie na nowym celu.
W półfinale pokonaliście Mariusza Prudla i Grzegorza Fijałka. Co powiedziała wam po meczu tak doświadczona para?
PIOTR KANTOR: Życzyli nam powodzenia i zdobycia złotego medalu mimo, że byli oczywiście, trochę zdenerwowani porażką. Razem z Bartkiem zagraliśmy dobre spotkanie i dla publiczności i dla nas. Był to widowiskowy mecz, zakończony akurat naszym zwycięstwem. My również życzyliśmy im powodzenia w walce o brąz - żeby było polskie podium, tak jak rok wcześniej.
Czy to zwycięstwo w Brazylii miało dodatkowy smak, biorąc pod uwagę fakt, że pokonaliście brązowych medalistów Mistrzostw Świata i to w dodatku na ich terenie?
PIOTR KANTOR: Mówiąc szczerze nie patrzyliśmy na nich jak na brązowych medalistów Mistrzostw Świata. Skupialiśmy się raczej na każdym kolejnym meczu. Prawda jest taka, że jeśli patrzyło się na „drabinkę” i widziało z kim kolejno gramy, to myślę, że kibice nie spodziewali się, że możemy dojść do finału. Najpierw graliśmy z parą Dalhausser-Lucena, czyli nową-starą parą, bo kiedyś już ze sobą występowali. Dodatkowo są to bardzo utytułowani zawodnicy, zdobywający medale zarówno na Igrzyskach Olimpijskich, jak i na Mistrzostwach Świata i wielu innych imprezach. Potem graliśmy z Mariuszem i z Grześkiem, których nie muszę przedstawiać, bo wszyscy wiedzą jakie mają osiągnięcia i co sobą prezentują. Wygraliśmy oba te spotkania i to nam dało siłę, żeby zagrać w finale i zrewanżować się Pedro Solbergowi i Edvandro za poprzedni rok, za Stavanger w Norwegii.
Publiczność na pewno z typowym dla siebie temperamentem wspierała swoją drużynę. Czuliście presję?
PIOTR KANTOR: Najbardziej lubię grać przed własna publicznością, kiedy mi ludzie dopingują, jeśli jednak ktoś mi „źle życzy”, jest to dla mnie motywujące i lubię go uciszać. Zazwyczaj w sporcie jest tak, że jak ktoś głośno kibicuje, a jego drużyna zaczyna przegrywać to milknie, milknie, aż w końcu zapada cisza. Ja osobiście lubię taką atmosferę.
Finał w Rio był dla ciebie szczególnym przeżyciem i zapowiedzią Igrzysk?
PIOTR KANTOR: Wydaje mi się, że nie sam finał w Rio, ale finał Grand Slamu w siatkówce seniorskiej. To był dla nas szczególny moment, gdy mogliśmy wysłuchać na podium Mazurka Dąbrowskiego.
Na Copacabanie czuć już atmosferę Igrzysk Olimpijskich czy raczej atmosferę przygotowań?
PIOTR KANTOR: Wydaje mi się, że bardziej czuć atmosferę przygotowań i testów. Właśnie sprawdzany był system challenge, a na plaży pierwszy raz się z czymś takim spotkaliśmy. To bardzo ciekawe rozwiązanie, choć jeszcze niedopracowane w 100%. Sami mielimy możliwość skorzystania z niego i prawda jest taka, że system nie zauważył tego, co my widzieliśmy na powtórce. Nie jest to więc jeszcze w pełni gotowe, ale na pewno idzie w dobrym kierunku.
Kolejnym turniejem w jakim startowaliście był Vitoria Open. Czuliście gorycz porażki? Czy jednak zwycięstwo z Grand Slamu wam ją osłodziło?
PIOTR KANTOR: Nie traktujemy tego w kategorii porażki. Jesteśmy pod wrażeniem tych wszystkich zawodników, którzy od wielu lat są w czołówce światowej i cały czas grają na wysokim poziomie. Tak naprawdę, po raz pierwszy zobaczyliśmy z Bartkiem, jakim wysiłkiem jest grać na stałym poziomie w siatkówce seniorskiej. W ciągu sześciu dni zagraliśmy dziewięć bardzo wyczerpujących spotkań, bo nie graliśmy z żadnymi słabszymi parami tylko raczej z doświadczonymi zawodnikami, gdzie musieliśmy dać z siebie 100%. Kosztowało nas to bardzo dużo wysiłku i zdrowia, o czym świadczył chociażby brak Bartka na konferencji, który z powodu drobnego urazu „odwiedził” lekarza.
Czyli wasze zdrowie trochę ucierpiało podczas tak intensywnego rytmu gry?
PIOTR KANTOR: Tak. Myślę, że musimy jeszcze trochę dorosnąć do pełnego wejścia w siatkówkę seniorską i utrzymywania stałego poziomu. Muszę przyznać, że fizycznie nie jesteśmy do tego tak doskonale przygotowani, jak inni gracze.
Jesteście już myślami na Igrzyskach czy raczej krok po kroku realizujecie kolejne cele – zwycięstwa w kolejnych Grand Slamach i innych turniejach?
PIOTR KANTOR: Krok po kroku organizujemy swoją grę. Na Igrzyskach będziemy dopiero, kiedy tam polecimy. Niczego nie przyspieszamy, skupiamy się na każdym kolejnym turnieju. W żadnym wypadku jeszcze nie czujemy się olimpijczykami.