Po zwycięstwie nad Unicają czas na mistrza Polski
W czwartek Tytan AZS Częstochowa pokonał 3:1 hiszpański zespół Unicaję Almerię w 1/8 Challenge Cup. W niedzielę o godzinie 18.00 zmierzy się z PGE Skrą Bełchatów w 13.kolejce PlusLigi. Dla Akademików każdy punkt w obecnej sytuacji jest na wagę złota. – Na pewno będziemy walczyć, żeby urwać jakieś punkty - zapewnia Michał Kamiński, atakujący biało-zielonych.
PlusLiga: Wygraliście z Unicają Almeria 3:1. Jednak pierwszy set nie zapowiadał zwycięstwa, zwłaszcza że przewaga gości była znacząca. AZS zdołał doprowadzić do remisu, ale ostatnie słowo i tak należało do Hiszpanów.
Michał Kamiński: To prawda, że goście cieszyli się ze zwycięstwa w pierwszym secie. Dla nas najważniejsze było to, że zdołaliśmy się podnieść po słabym początku. Każdy wchodzący zawodnik wnosił na boisko wiele dobrego. Mało, że swoją grą sprawiał, że na tablicy był coraz lepszy wynik to dodatkowo pobudzał drużynę i wszystkim udzielała się pozytywna energia. W końcówce udało nam się naprawić kilka elementów, które nie funkcjonowały wcześniej, co sprawiło, że to przeciwnik zaczął się mylić. Co więcej zaczęliśmy wykorzystywać kontrataki, a dodatkowo bardzo pomogła nam zagrywka Łukasza Wiśniewskiego. Rywal pogubił się zupełnie w grze, dzięki czemu nam było łatwiej ustawić bloku.
- Z drugiej strony patrząc na mecz, można by było powiedzieć, że spotkanie mogło się rozstrzygnąć 3:0 na waszą korzyść. To Wy mieliście w pierwszym secie kilka piłek setowych w górze, których nie udało się skończyć.
- Można tak powiedzieć, że była szansa zakończyć mecz szybko wynikiem 3:0. Aczkolwiek Hiszpanie mieli też trochę szczęścia w tym decydującym momencie, kiedy piłka spadła po taśmie. W drugim secie wyszliśmy już zupełnie odmienieni. Zagraliśmy konsekwentnie i przyniosło to efekt w postaci wygranej 3:1.
- Pojawiłeś się na boisku w połowie pierwszego seta i pozostałeś prawie do końca meczu. Wielu okazji do grania do tej pory nie miałeś. Jak się czułeś?
- Nie dostaje wielu szans na grę, ale tak to jest, że lepszy gra. Cieszę się, że dostałem szansę i pomogłem drużynie zarówno w ataku, na zagrywce i w bloku. Szkoda tych ostatnich ataków, bo nie były udane, ale najważniejsze, że odnieśliśmy zwycięstwo i z tego się cieszymy.
- Nawiązując właśnie do ostatnich ataków w trzecim secie. Co się stało, że nagle nie udawało Ci się kończyć piłek? Czyżby za duże ciśnienie spowodowane stawką spotkania?
- Nie, nie odczuwałem żadnego ciśnienia. Czułem się bardzo dobrze, nie czułem spięcia. Pod koniec uderzyłem piłkę, która „poleciała za kołnierz”, do tego źle poszedłem do ataku i w konsekwencji atak był autowy. Jeden błąd pociągnął drugi za sobą.
- Unicaja Almeria to zespół, która ma na swoim koncie kilka sukcesów – mi.in. osiem razy zdobyli tytuł mistrza kraju. Jednak w czwartkowym meczu w 1/8 Challenge Cup nie prezentowali się, jak na mistrza przystało. Czy mimo to zaskoczyli Was jakimś elementem?
- Można powiedzieć, że nie pokazali się z jak najlepszej strony, bo my nie daliśmy im na to szans. Na pewno spodziewaliśmy się więcej gry pierwszym tempem. Dopiero w końcówce czwartego seta zaczęli grać krótką. Poza tym my realizowaliśmy swoją taktykę, która okazała się trafiona i to jest dla nas najważniejsze.
- Przed tym spotkanie sztab szkoleniowy zwracał uwagę na wiodącą postać w zespole z Almerii, a mianowicie na Ibana Pereza. Jak się okazało nie był ich głównym motorem napędzającym.
- Trzeba powiedzieć sobie otwarcie, że jeden zawodnik nie wygrywa meczu. Być może w ich założeniu było rozłożyć grę na wszystkich zawodników, stąd też taka średnia aktywność tego zawodnika.
- Na chwilę zapominacie o zespole hiszpańskim, bo rewanż dopiero 8 lutego. Teraz przed Wami mecz ze Skrą Bełchatów. W spotkaniach przeciwko tej drużynie to bełchatowianie zawsze są stawiani w roli faworyta. Czego mogą spodziewać się kibice w meczu z siedmiokrotnym mistrzem kraju? Jest szansa chociażby na urwanie punktów?
- Oczywiście, że jest szansa i tak też podejdziemy do tego meczu. Na pewno będziemy walczyli o jakieś punkty. My jesteśmy w takiej sytuacji, że każdy punkt się liczy. Nie zależnie czy będzie to jeden, czy dwa, czy trzy – z każdego będziemy się cieszyć.