Piotr Należyty: potrzebujemy więcej świąt siatkówki
Prezes LOTOSU Trefla Gdańsk opowiada, dlaczego mecz z Asseco Resovią Rzeszów został przełożony, mówi też o sezonie w wykonaniu swego zespołu i systemie rozgrywek na kolejne lata.
PLUSLIGA.PL: Co się stało, że mecz 26. kolejki przeciwko mistrzom Polski nie jest rozgrywany w pierwotnym terminie?
PIOTR NALEŻYTY: Jakiś czas temu dotarła do nas wiadomość, że Gdańsk i ERGO Arena zostały wybrane jako gospodarze turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich, w którym o bilety do Rio de Janeiro walczą nasi szczypiorniści. Pierwotnie mieliśmy grać z Resovią 9 kwietnia, na to się szykowaliśmy, ale plany się zmieniły. Turniej reprezentacyjny piłkarzy ręcznych to większe wydarzenie, cieszymy się, że takie imprezy sportowe odbywają się w Gdańsku. Hala zostaje jednak zajęta od 7 kwietnia, więc zostaliśmy zmuszeni coś z tą sytuacją zrobić.
Inna hala nie wchodziła w grę?
PIOTR NALEŻYTY: Sprawdzaliśmy inne obiekty, ale hala w Gdyni w ogóle nie wchodziła w grę. Pozostałe obiekty zapewniają widownię około 1300-1500 widzów, a na to nie chcieliśmy się zgodzić. Kluczowe dla nas było, by spotkanie mogła obejrzeć jak największa grupa kibiców. Przypomnę tylko, że w ubiegłym sezonie mieliśmy najliczniejszą publiczność w PlusLidze, a w tym roku podczas meczu z PGE Skrą Bełchatów wspierało nas ponad 7 500 osób. Poprosiliśmy więc Asseco Resovię, czy nie pójdzie nam na rękę i zgodzi się na przełożenie meczu na 6 kwietnia.
I rzeszowianie się zgodzili?
PIOTR NALEŻYTY: Tak i za to im ogromnie dziękujemy! Nasi rywale zrozumieli sytuację, długo rozmawialiśmy i w końcu udało się wypracować rozwiązanie. Było bardzo trudno, bo ERGO Arena była zarezerwowana niemal w każdy dzień. Udało się znaleźć jedną datę, by kibice mogli ten mecz zobaczyć na żywo, a nie tylko w telewizji. Zresztą zaczęły się także problemy z dostępnością również tych mniejszych obiektów...
Czy dla klubów PlusLigi, które nie są właścicielami hal trudno jest tak się zorganizować, by obiekt był dostępny zawsze wtedy, gdy jest taka potrzeba?
PIOTR NALEŻYTY: Jest to szalenie trudne. Dokładnie nie pamiętam, lecz chyba w tym sezonie zmuszeni byliśmy przełożyć osiem spotkań. Gdy dostaliśmy pełen terminarz, to kolizje terminowe były ogromne. Nie jest tajemnicą, że zmuszeni byliśmy w pierwszej rundzie grać niemal tylko na wyjeździe, tak trudno było o terminy w ERGO Arenie. By kibice mogli uczestniczyć w naszych meczach, musieliśmy iść na ustępstwa. Zresztą wiem, z rozmów z innymi prezesami, że takich kłopotów w innych miastach jest cała masa. Hala to nie stadion piłkarski, gdzie tylko raz na jakiś czas odbywa się koncert, w halach dzieje się bardzo dużo, one żyją i trudno jest to wszystko zoptymalizować tylko z naszego punktu widzenia.
Gdyby chcieć się trzymać sztywno kalendarza, to wiele meczów odbywałoby się w halach zastępczych?
PIOTR NALEŻYTY: Z naszego punktu widzenia tak można przyjąć, jednak co z klubami i miastami, w których jest tylko jeden obiekt? Być może w ogóle nie byłoby gdzie zagrać, przecież u nas jest kilka hal. To jest trudne. Oczywiście wszyscy w PlusLidze chcemy i staramy się dążyć do tego, by mecze odbywały się zgodnie z terminarzem, proszę mi jednak wierzyć, że to piekielnie trudna rzecz.
A co pan sądzi o tym, by ostatnie kolejki rozgrywać jednego dnia, o jednej godzinie? Czy w siatkówce to jest potrzebne?
PIOTR NALEŻYTY: Siatkówka jest na tyle czystą i wspaniałą grą, a ludzie w niej będący na tyle świadomi, że takie ustawianie na sztywno ostatnich kolejek nie jest potrzebne. Jestem spokojny o ducha sportu, na pewno nie będzie żadnego ustawiania się. Oczywiście, można dyskutować o takim rozwiązaniu, jest to do przemyślenia, lecz wymaga dużo wcześniejszego zorganizowania. O tym trzeba myśleć z rocznym wyprzedzeniem, tyle tylko że i tak może być z tym problem. W naszym konkretnym przypadku, czego byśmy nie zaplanowali, to i tak byłby kłopot, przecież decyzja o turnieju kwalifikacyjnym piłkarzy ręcznych zmieniła by pierwotne harmonogramy. Teraz ostatnie kolejki są rozrzucone, jednak tak naprawdę jestem zdania, że na ostateczny wynik pracuje się przez cały sezon. Pojawiły się nawet ostatnio wątpliwości dotyczące ustalania kolejności w tabeli, lecz zwróćmy uwagę, kiedy one się pojawiły – pod koniec rozgrywek.
Jakie ma pan wrażenia związane z tegorocznym, nietypowym systemem rozgrywek, praktycznie bez fazy play-off, który miał pomóc reprezentacji Polski?
PIOTR NALEŻYTY: Jest tu kilka aspektów: z punktu widzenia naszego klubu to wiedzieliśmy, że bardzo mocno idziemy na rękę reprezentacji, bo taki system spowoduje, że na tym bardzo ucierpimy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że bez fazy play-off nie będzie szans odrobienia ewentualnych strat, dlatego miejsce w czwórce będziemy traktować jako nasz wielki sukces. Jesteśmy tego blisko, zdobyliśmy Superpuchar, fajnie zaprezentowaliśmy się w Lidze Mistrzów, czyli wiele nam się udało. Ale zdania nie zmieniam, nadal jestem zwolennikiem systemu z normalnym play-off. Rozumiem jednak, że w tym roku był on niemożliwy do zagrania, wystarczy popatrzeć na reprezentantów – Mateusz Mika i Sebastian Schwarz wrócili z Berlina wykończeni i w meczach, które się odbywały tuż po turnieju, nie mogli nam pomagać w grze. Przed sezonem byliśmy zwolennikiem grania play-off 1-4, a przed kolejnymi rozgrywkami jeszcze nie analizowałem, czy lepszym rozwiązaniem będzie 1-4, czy może 1-8. Popatrzmy też na to od strony medialnej czy kibicowskiej – teraz fazy play-off właściwie nie ma, a przed rokiem u nas na trybunach na tym etapie rozgrywek bywało po 10 tysięcy osób. Takich świąt siatkówki potrzebujemy jak najwięcej.