Piotr Makowski: z optymizmem w przyszłość
Siatkarze Delecty ciężko pracują na treningach, by jak najlepiej przygotować się do startu sezonu. - Ciężko trenujemy. Chłopcy przychodzą jednak z zapałem na treningi - przyznaje szkoleniowiec bydgoskiej drużyny, Piotr Makowski.
- Anna Falk: Trenujecie już ponad tydzień. Jak wypadają zawodnicy po tej wakacyjnej przerwie?
- Piotr Makowski: Wyglądają dobrze, wszyscy dbają o siebie. Każdy dostał rozpiskę od Wojtka Janasa i trenował indywidualnie.
- Trenowaliście już również w hali. Zawodnicy rwą się do gry?
- Ciężko trenujemy. Chłopcy przychodzą jednak z zapałem na treningi, szczególnie Ci starsi pokazują młodszym, że można. Nie było takiej sytuacji, że pojawiła się jakaś niechęć do treningów. W środę nieco zmodyfikowaliśmy plany, ponieważ obejrzeliśmy razem mecz Polska - Rosja i to było zamiast treningu.
- Do drużyny dołączył już Dawid Konarski, który trenował z kadrą narodową. Duża różnica jest pomiędzy nim, a pozostałymi zawodnikami? Jest chyba na nieco innym etapie?
- Dawid trenował z kadrą, ale też jest po urlopie, także myślę, że startujemy prawie z tego samego pułapu. Oczywiście miał możliwość skorzystania jeszcze z kilku dni wolnych, ale sam zdecydował, że zaczyna trenować. Chwała mu za to.
- Tak jak już wcześniej mówiliśmy, utrzymaliśmy trzon zespołu i dodatkowo trenujemy w komplecie. To może być naszym atutem? Jesteśmy o krok przed pozostałymi drużynami?
- I tak i nie. Są dwie wersje wydarzeń. Trzon zespołu został utrzymany. Pożegnaliśmy się z Wojtkiem Gradowskim, Rafałem Obermelerem, Michałem Cervenem i Anttim Siltalą, z różnych zresztą powodów, ale na pewno nie takich, że ich nie chcieliśmy. Na przykład Wojtek Gradowski to bardzo ciekawy zawodnik, jednak zupełnie niewykorzystany w poprzednim sezonie, a potrafi grać i żal byłoby go trzymać na ławce rezerwowych i nie wykorzystywać jego umiejętności, w związku z tym podjęliśmy decyzję, że się z nim rozstaniemy. Ten trzon faktycznie został utrzymany i w tym momencie myśleliśmy, żeby ten zespół co najmniej na jednej albo dwóch pozycjach wzmocnić. Na razie finansów wystarczyło na tyle, by utrzymać trzon. Wrócił do nas nasz wychowanek, Tomek Wieczorek i mam nadzieję, że godnie zastąpi Michała Cervena. Myśleliśmy również o tym, że w miejsce Anttiego Siltali pozyskamy jeszcze lepszego zawodnika, ale jak mówię, wszystko ograniczają finanse. Wszystko mierzymy na miarę tego, co posiadamy i jestem pewien, że to wystarczy, żeby prezentować się dobrze. Czy lepiej, tego nie wiem, bo w poprzednim sezonie naprawdę graliśmy bardzo dobrze, zobaczymy na ile to wystarczy.
- Nie sposób nie zapytać o igrzyska. Brazylia, Włochy, Rosja i Bułgaria. Czy któryś z tych ćwierćfinałowych wyników Pana zaskoczył?
- Na pewno Bułgarzy w półfinale to takie dość duże zaskoczenie, po tych przejściach, jakie mieli w ostatnich miesiącach. Ale widocznie takie przejścia cementują zespół. Pokazali Niemcom w tym ćwierćfinale, jak się gra w siatkówkę. Nie pozostawili złudzeń i cienia wątpliwości, kto ma awansować. Z pozostałych drużyn, dwie zrezygnowały z występów w finale Ligi Światowej, odpuściły i widocznie ta droga też się sprawdziła. Dla nas Liga Światowa to był taki kolejny etap przygotowań do igrzysk i do tego, by lepiej grać w następnym roku. Świetnie, że chłopaki Anastasiego to wykorzystali. Wygrali Ligę Światową, ale tak się czasami zdarza, że trzeba coś przegrać, żeby później pójść do przodu. Trzeba wierzyć, że za cztery lata ten zespół będzie gotowy do tego, żeby wygrać.
- No właśnie, co mogło być przyczyną tej porażki z Rosją? Mogło być tak, że ten mecz przegrali też w głowach?
- Tak na moje oko, myślę, że mogło być tak, że jednak byli trochę podmęczeni fizycznie, ale z jakiego powodu, to nie wiem. To zmęczenie mogło jednak też wynikać z długiego sezonu reprezentacyjnego, bez przerw, z szeregiem zwycięstw, także to wszystko się skumulowało. Trudno, taki jest sport, trzeba to przyjąć z godnością, ale nie potępiać, tylko patrzeć z optymizmem w przyszłość.
- Pojawiły się komentarze, że zawodnicy byli przetrenowani, że w trakcie trwania turnieju nadal trenowali na siłowni. Jak Pan to odbiera?
- Być może trzeba było trochę zluzować? Jednak po fakcie każdy będzie wysuwał jakieś teorie. Ja nawet nie śmiem jakoś mocno się w to wkręcać. Trener Anastasi pewnie to rzetelnie oceni. Do tej pory wszystko było dobrze, dlatego nikt nie szukał dziury w całym. Ale jednak, choćby w stosunku do Australijczyków, wyglądali troszeczkę ciężej.
- Co w takim momencie, po takim turnieju, na który jedziemy jako jedni z faworytów, a wracamy z niczym, powiedzieć zawodnikom? Dla kilku z nich była to pewnie ostatnia szansa na zdobycie olimpijskiego medalu.
- No tak, ale mają złoty medal Ligi Światowej, drugie miejsce w Pucharze Świata, czy brąz w Mistrzostwach Europy. Faktycznie, nie mają medalu igrzysk, trudno, ale trzeba powiedzieć „dziękuję" za to zaangażowanie, za pracę, za walkę i dać sobie trochę czasu, odpocząć, spotkać się i wrócić spokojnie do pracy.