Piotr Łukasik: ciągle szukam swojej siatkarskiej tożsamości
Sześć lat temu był wymieniany w gronie wielkich talentów, ale kontuzja więzadła krzyżowego skazała go na ponad roczny rozbrat z siatkówką. Jeden z największych pechowców młodego pokolenia przed trwającym sezonem znów nabawił się urazu, łydki, ale powoli wraca już do pełni sił. Ma nadzieję, że w barwach BBTS-u Bielsko-Biała w końcu pokaże na co go stać.
Na razie jednak BBTS ma mocno pod górkę. Przegrał wszystkie sześć meczów w PlusLidze i okupuje ostatnią lokatę w klasyfikacji. Być może już w najbliższą sobotę, w starciu z GKS-em Katowice bielszczanie w końcu odbiją się od ligowego dna.
PLUSLIGA.PL: Sześć meczów i sześć porażek nie napawa optymizmem. Jesteście na siebie źli czy raczej przygnębieni sytuacją zespołu?
PIOTR ŁUKASIK: Ja jestem przede wszystkim smutny, bo sytuacja naszej drużyny z meczu na mecz wygląda gorzej, przegraliśmy sześć spotkań z rzędu. Można szukać usprawiedliwienia w tym, że na razie walczyliśmy z rywalami, którzy potencjalnie są gdzieś tam w pierwszej szóstce, czy ósemce.
Może poza Cerradem Czarni Radom, bo to chyba przeciwnik, z którym, przynajmniej teoretycznie, powinniśmy stoczyć bardziej wyrównaną batalię?
PIOTR ŁUKASIK: Nie skreślałbym radomian. Może mieli trochę słabszy początek, ale identycznie było w zeszłym roku - mając podobny skład, też nie zaczęli najlepiej. To jest zespół z bardzo dobrymi zawodnikami i na pewno będą postrachem dla tych lepszych od siebie, a z takimi jak my, czyli teoretycznie słabszymi, będą punktować. Jeśli chodzi o BBTS, szukamy pozytywów gdzie możemy. Na treningach pracujemy nad tym, co nam ciągle nie wychodzi i liczymy, że w końcu nastąpi przełamanie, bo te porażki trochę nas przygniatają. Nie jest łatwo odbić się z tego dołu, ale w każdym meczu podejmujemy rękawicę i robimy co możemy, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Z utęsknieniem czekamy na to pierwsze zwycięstwo, mając nadzieję, że będzie ono takim momentem zapalnym - kiedy to wszystko nad czym pracujemy na treningach, zacznie przekładać się na realia meczowe.
Miałam okazję oglądać spotkanie BBTS-u Bielsko-Biała z Jastrzębskim Węglem i momentami wasza gra wyglądała naprawdę dobrze, potrafiliście postraszyć przeciwników zagrywką. Czyli potencjał jest?
PIOTR ŁUKASIK: Mecz z Jastrzębiem wyglądał zupełnie inaczej niż ten w Radomiu, były fragmenty dobrej gry. Na razie są to pojedyncze chwile, gdy gramy z rywalem równorzędnie. Potem przychodzi jakieś rozprężenie i zaczynamy popełniać proste błędy, na które nie ma miejsca w PlusLidze. Każdy oponent będzie takie błędy wykorzystywał i nam odjeżdżał. A nie jesteśmy zespołem, który w końcowej fazie seta potrafi odrobić pięć punktów i dogonić rywala. My musimy robić przewagę jak najszybciej i potem trzymać dystans aż do końca. Dużo pracy przed nami, ale wiemy nad czym musimy się pochylić. Idziemy w dobrą stronę i to na pewno w końcu przełoży się na tak wyczekiwane przez nas wszystkich zwycięstwo.
Na czym przede wszystkim budujecie optymizm?
PIOTR ŁUKASIK: Są jednostki treningowe, kiedy naprawdę pokazujemy, że każdy z nas, indywidualnie potrafi grać w siatkówkę. W trakcie meczu następuje jakaś blokada i popełniamy błędy, które na treningach nam się nie zdarzają, mamy przestoje. Potrzeba nam cierpliwości przede wszystkim oraz nieustannego doskonalenia każdego z siatkarskich elementów.
Po trwającym sezonie aż trzy drużyny opuszczą PlusLigę. Pojawił się już z tyłu głowy mały alarm?
PIOTR ŁUKASIK: Alarm może jeszcze nie dzwoni, bo wszyscy wiemy o co gramy i każdy z nas zna regulamin - jeśli nie będziemy wygrywać, to nie będziemy piąć się w górę tabeli. A na razie jesteśmy na ostatnim miejscu. Czasu jeszcze trochę jest, meczów do rozegrania też, więc trzeba zacząć zdobywać punkty. Chociaż cele postawione nam przez zarząd będą trudne do spełnienia.
