Plamen Konstantinow: czekam na telefon od prezesa
Jedna z najbarwniejszych postaci w siatkarskim świecie. Prawdziwy obieżyświat, któremu nie straszne syberyjskie mrozy, włoska dyscyplina czy turecki brak organizacji. Rok temu zakończył karierę zawodniczą. Teraz powraca do siatkówki w roli trenera, bo brakuje mu tego wyjątkowego uczucia jakie towarzyszy sportowej rywalizacji i adrenaliny, którą może dać wyłącznie boisko. Na razie wybrał turecki Ziraat Bankasi Ankara, za rok być może zobaczymy go w PlusLidze.
PlusLiga: Minął rok odkąd zakończyłeś karierę zawodniczą. Jak spędziłeś ten czas?
Plamen Konstantinow: Poszedłem do Akademii Sportowej, by zdobyć kwalifikacje trenerskiej. W lipcu kończę studia i będę dyplomowanym trenerem. Równolegle podjąłem też studia ekonomiczne, żeby pogłębić wiedzę i w tej dziedzinie. Nigdy nie wiadomo co może się w życiu przydać. Może wkroczę w świat polityki...
- Po co ktoś tak znany i ceniony, jak Ty z czystego świata sportu wchodzi w świat "brudnej” polityki?
- To naprawdę mnie interesuje. Mam swój pomysł na rozwój sportu w Bułgarii, wydaje mi się że bardzo dobry pomysł, który jednak zakłada sporo zmian. Rok temu partia, z ramienia której startowałem w wyborach nie weszła do parlamentu, szkoda. Nie wykluczam jednak, że za trzy lata spróbuję ponownie.
- Kilka lat temu chciałeś pracować w Bułgarskiej Federacji Siatkówki, zmienić nieżyciowe przepisy blokujące młodych siatkarzy.
- W bułgarskiej federacji to ja raczej pracował nie będę. Mam kompletnie inny sposób myślenia, niż nasi działacze i raczej trudno byłoby mi się z nimi porozumieć. W innych okolicznościach, z innymi ludźmi, chętnie.
- Na razie jednak zamierzasz spróbować swoich sił jako trener. Skąd ten pomysł?
- Skłamałbym mówiąc, że nie mam z czego żyć. Prowadzę swoje biznesy, ale kryzys dopadł również mnie i nie jest tak dobrze, jak kiedyś. Bycie trenerem to nie jest wprawdzie profesja, która daje spokój i stabilizację finansową, ale chcę spróbować swoich sił, chcę wrócić do siatkówki, bo lubię nowe wyzwania.
- Kiedy rozmawiałam z Tobą kilka lat temu, nawet nie myślałeś o byciu trenerem. Co się zmieniło?
- Ludzie się zmieniają, ja chyba też. Po pierwsze, nie jestem już zawodnikiem, zabrakło w moim życiu tej adrenaliny, tego uczucia, którego nie można nawet opisać, można je tylko czuć głęboko w sercu - kiedy stoi się na boisku, uczestniczy w rywalizacji. Bardzo mi tego brakuje i mam nadzieję, że pracując jako trener, choć trochę wskrzeszę tamte uczucia, tamten stan.
- Rozpocząłeś już pracę?
- Powoli rozpoczynam. Biorę udział w kompletowaniu składu drużyny z Ankary. Bardzo mnie cieszy transfer Simona Tischera, z którym grałem w Iraklisie Saloniki. Skład mamy praktycznie gotowy. Chciałbym jeszcze zakontraktować jednego obcokrajowca, ale to już wyłącznie pod kątem Pucharu CEV.
- Masz tremę przed trenerskim debiutem?
- Nie mam. Jeszcze nie, ale myślę że za miesiąc, kiedy wyruszę na swój pierwszy trening, serce mocniej zabije.
- Jaką szkołę siatkarską będziesz wdrażał w życie? Bułgarską, jak trener Stoew czy włoską, jak chociażby Silvano Prandi?
- Chciałbym mieć własny styl pracy, ale jego wypracowanie zabierze mi ładnych kilka lat. Na razie muszę i chcę czerpać od innych. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zabrać po trochu z każdej szkoły siatkówki - bułgarskiej, polskiej, włoskiej, rosyjskiej czy greckiej i stworzyć system idealny. Będę próbował korzystać ze wszystkich swoich międzynarodowych doświadczeń, dać drużynie wszystko, co mogę najlepszego, a co z tego wyjdzie - zobaczymy. Idealnym pomysłem jest stworzenie czegoś pomiędzy włoską a rosyjską szkołą siatkówki.
- A propos Prandiego - co sądzisz o reprezentacji Bułgarii, którą stworzył?
- Przez rok zmienił bardzo dużo. Największe efekty jego pracy są widoczne w systemie blok - obrona. Jestem pod wrażeniem, że w ciągu roku można aż tak bardzo poprawić organizację gry w drużynie. Grając tak, jak w Lidze Światowej, mamy bardzo realne szanse na podium mistrzostw świata. Jest pięć, sześć zespołów, które grają na podobnym poziomie i będą liczyć się w walce o podium.
- Jako zawodnik byłeś bardzo energiczny, czasem nawet nazbyt. Jako szkoleniowiec, będziesz potrafił powściągnąć emocje?
- Jak uczestniczysz w rywalizacji, to nie możesz stać na boisku na baczność. Jak tak nie umiem. Gram całym sobą, pokazuję emocje, czasami za bardzo. Taki jestem i takim też pewnie będę trenerem, bo ja po prostu żyję tym, co robię, daję z siebie wszystko.
- Wybrałeś ofertę tureckiego Ziraatu Bankasi Ankara. Prezes Grodecki nie próbował ściągnąć Cię do Jastrzębia?
- Zadzwonił do mnie rok temu z pytaniem czy chciałbym poprowadzić Jastrzębski Węgiel, ale to była tylko luźna rozmowa, nic konkretnego. Ja jednak nie byłem gotów do takiej pracy, nie miałem na to czasu, miałem już swoje plany związane z nauką i polityką. Szkoda, że nie zadzwonił w tym roku, bo chętnie wróciłbym do Polski. Cóż, popróbuję swoich sił w Turcji, zdobędę doświadczenie, a za rok czekam na telefon od prezesa Grodeckiego....