Jakie są te cele?
PIOTR ŁUKASIK: Najlepiej awans do pierwszej ósemki, a jeśli nie, to miejsce w dziesiątce minimum. Ale my mamy swoje cele - chcemy przede wszystkim zbudować zespół, który będzie zagrożeniem dla każdego przeciwnika i będzie punktował z drużynami, które są na podobnym poziomie jak my, czyli mają problemy z tymi najmocniejszymi.
To pana pierwszy sezon w BBTS-ie, ale pewnie pan wie, że od kilku lat, praktycznie co roku zmienia się tam trener i ponad połowa składu. Na ciągłych roszadach raczej nie da się zbudować monolitu?
PIOTR ŁUKASIK: Bielsko od kiedy jest w PlusLidze okupuje raczej miejsca w dolnej części tabeli, więc siłą rzeczy zmiany są potrzebne, bo szuka się tego dobrego zestawienia, zawodników, którzy stworzą zespół będący w stanie dobrze funkcjonować w lidze. Wiadomo, że większa stabilizacja składu pozwoliłaby być może lepiej rozpocząć sezon, ale taka jest polityka klubu. Cóż, w tej chwili mamy na koncie sześć porażek, ale to wciąż początek rozgrywek i jeszcze wszystko może się wydarzyć. My wierzymy w siebie i dalecy jesteśmy od tego, by cokolwiek przekreślać. Jesteśmy trochę przybici, bo nikt nie lubi przegrywać, szczególnie 0:3.
Poprzednie trzy sezony spędził pan w I lidze. Ciężko wraca się do walki w najwyższej klasie rozgrywkowej?
PIOTR ŁUKASIK: Przede wszystkim, z poślizgiem wracam do rytmu meczowego, bo w drugim miesiącu okresu przygotowawczego przytrafiła mi się kontuzja łydki i miałem pięć tygodni przerwy. Dopiero więc zaczynam budować dyspozycję sportową. Mam pewne zaległości fizyczne i techniczne, ale to jest przede wszystkim pokłosie przerwy w grze. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że jest spora różnica między I ligą, a PlusLigą. Tam też są dobre drużyny i dobrzy zawodnicy, ale inna jest ta cała otoczka, profesjonalizm. W PlusLidze grają mistrzowie świata sprzed trzech lat, bardzo dobrzy reprezentanci innych krajów, jest to potężna siła i na pewno będę potrzebował trochę czasu, żeby wszystkie te swoje braki, które w I lidze też mi dokuczały, umiejętnie zakryć i aby te mocniejsze strony uwypuklić.
Przed sezonem 2011/12 był pan wymieniany w gronie wielkich talentów. Potem przyszła kontuzja więzadła. Co teraz musi się darzyć, czego pan potrzebuje, żeby ten talent w końcu rozbłysnął?
PIOTR ŁUKASIK: Nie nazywałbym już siebie utalentowanym zawodnikiem. To było sześć lat temu, teraz realia się zmieniły, minął czas, gdy byłem lepszy niż moi rówieśnicy. Zawodnicy w moim wieku, których kilka lat temu okrzyknięto talentami, dziś stanowią o sile ligi, tak chyba mogę powiedzieć - Maciek Muzaj, Bartek Bednorz to chłopaki w moim wieku i oni są daleko przede mną. Są dziś gwiazdami, a ja gdzieś stanąłem w rozwoju i cały czas szukam swojej siatkarskiej tożsamości. Dziś najbardziej chcę, żeby gra przynosiła mi przyjemność i była jak najbardziej efektywna dla mojego zespołu. Żebym trener tak ustawił mnie na boisku, abyśmy wspólnie wygrywali mecze.
Zastanawia się pan czasami co by było, gdyby nie to nieszczęsne więzadło?
PIOTR ŁUKASIK: Upłynęło już tyle czasu, że wszystkie te żale, które miałem do różnych swoich decyzji życiowych zostawiłem poza sobą. Były błędy moje, różnych innych ludzi, dużo czynników nałożyło się na to, co się stało. Po kontuzji więzadła krzyżowego wciąż można się rozwijać. Mnie się to nie udaje, jakoś stanąłem w miejscu. Ten ostatni sezon tchnął we mnie trochę optymizmu i dlatego postanowiłem wrócić do PlusLigi i jeszcze raz wykonać krok naprzód. Teraz znów przydarzyła się kontuzja. Daję sobie dwa-trzy tygodnie czasu, żeby dojść do dobrej formy i mam nadzieję, że potem pokażę progres, że będę w stanie dać zespołowi coś wartościowego, bo wszystkim nam zależy, by dorzucić swoją cegiełkę do dobrego funkcjonowania zespołu.